niedziela, 23 marca 2014

Drunk in Love

grudzień


  • Cześć Vera, jak minął weekend?
  • Świetnie, wczoraj wróciliśmy z Lyonu – odparła – chyba nie powinnam latać samolotami.
  • Coś się stało?
  • Nie, po prostu jakoś...dziwnie się czuję – wzruszyła ramionami
  • może to przez grypę?
  • Co? przestań, Karim...
  • co Karim? - spytał piłkarz wchodząc do gabinetu
  • co tu robisz?
  • Też się cieszę, że cię widzę, kochanie – odparł siadając na miejscu Very.
  • Jakbyś mógł, to miejsce dla ciebie jest po drugiej stronie biurka, kochanie.
  • Mała wyluzuj, ja na badanie.
  • Zdejmij spodnie – powiedziała przeglądając dokumenty
  • teraz?
  • A kiedy? Zdejmij spodnie.
  • Nie możemy poczekać, aż wrócimy do domu? Seks na biurku jest z pewnością ekscytujący, ale nie chciałbym, żeby ktoś oglądał tyłek mojej żony.
  • Muszę zrobić ci badanie, a przez spodnie nie jest to możliwe. Więc z łaski swojej ściągnij spodnie i się połóż, w tamtym miejscu.
  • Wedle życzenie – szepnął – będzie boleć?
  • Od razu zadzwoń do mamy i się pożegnaj....i testament też możesz spisać.
  • Bardzo śmieszne – mruknął
    Tego samego dnia, wieczór
  • Vera! Otwieraj drzwi! - krzyknął waląc w drzwi od łazienki – Vera, do cholery!
  • Daj mi spo....
  • VERA!
  • O co ci chodzi? - spytała wychodząc z pomieszczenia
  • wczoraj wieczorem też wymiotowałaś.
  • Zatrułam się czymś.
  • Jesteś pewna, że nic ci nie jest?
  • Tak – szepnęła
  • połóż się, przyniosę ci coś do picia.
  • Nie musisz.
  • Odwodnisz się maluszku. - uśmiechnął się, gdy piłkarz zszedł na dół ponownie pobiegła do łazienki, zanim wrócił, zdążyła położyć się jakby od jego wyjścia nie wyszła z łóżka.
  • Znów wymiotowałaś? - spytał stawiając kubek na szafkę nocną
  • nie, skąd.
  • Vera, słyszę szum wody.
  • Karim, proszę cię. Przestań, nie mam sił się z tobą kłócić. To pewnie grypa, byłeś w gabinecie, gdy Marco opowiadał, że...
  • słyszałem – przerwał jej – kochanie, martwię się o ciebie.
  • Dziękuję – wyszeptała
  • za co?
  • Za to, że się mną opiekujesz. - mruknęła układając głowę na kolanach mężczyzny
  • ty cały czas się mną opiekujesz. W domu i w klubie. - odparł
  • jesteś moim mężem, to się opiekuję tobą w domu, a w klubie to opiekowanie się tobą i resztą drużyny jest moim obowiązkiem – wyjaśniła – myślałeś nad tym, co mówiła twoja mama? O nas? I tym co się dzieje.
  • Masz na myśli dziecko? - zapytał
  • dokładnie – szepnęła
  • wiesz....mamy czas na dziecko, a nawet dzieci – odparł - ale jeśli będziesz czuła, że nadeszła odpowiednia pora...znaczy będziesz chciała...no bo...no wiesz...poczujesz instynkt macierzyński...nie to źle brzmi...po prostu przyjdź i powiedz.
  • Chcę dziecko tu i teraz? - spytała śmiejąc się
  • może powiedz, że myślisz, że to odpowiednia pora, żeby powiększyć naszą rodzinę – odpowiedział – tamto zdanie, jest bardziej w moim stylu.
  • Prosto z mostu...zrozumiałbyś bez owijania...
  • okey rozumiem – przerwał.
  • A na święta coś planujesz? - zmieniła temat
  • myślałem, żebyśmy spędzili je we dwoje. Wolisz wygrzać pupcie słońcem, czy żeby były grzane na śniegu moimi dłoniami?
  • Boże, Benzema jesteś niemożliwy...jeśli możesz to podaj mi...
  • herbatę – dokończył
  • dziękuję – szepnęła
    Następnego dnia
  • Jak się czujesz? - spytał gdy zobaczył blondynkę wchodzącą do kuchni
  • koszmarnie. - mruknęła kładąc głowę na stole – ciągle mi nie dobrze.
  • Na co masz ochotę?
  • Żartujesz sobie? Tak mnie mdli, że mam ochotę chodzić z workiem albo wiadrem. A ty się pytasz na co mam ochotę?
  • Nie o to mi chodziło. - odparł – byłem w sklepie. Kupiłem cytryny, imbir, migdały, melisę, rumianek i świeżą miętę pieprzowa. Pogrzebałem w internecie i czytałem, że powinno ci pomóc. Więc na co masz chęć?
  • Miętę z cytryną.
  • Z miodem?
  • Poproszę. - wyszeptała – spać mi się chce
  • nie dziwię się, w końcu nie spałaś całą noc. - odparł – mogłaś mnie wcześniej obudzić.
  • Nie chciałam cię budzić...Karim to krępujące rzygać przy kimś.
  • Nie przy kimś, jestem twoim mężem.
  • No i co? To krępujące...mogłam zamknąć drzwi, wtedy byś nie wszedł.
  • Wtedy bym je wyważył. - odparł – proszę, napij się – postawił kubek przed dziewczyną – może weź sobie wolne? Odpoczniesz.
  • Nie, nie mogę – mruknęła
  • wiesz, że bardzo się cieszę, że pracujesz blisko mnie i wiem, że lubisz być nie zależna
  • i tak przelewasz mi pieniądze – przerwała mu
  • skąd wiesz?
  • Karim, nie rozmieszaj mnie. 10 tysięcy od tak nie pojawia się na koncie.
  • No dobrze, ale wiesz że nie musisz pracować. Widzę jaka jesteś zmęczona – wyszeptał
  • to chwilowe, niedługo mi przej... - przerwał jej telefon piłkarza
  • tak mamo?.....co robimy w święta? - spojrzał na żonę, która łyżeczką mieszała herbatę – mieliśmy pewne plany...tak i nadal je mamy...chcecie przyjechać? - ponownie spojrzał na żonę, która kręciła przecząco głową – no wiesz mamo....chcę zrobić Verci niespodziankę...okey, zobaczymy się po świętach.
  • Co z tą niespodzianką? - zapytała, gdy zakończył rozmowę
  • słońce czy moje dłonie?
  • Sam zdecyduj...misiaczku?
  • Co?
  • dobra, ta herbatka.
  • To pij, a ja ci zrobię jeszcze jedną.
  • A zawieziesz mnie do pracy?
  • Oczywiście, za dwie godziny mam trening.
  • Jaki trening? - zdziwiła się – żadnego treningu nie będzie, musisz zregenerować mięśnie i ewentualnie na siłowni, żadnego treningu wysiłkowego.
  • Jesteś pewna?
  • Tak – szepnęła – niedługo będę gotowa.
  • nie musisz się śpieszyć – powiedział. Pół godziny później zeszła, owinęła się szalem, piłkarz pomógł ubrać jej płaszcz i razem wyszli – jak się będziesz źle czuła, od razu do mnie zadzwoń.
  • Karim, nie mam pięciu lat.
  • Albo sama zadzwonisz, albo powiem każdemu pracownikowi...
  • nie zaczynaj...błagam... - przerwała mu
  • no dobrze, a jak się czujesz?
  • Twoja mięta mnie uleczyła. - odparła
  • to dobrze, dlatego zapakowałem ci do torebki miętę, melisę i rumianek, wrzuciłem ci też dwie cytryny i paczkę migdałów.
  • Karim, jadę do pracy, a nie na piknik.
  • Żadnego ale. Jak będzie trzeba, przyjdę i sam ci zrobię herbatę. Potem dopilnuję, żebyś wszystko wypiła. - powiedział, gdy wysiedli z samochodu
  • jesteś nadopiekuńczy...
  • KARIM! KARIM!
  • O, twoja wierna fanka – mruknęła
  • jesteś zazdrosna? - zaśmiał się
  • Nie no co ty...jej cycki są większe od mojego tyłka.
  • Zrobisz sobie ze mną zdjęcie? - spytała
  • pewnie, które to nasze wspólne zdjęcie? - zagadał
  • nie pierwsze i nie ostatnie. - zachichotała
  • Mała, mogłabyś zrobić zdjęcie?
  • Daj ten aparat – odparła. Kilka minut później, po 'sesji' wchodzili do budynku – w gabinecie mam nawilżone chusteczki, jak chcesz, to zmyję ci tą szminkę.
  • A jesteś zazdrosna? - zapytał
  • zawsze jestem o ciebie zazdrosna...tylko one mogą patrzeć, a ja patrzeć i dotykać. - w gabinecie pomogła piłkarzowi zmyć ślady szminki – nie czekaj na mnie, muszę załatwić kilka spraw w biurze. Wrócę pewnie wieczorem.
  • Przyjadę po ciebie – szepnął – do zobaczenia kochanie.
  • A buzi? - spytała, gdy był przy drzwiach
  • moja żonka chce buziaka? - mruknął podchodząc do dziewczyny – dostaniesz nawet dwa.
    Wieczorem
  • wróciłam – krzyknęła, gdy zamknęła drzwi
  • nie mogłaś zadzwonić?
  • Rozładował mi się telefon – odparła – jest coś do jedzenia?
  • A na co masz ochotę?
  • Cokolwiek zrobisz...idę pod prysznic. - gdy wróciła ubrana w piżamę – tygrysa, piłkarz wybuchł śmiechem – z czego się śmiejesz?
  • Ale z ciebie tygrysica.
  • Zamknij się,daj mi coś do jedzenia, jestem cholernie gło... - przerwał jej dzwonek do drzwi – zapraszałeś kogoś?
  • Nie skąd, ciekawe kto to – udał się w stronę drzwi, gdy usłyszała "niespodzianka" zamarła
  • Vera mizernie wyglądasz, źle się czujesz? Mówiłam ci, jakbyś była w ciąży, to zdrowo byś się odżywiała i nic by ci nie było. A tak? Jesz byle co i ani ty nie jesteś zdrowa, a ni dziecka nie macie. Jakbyście mieszkali w Lyonie, to bym was pilnowała
  • mamo, spokojnie. Vera jest chora, ale to minie, na dodatek dopiero wróciła z pracy.
  • Nie musisz mnie tłumaczyć – powiedziała – napije się mama herbaty?
  • Ja zrobię – powiedział piłkarz
  • niedługo wracam – bąknęła dziewczyna
  • idę z tobą
  • idę siusiu – szepnęła – nie potrzebuję twojej pomocy. - dwie godziny później, Vera siedziała na łóżku po turecku i przeglądała gazetę.
  • Proszę, zrobiłem ci herbatę.
  • Dziękuję kochanie – mruknęła – twoja mama trochę pokrzyżowała mi plany.
  • Tak? - zdziwił się
  • yhm, prócz herbaty miałam ochotę na coś innego, a właściwie to na kogoś.
  • Na kogo?
  • Francuz, napastnik Realu Madryt, gra z 9 i jest moim mężem.
  • Farciarz z niego – mruknął, odłożył gazetę i przybliżył się do blondynki. Objęła dłońmi jego szyję i delikatnie pocałowała w usta – jesteś pewna?
  • Nawet bardzo – szepnęła – kocham cię – odwzajemniała delikatne pocałunki Francuza – tylko nie szalej. Twoja mama jest...ach...




Drogie Panie  :))
Mogę Wam zdradzić, że to nie koniec przygód tych dwójki :)
Niedługo zacznę pisać You Give Love a Bad Name, mam nadzieje, że wena wróci w 100%

do napisania :)