czwartek, 26 grudnia 2013

Naughty Girl

  • a ty do kogo? - spytał rosły mężczyzna
  • yyy... dzień dobry. Mam coś takiego – pokazała czarną kartę ochroniarzowi
  • w takim razie, proszę wejść – otworzył jej drzwi, dziewczyna weszła do pustego lokalu, przy barze była tylko dziewczyna, która układała butelki.
  • Mogę ci jakoś pomóc? - spytała
  • tak, ty pewnie jesteś Sue?
  • Tak, to ja – potwierdziła
  • Stella dała mi tą kartę.
  • Lena?
  • Tak.
  • Stella ci wszystko wyjaśniła? - przytaknęła – zdajesz sobie sprawę, co to za klub?
  • Tak, wszystko wiem. Chodzi tu o...o specyficzny rodzaj tańca.
  • Dokładnie. Nikt cię nie będzie do niczego zmuszać, chyba że sama będziesz chciała, to wtedy dogadujesz się z szefem. Jedynie prywatne występy i tu na sali.
  • Prywatne?
  • Tak, na górze są pokoje, albo tam za tobą – wskazała palcem, dziewczyna się odwróciła
  • to odgrodzone frędzlami?
  • Tak. Zawołam szefa, okey?
  • Pewnie – uśmiechnął się, kilka minut później siedziała w gabinecie na przeciwko mężczyzny.
  • Przeczytałaś? - spytał
  • tak.
  • I wszystko się zgadza?
  • Tak, wszystko. Będę tancerką, nic więcej.
  • Dokładnie.
  • Wszystko się zgadza, według kodeksu pracy...
  • znasz kodeks pracy?
  • Tak, inne przepisy również. Nie ważne jaka praca, ale swoje prawa powinnam znać, prawda?
  • Oczywiście. - skinął głową
  • dostanę kserokopię?
  • Po co?
  • Jak to po co? Zgodnie z kod...
  • oczywiście, że dostaniesz – przerwał jej – widzę, że głupia nie jesteś.
  • Jeśli to komplement, to dziękuję. - nie odpowiedział
  • wszystko się zgadza?
  • Mam jedno pytanie.
  • Więc słucham – mruknął
  • rezygnuję w każdej chwili, bez konsekwencji? - spojrzałam mu w oczy.
  • Tak – odpowiedział
  • to wszystko okey – szepnęła. Dziewczyna westchnęła, wzięła pióro do ręki i złożyła podpis. Kopię schowała do teczki. Lena wymieniła uścisk dłoni z nowym szefem i wyszła.
  • Chodź pokażę ci twój pokój – usłyszała za plecami
  • mój pokój?
  • Tak, tam będziesz mogła się przebrać. - wyjaśniła – taka garderoba. Nie jest za duża, ale zawsze coś.
  • Myślałam, że wszystkie dziewczyny mają jeden...
  • tą będziesz dzielić ze mną – uśmiechnęła się
  • dzięki Sue – powiedziała wychodząc.
  • Nie ma sprawy. Do jutra – wyszła z klubu. Udała się prosto w stronę domu. Zrobiła obiad i czekała na siostrę. W tym czasie przygotowała rzeczy dla młodszego brata.
    Mesut
  • Co robisz jutro wieczorem? - spytał przyjaciela
  • chcę jakoś porozmawiać ze Stellą, może w końcu wpuści mnie do domu – mruknął
  • Sami, takich lasek na świecie jest tysiące. Z małymi różnicami – zaśmiał się
  • z jakimi?
  • Jedne bardziej chętne inne mniej. - wyjaśnił
  • Mesut...kobieta to nie rzecz, to istota...
  • z cyckami i tyłkiem – dokończył
  • z uczuciami. One czują, kochają, cierpią – wymieniał
  • oczywiście, że czują – mruknął – kiedy to mają....
  • Czekam na dzień kiedy się zakochasz – przerwał mu- zakochasz, może z wzajemnością, a może i nie. Może złamie ci ona serce, dowiesz się co znaczy kochać i cierpieć jednocześnie. Jak to fajnie...
  • przestań – syknął – mnie to nigdy nie spotka.
  • Nigdy nie wiesz co cię spotka – odpowiedział
  • jak chcesz, jutro wieczorem będę w klubie. - mruknął i wyszedł
    Lena
  • Wychodzę jutro wieczorem – szepnęła, gdy jechały autobusem do szpitala
  • gdzie? - spytała siostra
  • do pracy.
  • jak do pracy? To co ty właściwie będziesz robić?
  • Będę kelnerką, to wszystko – skłamała – lepsze to niż szef zboczeniec.
  • Damy sobie radę – uśmiechnęła się. Gdy dojechały na miejsce, Ana skierowała się do pokoju brata, a Lena poszła porozmawiać z lekarzem. Usiadła w fotelu i przeglądała wyniki ostatnich badań
  • jego stan się poprawia. Pomału, ale jest co raz lepiej.
  • Czyli nadal nie ma pewności, że z tego wyjdzie? - spytała
  • jeśli poddalibyśmy go operacji, to była by 100% pewność.
  • Na nią potrzebne są pieniądze – mruknęła
  • skontaktujcie się z jakąś fundacją, pomagają uzbierać pieniądze.
  • Są bardziej potrzebujący – przerwała – damy sobie radę, uzbieram te pieniądze.
  • Mogę ci tylko gratulować wytrwałości. - powiedział lekarz
  • dziękuję – oparła i wyszła z gabinetu. Przeszła przez korytarz, weszła do pokoju brata, siedział na łóżku na przeciwko niego siedziała Ana i grali w Chińczyka.
  • Lena!
  • Cześć Crio – przytuliła brata – jak się czujesz
  • dobrze, ostatnio jestem bardziej senny, ale nie martw się – odpowiedział – a wczoraj zaczął ruszać mi się ząb, zobacz!
  • No to świetnie. Jak będziesz grzeczny i ząb sam wypadnie, bez twojej pomocy, to przyjdzie wróżka zębuszka i przy...
  • o imieniu Lena...Lenka, ja wiem, że wróćki zębuszki nie istnieją, święty Mikołaj wysyła swojego pomocnika,a nie wróżkę. - dziewczyna tylko się uśmiechnęła. Zagrali w trójkę kilka rundek, pojechały dopiero gdy chłopiec zasnął. Gdy wróciły do domu rozeszły się do swoich pokoi. Lena wyciągnęła z torebki telefon i zadzwoniła.
  • Cześć Lena – usłyszała
  • cześć, słuchaj...co z tymi strojami?
  • Mam coś dla ciebie, mogłabyś do mnie przyjechać? - spytała
  • pewnie. Wyślij mi adres i niedługo u ciebie będę.
  • To do zobaczenia – zadzwoniła po taksówkę, ubrała buty i wyszła z domu. Kwadrans później była na miejscu. Weszła do windy i wjechała na trzecie piętro, drzwi otworzyła jej ciężarna dziewczyna
  • cześć Stella.
  • Cześć, miło cię widzieć – przywitały się pocałunkiem. Do salonu Stella przyniosła sporej wielkości pudło – nosisz ten sam rozmiar co ja. Powinno pasować – wyciągnęła kilka strojów – jak na karnawał w Rio, ale takie stroje mamy mieć. Ta sukienka jest świetna, same frędzelki. - podała jej czerwoną kreację – przymierz.
  • No dobra – odparła
  • umiesz chodzić w szpilkach?
  • Przez trzy lata od poniedziałku do piątku w niczym innym nie chodziłam i nie biegałam. Więc nie powinno być problemów.
  • No raczej – zaśmiała się
  • chyba pasuje – szepnęła
  • chyba? Jest świetna, mam jeszcze czarną, ale bardziej kusą...zresztą weźmiesz wszystkie, potem sobie coś jeszcze znajdziesz.
  • Dziękuję – uśmiechnęła się
  • nie ma za co. Coś cię martwi?
  • Życie codzienne – szepnęła
  • coś nie tak z Crio?
  • Jego stan się poprawił, ale lekarz mówi, że jeśli poddamy go operacji to na sto procent będzie zdrowy, a na to potrzebne są pieniądze.
  • A fundacje?
  • Inne dzieci bardziej ich potrzebują ja sobie jakoś poradzę...no dobrze, ale nie zarobię ich będą tylko ubrana.
  • Będziesz tańczyć. Miałaś jakieś do czynienia z tańcem
  • teledyski Shakiry i Beyonce się liczą? - spytała
  • jakaś to podstawa. - zaśmiała się – pokażę ci kilka ruchów i filmików.
    Następnego dnia, wieczorem
  • Gotowa na pierwszy dzień? - spytała barmanka
  • powiedzmy, że tak.
  • Wypij to – podała jej szklankę – spokojnie, nie upiję cię.
  • Dzięki – odparła próbując kolorowego drinka
  • proszę, a teraz idź zrobić makijaż i się przebierz. Za godzinę będziesz kołysać biodrami w tamtym miejscu. - wskazała na podest
  • a..a to nie jest czasem jakiś...no...yyy...
  • tam siadają stali klienci. Nie martw się, będzie dobrze dasz radę, Stella mówiła, że jesteś w tym dobra... a ona wie co mówi.
  • Dziękuję – odpowiedziała
  • a poza tym, jestem tutaj...tylko nie mów znów dziękuję, słyszałam to setki razy, na prawdę nie ma za co.
  • Okey, to widzimy się za godzinę. - Lena odeszła do ich wspólnej garderoby, przebrała się i zrobiła ciemniejszy makijaż, usta lekko musnęła cielistą pomadką, ubrała szpilki i wszyła.
    Mesut
  • Cześć Sue – przywitał się siadając na stołku barowym
  • cześć, na co masz ochotę
  • może na whisky.
  • On the rocks?
  • Idealnie. - podała mu szklankę trunku, rozejrzała się po sali i zobaczyła Lenę ubraną w czerwoną sukienkę i czarną długą marynarkę, poruszała ciałem w rytm muzyki. Niemiec wypił zawartość szklanki i odwrócił się w jej stronę – co to za dziewczyna?
  • Jest nowa – odparła
  • a jak się nazywa?
  • Naughty girl...


Mam pomysł na pewną historię składającą się z dwóch - trzech rozdziałów, ale pierw skończę Naughty Girl.
Myślicie, że Mesut się zmieni? albo Lena?

czwartek, 19 września 2013

Naughty Girl

ROZDZIAŁ III



  • Lena! Hej Lena, gdzie jesteś!? - krzyczała Ana chodząc po mieszkaniu
  • co się stało? Słychać cię na dole
  • gdzie byłaś?
  • Na zakupach – wyjaśniła – jesteś głodna?
  • Nie, zaraz lece do pracy.
  • Zrobiłam naleśniki – zaśpiewała
  • noooo taak jednak jestem głodna.
  • To sobie nałuż, wiesz jak obslużyć piekarnik, prawda?
  • A ty? Nie jesz?
  • Nie jestem głodna, rozpakuję zakupy. Potem pojadę do Crio – Ana wyszła do pracy, a Lena pojechała do szpitala.

    Bernabeu

  • Wyglądasz jakbyś dostał w ryj – zaśmiał się Mesut
  • nie, to co innego, chociaż tak się czuję – mruknął jego przyjaciel
  • to co ci jest?
  • Zakochałem się. - na co Niemiec parsknłą śmiechem - co cię śmieszy
  • zakochałeś się? Serio? Ty? Ten co z zamkniętymi oczami wyczuł klub ze striptizem? I co z nią?
  • Nie kocha mnie – wyjaśnił – rozumiesz, pierwszy raz się zakochałem. - zaśmiał się pod nosem Ozil, zawiązał but i udał się w kierunku murawy - Nie śmiej się – krzyknął za nim, ciebie też to spotka!

    Szpital

  • Cześć – przywitała się z bratem
  • Lenka! - objął szyję dziewczyny, całując ją w policzek
  • mam coś dla ciebie.
  • Co?
  • tam ta ra ram – wyjęła z torby mały pakunek
  • naleśniki! - ucieszył się – długo będziesz?
  • A co? Chcesz, żebym już sobie poszła?
  • Nie – zaśmmiał się
  • to w takim razie dlaczego pytasz?
  • Dziś jest mecz. - oznajmił – i pan doktor Martinez obiecał, że obejrzy go razem ze mną.
  • To dobrze. A jak się czujesz?
  • Wporządku. Każdego dnia co raz lepiej. - uśmiechnął się - a gdzie jest Ana
  • w pracy. - wyjaśniła
  • a ty? Dlaczego tu jesteś?
  • Crio, każdego dnia cię odwiedzam, chyba że miałam jakąś delegacje. Ale to były wyjątki.
  • Masz wolne? - spytał
  • jestem w trakcie zmieniania pracy.
  • Dlaczego?
  • Wiesz.... czasem tak jest, że ludzie zmieniają prace.
  • No dobrze – mruknął. Rozmawiali do późnego wieczora, gdy ktoś zapukał do dzwi, po chwili pojawił się starszy mężczyzna z szalikiem na szyji.
  • Witaj Lena.
  • Dobry wieczór.
  • Gotowy na mecz? - spytał chłopca
  • tak!
  • Ja już idę, oglądajcie spokojnie i bez szaleństw.
  • Dobrze – odpowiedział chłopiec, przytulił siostrę i pomachał jej na pożegnanie. Jak zawsze wsiadła do prawie pustego autobusu, zajęła miejsce pod oknem i przyglądała się doskonale znanym widokom za oknem.

    W tym samym czasie, Mesut

  • Czego się tak szczerzysz? - spytał Sami przyjaciela
  • Laski mnie uwielbiają. Popatrz tam – wskazał głową na grupkę dzewczyn z ogromnym transparentem. - każda jest gotowa, chętna i napalona na Magika
  • oczywiście, gdyby nie ochrona rzucałyby w twoją stronę stanikami i majtkami z numerem telefonu.
  • Wątpisz w to?
  • Facet! Ogarnij się! Zacznij myśleć mózgiem, a nie fjutem!
  • Sami, przesadzasz. Laski są od tego żeby je zaliczyć, a nie żeby kochać.
  • Ty tak poważnie? - oburzył się jego rodak – kobiety trzeba szanować, rozpieszczać
  • ale ja je rozpieszczam – zarechotał Ozil
  • czym?
  • No jak to czym? - zdziwił się
  • no czym?
  • Nie wiesz?
  • Nie, nie wiem. Możesz mi powiedzieć.
  • Jak to Sami określiłeś... ' fjutem' rozpieszczam je 'fjutem'
  • wydoroślej. Mesut, wydoroślej.
  • Ale o co ci chodzi?
  • Ty się jeszcze pytasz!?
  • Najpierw móisz, żeby rozpieszczać kobiety, potem że....
  • musisz dorosnąć – mruknął i pobiegł w kierunku szatni. Kwadrans przed meczem, gdy wszyscy byli przebrani do pomieszczenia wszedł trener. Podał wyjściową jedynastkę w której znalazł się Ozil. Rozegrał tylko, albo według niektórych aż 45 minut. Zmarnował dwie pewne akcje, kilkunastokrotnie sfaulował, nie miał dobrego kontaktu z resztą drużyny. W czasie przerwy, trener zaprosił go na rozmowę w cztery oczy.
  • Dlaczego nie wyjdę po przerwie? - syknął wściekły
  • to ja powinienem być wściekły, a nie ty.
  • Tak?
  • Oczywiście, nie zmarnowałeś tylko dwóch akcji.
  • Rozkręcam się, a poza tym za każdym razem kiedy byłem przy piłce laski piszczały ze szczęścia.
  • Ty tak na poważnie? - spytał – dołącz do reszty, a potem na ławkę, bo zmieni cię Luka.
  • Mogę po zmianie wyjść?
  • Gdzie? - spytał trener marszcząc brwi
  • do domu – mruknął – głowa mnie boli
  • to na pewno z przepracowania – powiedział chłodno
  • tak czy nie?
  • Tak. - westchnął. Kiedy Luka zmienił Mesuta, ten drugi od razu poszedł do szatni, wziął prysznic, przebrał się i opuścił stadion. Upewnił się, że nikt go nie śledził i odjechał. Pojechał go klubu, którego odwiedzał każdego wieczora. Przy barze zamówił drinka i obserwował wijącą się przy rurze bardzo skąpo ubraną dziewczynę.
  • Mesut? - usłyszał za plecami, obrócił się i zobaczył dziewczynę z kolorowym kartonem w dłoniach.
  • Stella? Co ty tu robisz? Nie powinnaś odpoczywać w domu?
  • Powinnam, ale przyszłam po swoje rzeczy, a ty nie powinieneś być na Bernabeu?
  • Rozegrałem 45 minut, a teraz odpoczywam.
  • Okey, rozumiem. Idę do domu, cześć
  • cześć. - mruknął i wrócił do oglądania dziewczyny. Skinął do umieśnionego mężczyzny, wskazał na dziewczynę, która tańczyła, wręczył mu kilka banknotów i udał się na górę. Wszedł do ostatniego pokoju po lewej iusiadł w fotelu, po chwili pojawił się dziewczyna, na stole odstawiła tacę z szampanem i kieliszkami oraz cygara. Wyszła i niedługo po niej przyszła dziewczyna, która tańczyła przy rurze.
  • Dokończyć dla ciebie taniec? - spytała
  • tak – mruknął podszedł bliżej dziewczyny – ale to – wskazał na stanik – nie będzie ci już potrzebne.

    Lena

    Wysiadła dwa przystanki wcześniej, chciała się przejść i pozbierać myśli, szła przez pusty park na przeciw szła młoda dziewczyna z kolorowym pudełkiem i siatką pomarańczy, kiedy siatka pękła owoce rozsypały się we wszystkich kierunkach. Dziewczyna głośno westchnęła , odstawiła pudło i zaczęła zbierać owoce. Lena widząc wszystko szybko poszła jej pomóc.
  • Dziękuję – uśmiechnęła się
  • nie ma za co. Myślę, że ty zrobiłabyś to samo.
  • Pewnie tak... Kurcze
  • coś się stało?
  • Nie mam gdzie spakować...
  • poczekaj – mruknęłam Lena i zaczęła szukać czegoś w torebce – o! Proszę – podała jej torebkę z materiału. Obie spakowały owoce do torebki.
  • Jestem Stella – podała jej dłoń
  • Lena.
  • Nie chcę być złośliwa, ale wydaje mi się że coś się stało.
  • Jak zawsze, same problemy. - westchnęła
  • jeśli chcesz wygadać się komuś kogo nie znasz, to możesz na mnie liczyć.
  • W sumie...przyda mi się taka rozmowa.
  • Może usiądziemy? - wskazała na ławkę. Obie usiadły na ławce i Lena zaczęła. Kiedy skończyła opowiadać, spojrzała na Stellę – myślałam, że mnie życie dało po tyłku, ale podziwiam cię, że się nie poddajesz.
  • Straciłam pracę, brat w szpitalu, brak pieniędzy, wszystko na raz.
  • I szef zboczeniec – dodała
  • tak – mruknęła – a ty co miałaś na myśli mówić, że życie tobie dał po tyłku.
  • Jestem w ciąży z facetem, który mnie kocha.
  • CO? - zdziwiła się Lena – i ty uważasz, że...
  • daj mi skończyć – przerwała jej – ale ja nie wiem czy go kocham, znaczy kochałam, zresztą sama nie wiem.
  • To o co chodzi?
  • On nie wie gdzie pracowałam. Jego najlepszy kolega mnie zna, ale nie wiem, że ja i on spotykaliśmy się.
  • Możesz jaśniej?
  • Byłam tanerką w nocnym klubie – wyjaśniła
  • i tam poznałaś...tego..tego...co jest ojcem dziecka?
  • Nie. Nie tam. Ma na imię Sami i pochodzi z Niemczech. Nie wie, że byłam tancerką. Jego najlepszy kolega jest u nas codziennym gościem. Nie wie, że spotykałam się z Samim. A Sami mnie znienawidzi jeśli dowie się, że pracowałam w tym klubie. Okłamałam go, powiedziałam że pracuję w restauracji jako kelnerka. Poznaliśmy się właśnie wtedy gdy zastąpywałam koleżankę, która dorabiała czasem właśnie jako kelnerka.
  • I myślisz, że jeśli mu powiesz o tym że pracowałaś w klubie nocnym to pomyśli, że byłaś z tym jego kolegą?
  • Tak. Na górze są pokoje, w których dziewczyny 'obsługują' klientów
  • ty też?
  • Nie, ja nie. - mruknęła – Lena?
  • Hmm?
  • Mówiłaś, że chciałabyś pracować gdziekolwiek?
  • Tak.
  • Chyba mogę ci pomóc....


Pani Prezes Happy Birthday:)
i tu Panowie wykonali taniec na Twoją cześć

 
 



środa, 11 września 2013

Naughty Girl


Roział II


  • Cześć Crio – przywitały się z bratem, nie odpowiedział
  • cześć, ale nie jestem Crio.
  • W takim razie kim jesteś?
  • Magikiem Crio – wyjaśnił
  • rozumiem. A dlaczego od dziś jesteś Magikiem? - spytała Lena
  • Na Mesuta mówią magik – uśmiechnął się – bo czaruje na boisku
  • wiesz który to? - spytała bezgłośnie siostrę – ta tylko zaprzeczyła – dobrze...Magiku, masz na coś ochotę?
  • Coli bym się napił
  • a ty Ana?
  • Może być herbata.
  • To wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do lekarza, a potem do baru – wyjaśniła i wyszła. Udała sie w stronę gabinetu ordynatora, zapukała i weszła do pomieszczenia. Przy biurku siedział siwiejący mężczyzna.
  • Dzień dobry.
  • Witaj Lena, proszę usiądź – wskazał na fotel – przykro mi to mówić, ale nie mam dobrych wieści.
  • CO? COŚ SIĘ DZIEJE Z CRIO?
  • Nie, nie. Spokojnie. Z niem wszystko w porządku, jego stan polepszył się w ostatnim czasie, jest stabilny. Chodzi o coś innego.
  • Pewnie o pieniądze – mruknęła
  • tak. Koszty leczenia i utrzymania wzrosną.
  • O ile? - spytała
  • wiem, że już teraz jest wam ciężko, ale...
  • po prostu pan powie o ile. - przerwała
  • do tej pory płaciłaś
  • wiem ile płaciłam. 4 tysiące miesięcznie.
  • Właśnie – przytaknął – teraz będzie to o dwa tysiące więcej.
  • O matko – westchnęła – 6 tysięcy miesięcznie?
  • Tak.
  • Ale dlaczego teraz? - złapała się bezradnie za głowę
  • coś się stało? - spytał
  • straciłam pracę i jedyne źródło utrzymania. Z pieniędzy, które odłożyli rodzice zostało niewiele.
  • Pomożemy wam.
  • Nie – zaprzeczyła – dam sobie radę. - wstała i udała się w stronę drzwi – ale dziękuję.
  • Nie ma problemu.
  • A właśnie doktorze – zaczęła
  • tak?
  • Czy Crio może napić się coli? - doktor się zaśmiał.
  • Cały tydzień się pytał, prawda?
  • Tak – uśmiechnęła się
  • dziś mogę się zgodzić.
  • Dziękuję.
  • Ale Lena – zawołał za dziewczyną
  • tak?
  • Nie litr na raz – zaśmiał się
  • pewnie, do widzenia. - pożegnała się. W barze kupiła napoje i wróciła do pokoju, w którym leżał jej młodszy brat. - zaraz przyniosą napoje – uśmiechnęła się
  • co się stało? - spytał chłopiec
  • nic – zaprzeczyła – a co się miało stać?
  • Wiedzę, może jestem mały, ale czuję kiedy jesteś smutna.
  • Jestem zmęczona – skłamała
  • Lenka, proszę powiedz co się dzieje.
  • Nic, jesteś bardzo spostrzegawczy, ale tym razem na prawdę jestem zmęczona.
  • Możesz mówić co chcesz, ale coś się dzieje. Czuję to.
  • Nie dziwię się jesteś Magikiem.
  • Magikiem czy nie, ale twoja krew płynie w moich żyłach.
  • Chodź do mnie – wzięła w ramiona czterolatka – jesteś bardzo mądry i dzielny jak na swój wiek.
  • Też bym dla was zrobił wszystko – zaśmiał się. Wyszły ze szpitala dopiero gdy chłopiec zasnął. W autobusie oprócz nich i kierowcy nie było nikogo.
  • Co się stało? - spytała Ana
  • nic takiego. - mruknęła patrząc w okno
  • nie kłam. Nawet Crio zauważył, że coś jest nie tak.
  • Chodzi o szpital – szepnęła
  • no mów.
  • Leczenie nie będzie kosztować już 4 tysiące miesięcznie
  • a ile?
  • Sześć.
  • Damy sobie rade – pocieszyła ją siostra
  • nie rozumiesz? Wystarczy nam na trzy miesiące leczenia w klinice. A dalej co? Crio umrze?
  • Pomogę ci. Będę pracować, ty też znajdziesz niedługo pracę. Trzeba być dobrej myśli.
  • Najpierw trzeba żyć realnie, nie snem.
  • Trzeba wierzyć.
  • Nie przesadzaj, może mam wierzyć w to, że poznam księcia na białym koniu, który się we mnie zakocha i zrobi wszystko by pomóc nam finanso i dziwnym cudem uleczy Crio?
  • Może poznasz kogoś takiego.
  • Ana przestań, to była ironia.

    W innej części Madrytu

  • Witam panie Ozil – powitał go ochroniarz i otworzył drzwi
  • Hej – odparł, skierował się do baru
  • Cześć Mesut, zaraz zrobię ci drinka.
  • Może innycm razem.
  • To co ci podać?
  • Wodę – uśmiechnął się
  • gazowaną?
  • Nie, ale z cytryną.
  • Proszę – podała mu zamówienie, na ramieniu poczuł czyjąś dłoń, odwrócił się.
  • Cześć – przywitała się niższ dziewczyna
  • Stella, cześć.
  • Chciałam ci podziękować
  • nie masz za co.
  • Właśnie, że mam. Gdyby nie ty....to....to nie wiem co by ze mną się stało.
  • Moze kiedyś ja będę potrzebować twojej pomocy. - uśmiechnęła się – zmykaj do domu
  • słyszałaś? - spytała Sue – do domu, dbać o siebie i dziecko – dziewczyna pożegnała się i odeszła. Ponownie ktoś położył ręce na plecach.
  • Tęskniłeś? - spytały dwie dziewczyny
  • za wami? - zaśmiał się – zawsze
  • to co?
  • Za godzinę, tam gdzie zawsze – mruknął, dokończył wodę, rzucił na blat 100€ - reszta dla ciebie – uśmiechnął się, wyszedł tylnym wyjściem, wsiadł do samochodu i odjechał w stronę hotelu. Recepcjonistka wydała ma klucze bez zbędnych formalności. Wjechał na ostatnie piętro, wszedł do pokoju na końcu korytarza, gdzie czekał na niego schłodzony szampan. Z minibaru wyjął whisky, wlał sobie do szklanki i wypił wszystko na raz. Kwadrans później do pokoju weszły dwie skąpo ubrane rudowłose dziewczyny.
  • Masz ochotę na mały pokaz?
  • Hmmm... jakieś inne propozycje?
  • Co sugerujesz?
  • W wannie bez problemu zmieszczą się trzy osoby.



    Następnego dnia rano, Lena

  • Już nie śpisz? - spytała Ana wchodząc do kuchni.
  • Nie, to chyba przyzwyczajenie. Zrobiłam ci śniadanie. - uśmiechnęła się
  • dziękuję. - usiadła na przeciw siostry – co dziś będziesz robić?
  • Generalne sprzątanie. Nigdy nie miałam czasu by posprzątać cały dom, teraz mam okazje. A potem zacznę szukać pracy.
  • Muszę iść, do wieczora – pożegnała się z siostrą
  • cześć – odpowiedziała – no Lena, czas się wziąć do roboty – powiedziała do siebie.

    W tym samym czasie, w hotelu

  • O kurwa – mruknął, obudził go potworny ból głowy. Po obu stronach spały nagie bliźniaczki. Wziął do ręki telefon, wyświetliła mu się lista nieodebranych połączeń, wszystkie od kolegów z drużyny. Wybrał pierwszy numer.
  • Gdzie jesteś?
  • W łóżku – odparł
  • OSZALAŁEŚ? GODZINĘ TEMU POWINNIENEŚ BYĆ W VALDEBEBAS.
  • Nie drzyj się, głowa mi pęka.
  • Gdzie jesteś?
  • W hotelu – wyjaśnił spokojnie
  • może z dziwką u boku.
  • Dwiema – odparł
  • chyba sobie żartujesz!
  • Nie, wysłać ci zdjęcie?
  • Tobą ktoś powinien porządnie wstrząsnąć.
  • W sensie? - spytał Niemiec
  • powinieneś dostać wpierdol. - wyłączył się. Wstał z łóżka, zostawiając w nim bliźniaczki, ubrał się i wyszedł, wcześniej zostawiając pieniądze na szafce nocnej.



To na tyle....
nowy za tydzień, tak Edzia dzień przed Twoimi urodzinami:)
sprawdź maila Prezesie:)


środa, 28 sierpnia 2013

Naughty Girl


ROZDZIAŁ I




  • Muszę znaleźć pracę – powiedziała załamana siadając na przeciw siostry
  • Powiedziałaś chociaż temu burakowi co o nim myślisz?
  • Tak. Nie wiem jak sobie poradzimy
  • damy radę – położyła dłoń na ramieniu Leny
  • jak ty to sobie wyobrażasz? Ty studiujesz, Ciro jest chory...
  • zrezygnuję ze studiów – odparła
  • chyba żartujesz – prychnęła
  • nie, znajdę pracę. Pomogę ci.
  • Nawet nie ma takiej opcji, musisz skończyć studia. Po nich znajdziesz lepszą pracę.
  • To może chociaż taką dodatkową?
  • Zgodzę się pod warunkiem, że nie zawalisz szkoły.
  • Zgoda! - pisnęła – Maria! Zaczynam od jutra!
  • Chcesz powiedzieć, że będziesz pracować...
  • ze mną Lena, w mojej restauracji. - uśmiechnęła się starsza kobieta
  • Maria....ja....dziękuję – przytuliła kobietę i po jej policzkach popłynęły łzy
  • nie płacz, damy sobie radę, wszyscy.
  • Nie możemy brać od ciebie pieniędzy. Nie zgodzę się na to.
  • Dobrze Lana, uspokój się, powiedzmy że finansowo wspierać cię nie będę, ale jakbyś czegoś potrzebowała, pierwsze co zrobisz to mnie poinformujesz.
  • Obiecuję – wyszeptała
  • to ocieraj łzy, ja zaraz podam wam obiad
  • A potem pojedziemy do Ciro – szepnęła Ana gdy kobieta odeszła
  • pewnie. - westchnęła – tylko dlaczego ten szpital musi być tak cholernie drogi? Najchętniej zabrałabym go do domu, nie mogę patrzeć, jak cierpi.
  • Ja też, tylko zdajesz sobie sprawę, że koszty wzrosną dwukrotnie?
  • Wiem dlatego muszę znaleźć pracę, żeby zapewnić mu wszystko co najlepsze. Boże, gdyby nie ten wypadek.
  • Ale gdyby nie wypadek, nie dowiedziałybyśmy się o chorobie Ciro. A co by było gdybyśmy też jechały z rodzicami? I Crio zostałby teraz sam?

    W innej części Madrytu

  • Przepraszam, ale jest zamknięte – powiedział ochroniarz
  • dla mnie też? - zdjął okulary przeciwsłoneczne
  • nie, dla pana drzwi są zawsze otwarte. - otworzył drzwi – Zapraszam panie Ozil.
  • I to rozumiem – zaśmiał się. Wszedł do środka, rozejrzał się po klubie, gdzie panowała absolutna pustka, tylko przy barze dziewczyna układała butelki pełne alkoholu – Cześć Sue
  • O Mes, witaj. Napijesz się czegoś?
  • Nie dzięki, jest szef?
  • Poczekaj chwile – weszła na zaplecze, po chwili wyszła z niego z jakimś mężczyzną.
  • Mesut -uśmiechnął się – miło cię widzieć, chodź do mojego gabinetu – weszli do pomieszczenia średniej wielkości – siadaj gdzie ci wygodniej – Niemiec zajął miejsce w skórzanym fotelu – co cię do mnie sprowadza?
  • Tak się zastanawiam, na co mam dziś ochotę.
  • Może Stella? - zapytał, rozległo się pukanie i weszła do niego barmanka
  • szefie, mamy mały problem
  • co się stało?
  • Chodzi o Stelle.
  • Co się stało?
  • Bo ona...ona...nie może już tu pracować.
  • A dlaczego?
  • Jest w ciąży.
  • SŁ UCHAM? - ryknął – GÓWNO MNIE TO OBCHODZI! MA DZIŚ STAWIĆ SIĘ W PRACY I OBS.....
  • spokojnie! - krzyknął Niemiec – uspokój się, dziewczyna jest w ciąży, to nie koniec świata.
  • Faktycznie, masz racje. Zapiszemy ją na skrobankę.
  • Żartujesz? - spytał piłkarz
  • nie.
  • Jeśli tak mają wyglądać sprawy, to moja noga już nigdy tu ni....
  • Spokojnie Mesut. Stella wróci tu po porodzie – spojrzał na piłkarza
  • rok po narodzinach dziecka.
  • Rok po narodzinach. - potwierdził
  • jest szef cudowny – pisnęła, pocałowała go w policzek
  • podziękuj Mesutowi – zaśmiał się
  • masz u mnie super wypasionego drinka.
  • Dzięki.




Ona


Lena to dwudziestotrzyletnia dziewczyna, która dwa lata temu straciła rodziców w wypadku samochodowym. Jest najstarsza z trójki rodzeństwa. Siostra Ana studiuje ekonomię, pięcioletni Ciro ma chore serce. Od roku przebywa w prywatnym szpitalu. jest całym światem dla starszych sióstr.




Z perspektywy Leny


Przez trzy lata pracowałam w dużej firmie. Kiedy szef zaproponował mi seks w zamian za awans, odmówiłam. Straciłam pracę; 16 tysięcy wystarczą zaledwie na cztery miesiące utrzymania tylko Crio w szpitalu. Jestem uparta, niezależna, samowystarczalna i....samotna. Nigdy nie trafiłam na mężczyznę, który nie okazał się dupkiem.

Dwa lata temu, kiedy nasi rodzice wracali z Crio z wakacji mieli czołowe zderzenie z innym samochodem. Oni zginęli na miejscu, brata w stanie krytycznym przewieźli do szpitala, gdzie wykryto u niego wadę serca. Od tego czasu szpital jest naszym drugim domem.




On


Mesut to dwudziestoczteroletni obrońca Realu Madryt. Od dwóch lat jego życie składa się z imprezowania, zaliczania wszystkiego co się rusza. Piciu ogromnej ilości alkoholu i leczenia kaca przed każdym treningiem.




Z perspektywy Mesuta




No co? Jestem normalnym facetem. Lubię seks, a to że często jest on przypadkowy, to już moja sprawa. Zmieniam partnerki, bo nie lubię rutyny. Czerpię z życia ile wlezie, bycie piłkarzem czasem w tym pomaga. Kiedyś byłem inny, do momentu gdy jedna franca zostawiła mnie dla starego bogatego 'biznesmena' . To było jeszcze zanim przeszedłem do Realu Madryt. Oboje byliśmy młodzi, zakochani.....no może zakochanie było tylko z mojej strony. Ona zaszła w ciąże i zniknęła, bez słowa, nie zostawiając po sobie żadnego śladu.


 
 
 
Rozdział 1 za nami, niektórzy domyślili się kto jest głównym bohaterem
Oczywiście Aga, że Cię pamiętam i bardzo się cieszę, że czytasz opowiadania:)
Pani Prezes - bliżej jej Rutkowskiemu.
Julka - wielkie dzięki
W piątek 18 na You Give Love a Bad Name
Nowy już za tydzień:)

wtorek, 13 sierpnia 2013

Naughty Girl

Dedykowane 
Przyszłej pani Hiddleston, która wymyślała jak bez zostawiania śladów usunąć maliny...


PROLOG


  • Niestety Lena, musimy się pożegnać – mruknął starszy mężczyzna
  • co? nie może pan mi tego zrobić!
  • Właśnie, że mogę jestem właścicielem.
  • Ale, ja...ja...muszę tu pracować.
  • Powiedziałem ci, co musisz zrobić, by móc tu pracować.
  • Nigdy się nie zgodzę! - krzyknęła
  • dziewczyno, to tylko seks! Wystarczy raz rozłożyć nogi i zostaniesz w pracy – wyjaśnił
  • moje nogi nie są drzwiami! Sama rezygnuję z pracy!
  • CO?
  • a to, że tu ma pan moją rezygnację, a tu mam umowę, którą podpisał pan trzy lata temu kiedy zaczynałam pracę!
  • I?
  • zgodnie z umową jest pan zobowiązany wypłacić mi 10 tysięcy i pensje przez następne trzy miesiące. Łącznie 16 tysięcy, w innym razie spotkamy się w sądzie, bo podam pana o wykorzystywanie i.....
  • I tak nie wygrasz. - zadrwił
  • oczywiście, że wygram. A wie pan dlaczego? - spytała – bo mam wszystkie wiadomości od pana z propozycjami i groźbami. A druga sprawa....
  • jutro będziesz mieć pieniądze na koncie – odparł
  • nie powiem, że miło się z panem pracowało. Do widzenia.

    W innej części Madrytu

  • Stary zacznij ogarniać! - krzyknął jeden z piłkarzy
  • świat się nie kończy na imprezowaniu! - dodał drugi
  • Klub, seksafera, alkohol, klub, dupy?
  • A co w tym dziwnego? - spytał wzruszając ramionami
  • No okey. Źle to rozegraliśmy.
  • Pomijając fakt, że każda twoja dziewczyna jest modelką, to one....yyy...no puszczają się!
  • A twoja, twoja, twoja i twoja też. Wszystkie są modelkami.
  • Tak, ale nie rozbierają się w każdym możliwym piśmie i nie zaczynały kariery od filmów dla dorosłych. - wyjaśnił spokojnie kapitan
  • tam każdą wypatrzyłeś?
  • Hej! Mam tak udane życie erotyczne, że wszyscy razem nie mieliś....
  • skończ! Okey?
  • Nie moja wina, że laski same włażą mi do łóżka
  • a co z piłką?
  • No co? - zdziwił się - jestem piłkarzem
  • Piłkarz? Najbardziej znany imprezowicz i dziwkarz w Madrycie.
  • Tylko nie dziwkarz! - krzyknął i wyszedł z szatni trzaskając drzwiami



Krótko, bo to prolog, małe wprowadzenie:)
zdjęcia bohaterów dodam w pierwszym rozdziale,
więc na tą chwilę możecie się tylko domyślać, kim jest główny bohater.
Powiem tylko, że cicha woda brzegi rwie...
 
Mam nadzieję, że pomysł Wam się spodoba i będziecie kibicować jak
 Prezes mojego 'fanclubu' (tak, Edzia to o Tobie;
 jeśli chcesz wiedzieć 'dlaczego' wyjaśnię ci w mailu),
 Marii z zajebistym gustem muzycznym,
Anonimowa Julka
i kilka innych osób:)



niedziela, 11 sierpnia 2013

Nowy fanfic

Na samym początku miały powstawać na tym blogu tylko oneshoty.
Zdania były, są będą podzielone i za to Wam dziękuję.
Teraz wpadł mi do głowy pomysł na krótkie opowiadanie,
będzie miało około 5 rozdziałów.
Nie widzę sensu zakładania kolejnego bloga, po prostu jak będę miała pomysł na krótką historię będę dodawać ją w tym miejscu. Oczywiście nie rezygnuję z jednopartów.
 
W najbliższym czasie pojawi się mini prolog, podejrzewam że będzie to środa...
Więc już teraz zapraszam na
 
 Naughty Girl

poniedziałek, 29 lipca 2013

Crazy in love

 




    Lyon, maj 2009

  • życie jest piękne – cicho mruknęła gładząc tors ukochanego na którym leżała
  • ty jesteś piękna – odparł, uniosła głowę patrząc w jego stronę
  • już nie śpisz? - spytała
  • nie kochanie.
  • I wcale nie jestem piękna. Nie chcę wiedzieć jak teraz wyglądam.
  • Masz włosy w bardzo rozwalonym koku, rozmazany tusz pod oczami i czerwoną szminkę, ale ta rozmazana szminka to raczej moja sprawka.
  • O boże – mruknęła i schowała twarz w dłoniach
  • przestań – wziął ją za rękę i delikatnie pocałował
  • wiesz, że niedługo musimy się zbierać.
  • Chcesz wracać na imprezę? - zdziwił się
  • nie, nie pamiętasz, że idziemy do twoich rodziców na kolację?
  • Ciekawe jakim pytaniem dziś nas przywitają. - mruknął
  • na pierwszym spotkaniu zapytali czy masz zamiar mi się oświadczyć, później kiedy bierzemy ślub, ostatnio czy ze sobą sypiamy, więc dziś pewnie o dzieci.
  • O dzieci nie pytali – zaśmiał się całując głowę dziewczyny
  • puść mnie, chcę się wykąpać.
  • Hmm... w wannie się jeszcze nie kochaliśmy.
  • SAMA! S-A-M-A! SAMA!
  • Kochanie, chcesz sobie sama....no...yyy...ten...wiesz...o co mi chodzi...skoro masz mnie. - podniósł się z łóżka drapiąc w głowę
  • nie, chcę się wykąpać, wiesz woda, mydełko kokosowe, peeling kawowo – czekoladowy – wymieniała
  • robisz to specjalnie?
  • Nie, dlaczego? Potem wysmaruję się balsamem, tym co tak bardzo lubisz.
  • I będziesz pachnieć tak, że będę chciał cię zjeść. - wychrypiał
  • mniam – odparła i weszła do łazienki
  • na pewno ci nie pomóc? - spytał przez drzwi
  • dam sobie radę – krzyknęła
  • dlaczego zamknęłaś drzwi?
  • Kochanie, w domu mnie uczono by zamykać drzwi.
  • Ale nie na klucz! - krzyknął
  • Właśnie, że na klucz.
  • Kochanie ale jeśli coś ci się stanie?
  • Jedyne co mi się może stać, to ładujący się do wanny zboczeniec!
  • Co? o kim mówisz?
  • O tobie! - zaśmiała się
  • ja jestem zboczony?
  • Tak.
  • Ale to ty się na mnie w nocy rzuciłaś!
  • Której nocy? - spytała zaskoczona
  • Wczorajszej!
  • Nie rzuciłam się na ciebie bez powodu!
  • Właśnie! Miałaś na mnie ochotę! - zarechotał
  • aha i z tego powodu krzyczałam 'pająk! Zabij!'
  • różne rzeczy krzyczysz.
  • Przecież wiesz, że boję się pająków. - odpowiedziała gdy wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem. Przytuliła się do jego klatki, odwzajemnił uścisk – a teraz idź się umyć, bo niemiłosiernie śmierdzisz alkoholem.
  • Byliśmy na imprezie, to jak mam śmierdzieć?
  • Po prosu idź. - zaśmiała się i poklepała chłopaka po tyłku
  • i to niby ja jestem zboczony? - wyszedł z łazienki z nisko przepasanym ręcznikiem wokół bioder, wiedziała że to nie przypadek, że ręcznik znajduje się na nim tak nisko.
  • Niżej się nie dało?
  • Nie wiem o czym mówisz – mruknął i podszedł do szafy – widziałaś moją czarną koszulę? - odwrócił się w stronę dziewczyny – robisz to celowo.
  • Co robię celowo? A koszulę kochanie zostawiłeś w salonie.
  • Specjalnie chodzisz po pokoju w samej bieliźnie.
  • Nie, jestem posmarowana balsamem, musi się wchłonąć. Mógłbyś powiedzieć, że specjalnie zrobiłam tak – odwróciła się tyłem upuściła ręcznik i na wyprostowanych nogach go podniosła – chcesz ubrać koszulę?
  • Ubiorę tą – pokazał – może być?
  • Jesteś dorosły, ubieraj się tak jak chcesz. - zaśmiała się
  • a ty co ubierzesz?
  • Tą pudrową sukienkę, na którą patrzysz.
  • Zamieszkajmy razem
  • znowu zaczynasz? - spytała bezsilnie
  • ale, dlaczego nie? Nie musielibyśmy kursować pomiędzy dwoma mieszkaniami. - wyjaśnił - A już mieszkamy razem tydzień – zauważył
  • mieszkamy na razie razem, bo przyjechała do moich rodziców jakaś ciotka. I mój brat mieszka u mnie, a ja tutaj. A poza tym to moje małe 'm'.
  • miniaturowe 'm' – mruknął
  • dla mnie jest idealne. Wiem, że twoja kuchnia jest wielkości mojego mieszkania, ale to moje własne mieszkanie.
  • Nie przesadzaj. A ta koszula? - zmienił temat
  • Misiu, ubierz co chcesz.
  • To ubiorę tą – mruknął i ponownie wszedł do łazienki, podeszła do miejsca, w którym stał i wzięła do ręki parę bokserek w pingwiny i parsknęła śmiechem – mogę dostać moją własność?
  • Proszę pingwinku, znaczy kochanie.
  • Bardzo śmieszne, przypominam ci że to ty jesteś właścicielką gaci w żaby.
  • Które to ty mi kupiłeś. - pogłaskała chłopaka po policzku
  • nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię kocham – wymruczał
  • your love's got me looking so crazy right now.
  • Uwielbiasz tą piosenkę?
  • oui monsieur – wyszeptała – a jak twoje plecy?
  • Dobrze, a co miałoby być?
  • Ostatnio mówiłeś, że cię bolą.
  • Kochanie jesteś moją narzeczoną, a nie...
  • jestem twoim rehabilitantem. Więc powiedzmy, że lekarzem też, a ja dbam o swoich pacjentów.
  • Dbasz o swoich pacjentów? - spytał chytrze się uśmiechając
  • tak – skinęła twierdząco głową
  • aaaa.... o mnie też? - spytał, na co głośno westchnęła
  • Co ci wyprasować?
  • Bardzo śmieszne – mruknął i wszedł do łazienki. Zaśmiała się i wyciągnęła z szafki zaproszenie – od szóstego września Vera Carter, nie będzie już Verą Carter, tylko Verą Benzema, dopiero za dwa lata, ale będzie panią Benzema – wymruczał jej do ucha
  • nie wiem, czy chcę zmienić nazwisko.
  • Co? dlaczego?
  • Nie chcę by ludzie pomyśleli, że zrobiłam karierę przez twoje łóżko – odparła smutno
  • kochanie, nikt tak nie pomyśli.
  • Dobrze wiesz jacy są ludzie - westchnęła
  • wiem, ale od kiedy przejmujesz się opinią innych? - zapytał sadzając dziewczynę sobie na kolanach
  • od kiedy dotyka ona ciebie i nasze rodziny
  • wiesz, że po mnie to spływa?
  • Możesz mówić co chcesz, ja swoje wiem. - odparła krzyżując ręce na piersi – nawet twoja babcia myśli, że jestem głupia.
  • Zdałaś wszystkie egzaminy śpiewająco, nie byłem twoim pierwszym pacjentem.
  • Niby, tak. Ale wiesz jacy są ludzie. Ogólnie miałabym to gdzieś, gdyby nie dotyczyłaby ciebie. - wyjaśniła na co przewrócił oczami.
  • Pamiętasz tego młodego chłopaka co nie dawali mu szans na chodzenie?
  • Toma? - uśmiechnęła się na wspomnienie o chłopaku – zadzwonię do niego
  • poczekaj – chwycił ją za nadgarstek
  • Karim, to tylko chwila – wyjaśniła. Wyjęła telefon, porozmawiała ze swoim młodym pacjentem wyjaśniając nurtujące go pytania. Gdy zakończyła rozmowę odwróciła się do chłopaka i posłała mu uśmiech.
  • Vera?
  • Hmm? - podszedł do niej i objął ją w pasie. Delikatnie pocałował w obojczyk – co robisz?
  • Chcę sprawić, byś czuła się najważniejszą kobietą na ziemi. - mruknął
  • jakby twoje fanki to widziały, już bym była martwa. - zaśmiała się
  • ale nie widzą.
  • Dobrze, ale mnie puść. Chcę się ubrać bo zaczyna mi się robić zimno.
  • Nie rozgrzewam cię? - spytał
  • O taaak! W tych bokserkach w pingwiny. Nawet nie wiesz jak bardzo.
  • To była...
  • tak ironia – dokończyła. Kilka godzin później siedzieli w samochodzie piłkarza i jechali w stronę jego rodzinnego domu – czemu się nie odzywasz?
  • Vera, powiedz mi tak...szczerze – zaczął
  • Karim co się dzieje?
  • Czy ty jesteś.... w stu procentach pewna, że chcesz wziąć ze mną ślub?
  • Nie. Nie jestem pewna w stu, jestem pewna w dwustu.
  • To dobrze – odparł
  • a dlaczego pytasz?
  • Chcę byś była szczęśliwa. - spojrzał na nią i się uśmiechnął. Zaparkował przed domem. Nim zdążył zapukać, drzwi się otworzyły – cześć babciu – powitał starszą kobietę
  • Karimek! Karimuś babci, witaj chłopcze – wyciągnęła ręce w stronę piłkarza i spojrzała na dziewczynę
  • dobry wieczór – uśmiechnęła się
  • jesteś w ciąży?
  • Nie.
  • Spaliście ze sobą?
  • Nie.
  • Planujecie dzieci?
  • Jeszcze nie – odparł Francuz
  • a wiecie, że dzieci nie biorą się, ot tak?
  • Wiemy – powiedział – pozwolisz nam wejść?
  • Wchodźcie – zrobiła przejście – ale ja chcę dożyć prawnuka.
  • Oj babciu, babciu – mruknął pod nosem i weszli do kuchni
  • cześć dzieciaki – powitała ich niska kobieta
  • gdzie tata? - spytał
  • udaje Llorisa albo Carlosa.
  • Co robi? - spytała chłopaka
  • albo broni bramki, albo pokazuje wykonywać karne Flo. - wyjaśnił - Cóż, bynajmniej próbuje – dodał – pójdę pograć z nimi
  • Pomóc pani?
  • Nie, wszystko jest gotowe. Możesz iść po chłopaków. - godzinę później przy stole siedzieli tylko Vera, Karim i jego rodzice.
  • To opowiadajcie, bo siedzicie tak jakby coś się stało – zaśmiał się ojciec chłopaka
  • właściwie to coś dla was mamy – mruknął piłkarz
  • no to mówcie! - ponagliła kobieta
  • proszę – chłopak wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki białą kopertę
  • co to? - spytała
  • otwórz mamo – kobieta powoli otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej zaproszenie
  • o boże – szepnęła i zakryła usta dłonią – przeczytaj – podała kartkę mężowi
  • bierzecie ślub? - zdziwił się
  • dopiero za dwa lata – wyjaśniła
  • to po co zaproszenie?
  • Czy ja wiem, chcieliśmy was poinformować – oznajmił
  • tak po prostu – dodała
  • nie jesteście za młodzi? - spytali
  • skąd, oboje kończymy w tym roku 22 lata. Za dwa lata będziemy mieć po 24. - wyjaśnił – zresztą wy w naszym wieku byliście po ślubie i mieliście już dziecko.
  • Ale twój tata nie był piłkarzem i nie miał przed sobą takiej kariery jaką masz ty.
  • Nie wiem, o czym mówicie. Co za różnica czy będziemy małżeństwem czy nie. Nadal będę piłkarzem.
  • A dziecko? - spytała kobieta – bo rozumiem, że będziecie chcieli je posiadać?
  • Co dziecko może zmienić? - spytał trzymając dziewczynę za rękę – nic, nic nie zmieni, jedynie umocni naszą więź.
  • Przemyślcie to, a co z Madrytem? - spytał mężczyzna
  • tato, prosiłem cię. Zresztą to nie koniec świata tylko niespełna półtorej godziny lotu.
  • Ale...
  • na nas już czas – powiedział – mamy plany na wieczór.
  • Do widzenia – powiedziała
  • cześć – mruknął, otworzył drzwi pierwsza wyszła Vera, a po niej Karim, odpalił silnik i odjechali spod domu piłkarza
  • Karim – zaczęła – nie zrozum mnie źle, ale.... mówiłam ci że to nie będzie dobry pomysł by dawać im teraz zaproszenie, wiesz że twoi rodzice mnie.... nie chcą...
  • przecież wiesz, że cię lubią – przerwał
  • tak, ale nie chcą byśmy byli małżeństwem – wyjaśniła
  • a czy ty chcesz, byśmy byli małżeństwem
  • pewnie.
  • To w czym problem?
  • Nie chcę by....
  • nimi się nie przejmuj.
  • Karim ale...
  • kocham cię – przerwał jej
  • ale Karim!
  • Wystarczy odpowiedzieć ' ja ciebie też'
  • ja ciebie też

    Miesiąc później

  • Vera! Vera, gdzie jesteś? - wszedł do domu dziewczyny
  • w kuchni! - wszedł do kuchni, spojrzał na nią, ale nie uśmiechnął się tak jak zawsze, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – coś się stało?
  • Nie możemy być razem – oznajmił po chwili ciszy
  • dlaczego?
  • Po prostu nie możemy. To się nie uda.
  • Karim, o czym mówisz?
  • Kocham cię, ale nie możemy być razem. Podpisałem kontrakt z Realem Madryt, od następnego sezonu będę grał w Hiszpanii.
  • Aha czyli jak grałeś w Lyonie, to mogliśmy być parą, a jak będziesz grać w Madrycie, to już nie? - zdziwiła się – po prostu powiedz, że poznałeś kogoś. Nie jestem dla ciebie ważna, masz w dupie trzy lata które byliśmy razem.
  • Vera, proszę daj mi wytłumaczyć! - krzyknął
  • Nie podnoś na mnie głosu!
  • Dobrze – odparł spokojnie i położył dłonie na ramionach dziewczyny
  • nie dotykaj mnie – syknęła
  • Vera, ja...ja nadal cię kocham!
  • To dlaczego chcesz się rozstać?
  • Nie mogę być z tobą i nie mieć cię przy sobie. Nie zniósłbym myśli o tym, że ja jestem w Madrycie, a ty tutaj w Lyonie, że nie będziemy spędzać razem rocznicy czy innych
  • dosyć – przerwała – wyjdź
  • Vera, proszę
  • wyjdź z mojego mieszkania i życia. - nie odpowiedział, usłyszała zamykanie się drzwi i rozpłakała się, przez okno zauważyła jak chłopak wsiada do samochodu i z piskiem opon odjeżdża. Odjechała jej miłość.

    Z perspektywy Very

    Moje życie runęło, może nie byłoby tak źle, gdyby Karim nie powiedział, że nigdy nikogo tak nie kochał i nigdy nie pokocha. Nienawidziłam go i jednocześnie kochałam. On wyjechał, a ja szalałam z tęsknoty. Byłam bezsilna. Mijał dzień za dniem, Karim nie dzwonił, czasami słyszałam, że nie wiedzie mu się w Madrycie, co chwila w internecie pojawiał się artykuł o jego imprezowym trybie życia, o olewaniu treningów, o którymś z kolei rozbitym samochodzie. Nie był tym samym Karimem, którego znałam. Po jakimś czasie oswoiłam się z tym, że jego już w moim życiu nie ma. Po kilku miesiącach zaczęłam spotykać się z rok starszym Leo, którego poznałam na warsztatach dla terapeutów. Sympatyczny, czarujący, męski, przystojny, opiekuńczy. Zaczęliśmy spędzać ze sobą co raz więcej czasu. Po jakimś czasie oficjalnie zostaliśmy parą. Czasami myślałam o Karimie, ale więcej czasu poświęcałam mojemu przyszłemu mężowi, przynajmniej tak myślałam.

    Pewnego dnia Leo zaprosił mnie do restauracji, gdzie byliśmy na naszej pierwszej jako oficjalnej pary randce. Usiedliśmy przy stole, kelner podał nam menu, po chwili przyjął zamówienie, a Leo nerwowo bawił się serwetką.
  • Coś się stało? - spytałam
  • nie, nic. - mruknął
  • okey, to zanim kelner przyniesie nam zamówienie, pójdę do łazienki – wróciłam po chwili
  • zamówiłem nam wino – uśmiechnął się – te co lubisz
  • świetnie – posłałam mu uśmiech. Kiedy zjedliśmy dania główne, kelner podał nam desery. W kielichu znajdował się mój ulubiony sorbet porzeczkowy.
  • Vera, jesteś piękną, mądrą, wspaniałą kobietą – powiedział.
  • Dziękuję – mruknęłam nieśmiało
  • Vera?
  • Tak?
  • To dla ciebie – podał mi długą czerwoną różę
  • dziękuję, jest piękna – powąchałam kwiat – ale, Leo – spojrzałam zaskoczona na chłopaka i ponownie na kwiat. Wydawało mi się, że coś się w nim błyszczy. Nie mogłam uwierzyć. Ukryty był w nim pierścionek.
  • wyjdziesz za mnie?
  • O boże – szepnęłam – tak. - założyłam pierścionek na palec. Kiedy wyszliśmy z restauracji, postanowiliśmy przejść się uliczkami Lyonu.
  • Mogę cię o coś zapytać?
  • Pewnie – odpowiedziałam
  • dlaczego szepnęłaś ' o boże'?
  • Bo mnie zaskoczyłeś – szybko odpowiedziałam, gdzieś tam myślałam o Karimie, choć wiedziałam, że to nie właściwe, bo miałam u boku cudownego mężczyznę, który mnie kochał i na dodatek mi się oświadczył. Nie musiałam dowiadywać się od naszych wspólnych znajomych, by wiedzieć, że Karim nie jest za szczęśliwy w Madrycie, dowiedziałam się również o jego kontuzji. Zmarnował przez to cały sezon. Wyglądał tak, jakby mu nie zależało. Nie byłam już Karimem, ale nie miało to znaczenia i zaprosiłam naszych wspólnych znajomych na mój ślub z Leo. Moje serce bolało, bo tęskniłam, ale przygotowywałam się do najważniejszego dnia mojego życia. Jeszcze dwa lata temu szóstego września miałam zostać żoną Karima. Teraz 20 sierpnia mam zostać żoną Leo. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to Olivier, powiedział Karimowi o moim ślubie. Dzień przed ślubem, kiedy wszystko było zapięte na ostatni guzik, w drzwiach mojego mieszkania pojawił się Karim. Leo nie znał historii naszej znajomości, nie wiedział, co nas wcześniej łączyło, dlatego był zaskoczony kiedy go zobaczył. A co było ze mną? Myślałam, że padnę trupem. Z jednej strony cieszyłam się jak głupia, kiedy go zobaczyłam, ciemne oczy przeszywające mnie na wylot, trzydniowy zarost, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy. Wyglądał tak idealnie kiedy opierał się o futrynę i prawą dłonią gładził brodę. Lecz z drugiej strony chciałam go zamordować. On i jego idealne wyczucie czasu. Doskonale wiedziałam, że jutro wychodzę za mąż i jutro o tej porze będę żoną Leo.
  • Możemy porozmawiać? - w końcu się odezwał
  • dlaczego on musi mieć taki seksowny głos? - pomyślałam
  • Vera?
  • Tak, pewnie – mruknęłam – wchodź
  • nie obraź się, ale wolałbym w cztery oczy.
  • To chodź na zewnątrz. - zaproponowałam, Karim przepuścił mnie w drzwiach, zostawiając Leo zaskoczonego tą całą sytuacją. W windzie się do siebie nie odzywaliśmy. Kiedy wyszliśmy usiedliśmy na ławce, na której zawsze spędzaliśmy czas, tylko wtedy siedziałam Karimowi na kolanach, wtulona w jego szyję, albo delikatnie całującą jego usta. Teraz siedzę obok po turecku. Z ogromnym mętlikiem w głowie.
  • Po co tu przyjechałeś?
  • Miałem bardzo ważny powód – odparł
  • i przyszedłeś tu, by mi o tym powiedzieć?
  • Przyszedłem powiedzieć ci co innego – wyjaśnił
  • to mów
  • kocham cię – szepnął – nie mogłem wtedy postąpić inaczej. Kocham cię i nigdy nie przestałem. Codziennie o tobie myślę. To ty sprawiałaś, że jakoś się trzymałem. Pierwsze miesiące nie umiałem sobie znaleźć miejsca, codziennie imprezowałem, codziennie żałowałem swojej decyzji, kiedy chciałem do ciebie zadzwonić, przyjechać i porwać w ramiona.
  • Nie! Przestań! Nie chcę tego słuchać! - krzyczałam przez łzy – rujnujesz mi życie! Słyszysz?! Jutro wychodzę za mąż! A ty co?! Myślisz, że przyjedziesz, powiesz, że mnie kochasz to wszystko zmieni?!
  • Vera, proszę daj mi dokończyć.
  • Nie!
  • Żałuję, że doprowadziłem do tego, że wychodzisz za kogoś innego.
  • NIE! Zamknij się! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę klatki, dogonił mnie, chwycił za nadgarstki
  • kocham cię – powiedział i odjechał jak kilka lat temu. Dotarło do mnie, że jutro wychodzę za Leo, ale kochałam innego, kochałam Karima. Wróciłam do mieszkania i nie wiedziałam co zrobić. Leo wyszedł, nie tłumaczyłam mu co Karim tu robił, zostałam sama w mieszkaniu. Przepłakałam pół nocy, wyczerpana płaczem zasnęłam. Wstałam zdeterminowana i pewna swojej decyzji. Wychodzę za Leo i żaden Karim Benzema mnie nie powstrzyma. Leo mnie kocha i mnie nie zostawi. Równo o 17 stałam w białej sukni przed ołtarzem w miejscowym kościele. Ja, Leo, nasze rodziny, znajomi. Rozpoczęła się msza. Starałam maksymalnie skupić się na tym co mówił ksiądz. Mówi się, że nie powinno odwracać się do tyłu w czasie ślubu, żeby nie patrzeć w przeszłość. W czasie kazania, coś mnie tknęło. Spojrzałam za siebie. Z tyłu kościoła stał Karim. W czarnej koszuli z bukietem białych tulipanów w ręku. Dotarło do mnie, że ja siedzę tu z facetem, którego nie kocham, a z tyłu stoi mężczyzna mojego życia. Facet, za którym szaleję z miłości. Ksiądz coś czytał o prawdziwym uczuciu, Leo na mnie patrzył, a ja wstałam. Złapałam za suknię i pobiegłam. W głowie miałam jedną melodię. Nie, nie marsz weselny. Crazy in Love
    Nie odwracałam się, biegłam w stronę zaskoczonego Karima. Wybiegłam z kościoła, a Karim za mną. Po chwili odwróciłam się na przeciw piłkarza.
  • Co ty ze mną robisz? - spytałam
  • o co ci chodzi? Wybiegłaś z własnego ślubu! Po co to zrobiłaś?
  • Czy ty się słyszysz?
  • No, tak – mruknął
  • wczoraj mówiłeś, że mnie kochasz, a teraz sugerujesz bym wróciła do kościoła?!
  • To, że cię kocham, nie oznacza że masz sobie marnować życie!
  • Czy ty tego nie rozumiesz? - krzyknęłam
  • czego?
  • Szaleję za tobą! Ty i twoja miłość jest tym czego chcę, jeśli mówisz, że właśnie teraz marnuję sobie życie. To tego chcę! Chcę zmarnować sobie życie, z tobą. Kocham cię. - w jego oczach znów widziałam blask, który znikł kilka lat temu
  • Wariatka – szepnął i objął z całej siły
  • to ty mnie do tego doprowadzasz. - cztery godziny później siedzieliśmy na wzgórzu podziwiając panoramę miasta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że lekarskimi nożyczkami z apteczki obcięłam suknię, siedziałam z Karimem na masce jego samochodu i jadłam kurczaki z KFC
  • fajna kolacja – zaśmiał się i podał mi pepsi
  • noo, na wesele były zamówione kraby i jakaś zupa z raków
  • przecież ty nie cierpisz, żadnego pełzającego jedzenia – zaśmiał się
  • właśnie. Dlatego wolę zmutowanego kurczaka z KFC. - między nami zapanowała cisza, Karim włączył radio. Kończyła się jakaś stara piosenka, zabrzmiały pierwsze dźwięki Crazy in Love – uważnie się wsłuchaj – powiedziałam
  • dlaczego?
  • Bo tam jest dokładnie opisane to, co ze mną robisz. - westchnął
  • myślisz, że nasze zaproszenia ślubne są jeszcze aktualne? - spytał
  • myślisz, że zdążymy je rozesłać?
  • Już to zrobiłem – mruknął
  • co? rozesłałeś zaproszenia na nasz ślub? - zdziwiłam się
  • tak. - potwierdził kiwnięciem głowy
  • boże, mam nadzieję, że Leo mi to jakoś wybaczy. Ale sam mówił, że mam robić wszystko bym była szczęśliwa. Jestem szczęśliwa z tobą, na masce samochodu z kubełkiem classic w ręku.
  • To dobrze – uśmiechnął się
  • A zdążymy wszystko zorganizować?
  • Po prostu jeszcze raz powiedz, że mnie kochasz. - szepnął
  • nie wystarczy, że cię pocałuję?
  • Możemy spróbować.
    Got me looking so crazy right now, your love's
    Got me looking so crazy right now (in love)
    Got me looking so crazy right now, your touch
    Got me looking so crazy right now (your touch)
    Got me hoping you'll page me right now, your kiss
    Got me hoping you'll save me right now
    Looking so crazy in love's,
    Got me looking, got me looking so crazy in love.




    Miałam inny plan na drugiego oneshota, ale wyszło jak wyszło i mamy Karima.
    to na tyle:))

wtorek, 2 lipca 2013

If I were a boy

BOHATEROWIE


Rio de Janerio, lipiec 1993

  • Hej Ed! Pokopiemy? - spytał pięcioletni chłopiec
  • Pewnie! Ale teraz ty stoisz na bramce!
  • Co? przecież, ostatnio też stałem!
  • O nie, nie, nie! - pokiwała palcem – ostatnio na bramce stał Luis, pamiętasz?
  • To co robimy? Zagramy w marynarza? - spytał
  • mam lepszy pomysł.
  • Jaki?
  • Kto ostatni na boisku ten broni! - krzyknęła i zaczęła biec
  • Ej! - krzyknął i zaczął gonić równolatkę
  • Pierwsza! - krzyknęła
  • to nie fair!
  • Jak nie fair?
  • Ja musiałem jeszcze wziąć piłkę. - powiedział siadając na trawie
  • ale jesteś chłopakiem – odpowiedziała siadając obok.
  • A ty niby nie jesteś?
  • Nie, jestem dziewczyną.
  • Fee... jak to dziewczyną?
  • Normalnie. - wzruszyła ramionami
  • to czym ty sikasz?
  • Tak jak każdy. Siadam i już.
  • Ja sikam na stojąco.
  • A ja na siedząco – powiedziała naśladując przyjaciela.
  • To kto będzie bronić? - spytał skubiąc trawę
  • To może na zmianę?
  • Czyli?
  • Pierw ja strzelam ci załóżmy pięć razy, potem zmiana.
  • Pasuje! - klasnął w dłonie. - będę jak Pele!
  • Tak, jest świetny. - mruknęła
  • wiesz, jak będę starszy chciałbym grać w Realu Madryt.
  • Też bym chciała, ale to niemożliwe. - mruknęła smutno
  • dlaczego? Jesteś świetna, na pewno będą chcieli cię w składzie!
  • Pamiętasz, że jestem dziewczyną?
  • Fee... pamiętam, ale skoro ja nie zauważyłem, że jesteś dziewczyną to może oni też nie zauważą?
  • Nie bądź śmieszny. Chodź, im szybciej zaczniemy, tym dłużej będziemy grać.
  • To idę na bramkę.
  • Uwaga strzelam! - krzyknęła, wzięła rozbieg i uderzyła w piłkę.

    10 lat później

    Rio de Janerio, lipiec 2003
  • Hej Ed! Pójdziesz ze mną? - usłyszała przyjaciela
  • Na boisko? - spytała wyglądając zza książki
  • a gdzie indziej?
  • Nie wiem, myślałam, że coś wymyślisz. - zaśmiała się
  • nie tym razem.
  • Pójdę, pod warunkiem że...
  • co tylko chcesz. - odparł
  • dlaczego?
  • Dla przyjaciół wszystko.
  • Oooch, kochany jesteś – podeszła i przytuliła przyjaciela – dobra, Ed koniec tych czułości, ludzie patrzą.
  • Wstydzisz się mnie?
  • Nie, ale... - mruknął spuszczając głowę.
  • Clarice. - odparła
  • tak.
  • Co z nią nie tak?
  • Wszystko w porządku, ale jest ostatnio...jakaś....nie wiem....dziwna?
  • A co dokładniej robi?
  • Wiesz, niby się spotkaliśmy kilka razy, ale nie wiem.
  • Pamiętaj, że masz piętnaście lat, przecież ślubu jutro brać nie będziesz.
  • Wiem, wiem. Zmieńmy temat, chodź na stadion.
  • Zrobisz coś dla mnie?
  • Co?
  • później udzielisz mi wywia...
  • nadal to dziennikarstwo?
  • Zdecydowanie tak. I nie licz, że stanę na bramce.
  • Jakiej bramce? Mamy mały mecz.
  • To chodź, nie możemy się spóźnić – pociągnęła przyjaciela za rękę i udała się w stronę stadionu. - zajęła miejsce na widowni już wybiegli, wiadomo że była na stadionie, jak zawsze dziewczyna kibicowała najgłośniej. Mecz zakończył się zwycięstwem drużyny jej przyjaciela.
  • mówiłem ci już, że słychać cię w każdym kącie boiska?
  • Mówiłeś. Nie raz, nie dwa. - zaśmiała się – to co?
  • Co, co?
  • Wywiad? -spytała podnosząc brwi
  • nie odpuścisz? - spytał
  • niee.
  • Dobrze, poczekaj tu kwadrans i zaraz wracam.
  • Będę tu siedzieć. - mruknęła, usiadła na ławce i wyciągnęła dyktafon bez którego nie wychodzi z domu.
  • Ciao bella – usłyszała i zobaczyła na ławce Paulo leżącego na boku podpierającego głowę.
  • Znowu ty?
  • Bella, zrozum to przeznaczenie.
  • Co? - zdziwiła się – przecież przyjechałeś tu na wakacje. Do kuzyna.
  • Bella, ty jesteś Włoszką i ja jestem Włochem! To przeznaczenie!
  • Mała poprawka. Jestem Brazylijką, mój tata jest Włochem, co o niczym nie świadczy.
  • Bella, to przeznaczenie! - powtórzył
  • twoim przeznaczeniem jest zabranie stąd swojego Włoskiego tyłka i umieszczenie go w innym miejscu. - odparł Brazylijczyk krzyżując ręce na piersi.
  • Ja się stąd nie ruszę! - zaprotestował siadając
  • w takim razie my zmienimy lokum, chodź Ed! - wziął dziewczynę za rękę i wyszli z trybun. Poszli w stronę boiska gdzie oboje stawiali pierwsze piłkarskie kroki. Usiedli w cieniu na trawie.
  • Mogę włączyć?
  • Tak, pewnie. - odparł
  • Szczęśliwy?
  • Nie rozumiem – mruknął
  • szczęśliwy z wygranej?
  • Bardzo szczęśliwy. Mimo, że był to mecz towarzyski, wygrana zawsze cieszy. - uśmiechnął się.
  • Chciałbyś grać w jakimś europejskim klubie?
  • To moje marzenie, chciałbym by nadszedł taki dzień gdy dowiem się, że zaoferują mi transfer do europejskiego klubu. Gra w lidze takiej jak hiszpańska, angielska czy francuska to wielkie wyróżnienie.
  • W jakim klubie chciałbyś zagrać? I dlaczego w Realu Madryt? - zaśmiał się
  • Real Madryt to klub marzeń, wiesz grają tam najlepsi, atmosfera na stadionie... - rozmarzył się, wyłączyła dyktafon i w strzęsła przyjacielem. - co?
  • Nico. - odparła śmiejąc się. - chodź wracamy. - wstała i podała przyjacielowi dłoń. Wstał dzięki jej pomocy. Szli w stronę domu dziewczyny popychając się co chwila. - kochasz ją?
  • O czym ty mówisz, Ed nie rób sobie jaj.
  • Pytam się czy kochasz Clarice. - powtórzyła
  • noooo.....aaaaa.....czeeeeeemuuuu pyyyytaaaaasz? - przeciągnął
  • bo się przyjaźnimy.
  • Kumplowi bym powiedział.
  • W ramach przypomnienia, to ty do siódmego roku życia uważałeś mnie za chłopaka.
  • Tak. - mruknął
  • co?
  • tak, chyba kocham.
  • To dobrze – mruknęła – chodź zrobimy pizze.
  • Umiesz robić pizze?
  • Przypominam ci, że mój tata jest Włochem. Chodź – pociągnęła przyjaciela za rękę i zaprowadziła do kuchni. Ubrudzeni mąką i sosem pomidorowym siedzieli na trawniku i zajadali się domowym obiadem.

    Następnego dnia

    Jak każdego dnia wstała wcześnie rano, ubrana w krótkie spodenki i koszulkę piłkarską zeszła do kuchni i zaczęła przygotowywać śniadanie dla młodszych bliźniaczek i rodziców. Gotowe naleśniki polała syropem klonowym i odstawiła obok dzbanka świeżo wyciśniętej lemoniady i pokrojonych owoców.
  • Hmmm.... co tak smakowicie pachnie? - spytała jej rodzicielka
  • Bongiorno! Pachnie naleśnikami
  • bo to są naleśniki, tato. - rodzice usiedli przy stole, nalewając lemoniadę do szklanki w międzyczasie poszła zrobić rodzicom kawę.
  • Mam nadzieję, że we Włoszech też będziesz robić tak pyszne śniadania – posłał córce uśmiech.
  • Jedziemy na wakacje do Włoch? - ucieszyła się
  • wracamy do Włoch – poprawił córkę
  • dlaczego? - spytał smutno
  • Mówiliśmy ci, że wrócimy do Włoszech.
  • Tak, ale urodziłam się tu, wychowałam.
  • Nie powiedzieliśmy, że wracamy na zawsze. - przytuliła ją matka
  • serio?
  • Znaczy się, jak będziesz pełnoletnia, będziesz mogła wrócić. - uśmiechnęła się mama
  • ale to aż trzy lata.
  • Szybko zleci. - pocieszył ją tata – pomyśl o tym z innej strony. Europejski football, AC Milan, AS Roma, Juve...
  • ale to nie Real Madryt. - mruknęła siadając
  • ale z Włoch jest bliżej do Madrytu, niż z Rio.
  • W sumie, a co ze szkołą?
  • Myśleliśmy, że będziesz chciała studiować w Europie. - oparła kobieta.
  • Czy wy się słyszycie? Teraz idę do liceum, później studia, tak? To kiedy wrócę do Brazylii? Jak będę mieć osiemdziesiąt lat?
  • Córcia, nie chcesz więcej czasu spędzać ze swoim chłopakiem? A przy okazji, mogłaś nam powiedzieć, że jesteś zakochana, nie musielibyśmy dowiad...
  • nie mam chłopaka – wydukała
  • Nie musisz ukrywać, wiemy że ty i Paulo jesteście razem.
  • Nie jesteśmy, to że ten bęcwał myśli, że jestem jego dziewczyną, nie oznacza, że jesteśmy parą. - odparła wstając – wychodzę. Ubrała buty i wyszła z domu, szła dobrze jej znaną drogą, do domu przyjaciela, mijając małe sklepiki. Dotarła w upragnione miejsce. Zapukała, drzwi otworzyła jej niska uśmiechnięta kobieta.
  • Dzień dobry – przywitała się.
  • Dzień dobry,dziecko. Możesz obudzić mi przyszłą gwiazdę piłki, bo mi to jakoś nie wychodzi. - zaśmiała się
  • dobrze, postaram się.
  • I zejdźcie na śniadanie - zawołała za nią. Poszła do pokoju swojego przyjaciela
  • wstawaj – wyszeptała mu do ucha – hej, podudka.
  • Yyuuumm – mruknął
  • Wstawaj! Roberto Carlos przyszedł i czeka w kuchni! - na co zerwał się z łóżka
  • Mamo nie rób mi siary! - krzyknął i zaczął szukać spodni. Usłyszał za plecami śmiech – dlaczego się śmiejesz?
  • Z niczego. Twoja mama kazała mi cię obudzić.
  • CO?
  • nie ma tu Carlosa.
  • Jak to nie ma?
  • Normalnie, twoja mama nie mogła cię dobudzić, ale mi się udało. Czekam na ciebie w kuchni.
  • Okey. - wyszła z pokoju przyjaciela, zeszła na dół, pożegnała się z kobietą i zrobiła sobie i przyjacielowi owocową herbatę.
  • To gdzie to śniadanie Ed?
  • Na stole – odparł smutno
  • co jest? Coś się stało? - podszedł bliżej – Hej, nie płacz – objął ją ramieniem – co się stało?
  • Katastrofa.
  • O czym mówisz? - spytał ściszając głos
  • moi rodzice chcą wrócić do Włoch. - wydukała
  • ale jak to? Przecież tu się urodziłaś wychowałaś.
  • Tak, ale tylko ja jestem tak związana z Brazylią. Bo wiesz, Mona urodziła się i wychowała we Włoszech i tam wróciła studiować. Bliźniaczki też tam się urodziły i mimo, że łącznie były tam może pół roku, chcą tam wrócić, tata jest Włochem, a mi powiedzieli że jak będę pełnoletnia będę mogła wrócić.
  • Ale wtedy skończysz szkołę i jak dobrze pamiętam to chciałaś studiować w Madrycie.
  • Widzisz! I co ja mam zrobić?
  • Zacisnąć zęby, pojechać do Włoch, pokazać im co potrafisz, na wakacje przyjeżdżać tu. A jak ja będę piłkarzem Los Blancos, ty będziesz studiować dziennikarstwo, będziemy mieszkać w Madrycie i cieszyć się życiem.
  • Jako jedyny mnie rozumiesz – przytuliła przyjaciela.
  • Wiem Ed, a teraz mnie puść, bo żeby być dobrym piłkarzem muszę być żywym piłkarzem. - oboje parsknęli śmiechem. Otarł łzę z policzka dziewczyny.

    czerwiec, 2004

  • Jak było w szkole? - spytała kobieta, gdy dziewczyna weszła do domu, odstawiła torbę i weszła do kuchni.
  • Beznadziejnie. - mruknęła, siadając przy stole.
  • Co się stało? Nie możesz raz wrócić do domu i powiedzieć 'super'
  • Ale oni wszyscy są tacy dziwni. - jęknęła – dziewczyny patrzą na mnie jak na wariatkę, bo lubię piłkę nożną i wiem o co tam chodzi, a nie gapię się na piłkarzy jak na ciastko z czekoladą. Zresztą co ja ci będę opowiadać.
  • Niedługo koniec roku...
  • nareszcie, jeszcze tylko 16 dni i wakacje.
  • Kiedy wystawiają oceny? - spytała
  • już są wystawione.
  • To dobrze. Wyjeżdżam do bab...
  • jedziemy do Brazylii? - spytała z entuzjazmem
  • nie, nie. Ja wyjeżdżam, na dwa tygodnie. - odparła, dziewczynie zrzedła mina – w tym czasie nie będziesz musiała iść do szkoły
  • łuhu! - mruknęła
  • tylko zastąpisz mnie w piekarni.
  • Ale czad. Mogę iść do siebie?
  • Tak. Ja wychodzę. Daj siostrom obiad i sama coś zjedz. - to były najdziwniejsze dwa tygodnie jej życia, cieszyła się że może pracować w piekarni, ale jednocześnie smuciła, bo jej mama poleciała do Brazylii. Jedyne co ją cieszyło to myśl, że za miesiąc będzie spędzać czas z najlepszym przyjacielem. Nie słuchając wywodów matki, że to nie dziewczęce i biegając za piłką nie znajdzie męża. A po co jej mąż? W końcu ma 16 lat.
  • Jeszcze dwa dni – mruknęła wiążąc buty
  • koszmar – odparły siostry
  • dlaczego?
  • Bo opuścimy Włochy i pojedziemy do Brazylii.
  • To chyba dobrze.
  • No właśnie nie.
  • Ja się cieszę – odparła – ubierajcie buty, odprowadzę was i pójdę do piekarni. - odprowadziła siostry, jak zawsze słuchając dlaczego Włochy są lepsze od Brazylii. Wchodząc do piekarni zderzyła się z kimś w progu – auć!
  • O przepraszam, nie chciałem zrobić ci krzywdy.
  • Nic się nie stało. Bardziej się wystraszyłam.
  • Nie chciałem cię wystraszyć.
  • Powiedziałam, że nic się nie stało. - uśmiechnął się i wyszedł – cześć tato.
  • Cześć. Oglądamy dzisiaj mecz?
  • Pewnie tato. Jak skończę pójdę kupić jakieś chrupki i paluszki.
  • Dobrze. Bądź grzeczna.
  • pa. - pożegnała ojca, włączyła komputer, ruch nie był duży, równo o 18 zamknęła piekarnię. Zrobiła w sklepie zakupy, zadowolona poszła do domu. Gdy weszła w drzwiach przywitał ją zapach pizzy. - wróciłam!
  • W kuchni jest pizza! - krzyknęła matka
  • Gdzie tata?
  • Poszedł do baru z wujkiem.
  • Dlaczego?
  • Poszli obejrzeć jakiś mecz. - uśmiechnęła się
  • ale mieliśmy oglądać mecz tutaj.
  • Dziewczynki zaprosiły koleżanki i mają jakieś pidżama party. Widzę, że kupiłaś chrupki.
  • Tak, dla siebie.
  • Nie podzielisz się?
  • Weź wszystko – mruknęła, zabrała kawałek pizzy i poszła do swojego pokoju.

    7 stycznia 2007

  • Tato! Szybciej! Zaczyna się! - krzyknęła
  • już! Niosę popcorn! - krzyknął, rozsiedli się przed telewizorem i wtedy ją zamurowało.
  • O boże – szepnęła – udało mu się! - krzyknęła – tato! Słyszysz! Udało mu się!
  • Co się stało? - zapytał gdy widział łzę spływającą po jej policzku.
  • Udało mu się, jest w Realu.
  • Kto?
  • Marcelo – wyszeptała. Ich kontakt urwał się dwa lata temu, po wakacjach w Rio. Wysłała mu dwa listy na święta, na żaden nie odpowiedział. Po ukończeniu szkoły chciała wrócić do Brazylii, ale to już nie miało sensu. Postanowiła studiować w Londynie. Pierwszy rok studiów zleciał jej na zakuwaniu i ciężkich sesjach, żaden profesor nie odpuszczał twierdząc, że jego przedmiot to ten najważniejszy. Po wyczerpującym roku nadszedł czas na wakacje. Cały rok odkładała pieniądze na wakacje w Madrycie. Opłacało się pracować po zajęciach, by teraz kroczyć z aparatem przez Bernabeu. Największą frajdą była możliwość wyjścia na boisko. - gdybym mogła być chłopakiem – powiedziała do siebie, pod jej nogi przywędrowała piłka.
  • Hej! Podasz?! - usłyszała znajomy krzyk – chyba, że się boisz o fryzurę. - odłożyła plecak, zrobiła dwa kroki do tyłu i kopnęła piłkę, która powędrowała w górę wprost w ręce chłopaka – Wow! Znałem tylko jedną osobę, która tak potrafi.
  • I mówiłeś na nią Ed? - uśmiechnęła się
  • Nie możliwe! ED?!
  • We własnej osobie – piłkarz szybko do niej podbiegł i wziął dziewczynę w objęcia
  • czemu nie odpisałaś na moje listy?
  • Mogłabym zapytać cię o to samo. - powiedziała krzyżując ręce na piersi
  • Pisałem, raz w miesiącu. Próbowałem się z tobą skontaktować w każdy możliwy sposób. Nawet przez internet. Próbowałem wszystkiego, uwierz mi. Nawet gdy twoja mama przyjechała do Brazylii, powiedziała że nie chcesz utrzymywać ze mną kontaktu.
  • Co? - zdziwiła się – Marcelo, wierzę ci, bo też chciałam skontaktować się z tobą w każdy możliwy sposób. Nie wierzę, że chcieli nas rozdzielić.
  • Prawdziwej przyjaźni nie da się rozdzielić. - powiedział – co robisz w Madrycie?
  • Przyjechałam na wakacje.
  • z...
  • sama. Teraz uczę się w Londynie, rodzice z siostrami są we Włoszech. Babcia w Brazylii, chciałabym ją odwiedzić, ale dopiero we wrześniu.
  • A gdzie mieszkasz.
  • W małym hotelu. Czemu pytasz?
  • Bo zaraz jedziemy cię wymeldować i zameldować u mnie w domu.
  • CO? a moja wycieczka po Bernebeu? - spytała zaskoczona
  • przypominam ci, że jestem piłkarzem i nie ma problemu bym tu przyszedł i cię oprowadził.
  • Od zawsze wiedziałam, że jesteś cudownym facetem. - powiedziała mu do ucha przytulając Brazylijczyka
  • powiedz to Clarice. - mruknął
  • jesteście razem? - pisnęła
  • tak, ale ostatnio ma jakieś humory, nie wiem co się stało i wyprzedzam twoje pytanie, Clarice nie jest w ciąży. - tylko przytaknęła głową. - chodź zbieramy się.

    Wieczorem

    Oboje zmęczeni siedzieli na trawie i ciężko dyszeli
  • mówiłem ci, że potrafisz zmęczyć człowieka?
  • Nooo, ale częściej mówiłeś że dużo gadam.
  • Po kim tak nawijasz?
  • Nie wiem. Chodź pogramy jeszcze.
  • Czy ty masz jakąś granicę zmęczenia
  • nic mi o niej nie wiadomo. - po kilku dniach spędzonych 'jak za starych czasów' przyszła chwila rozstania. Stojąc na lotnisku, nie odzywali się do siebie. Dziewczyna ukradkiem wytarła łzę z policzka.
  • Widziałem – mruknął – nie płacz, teraz na pewno nie utracimy kontaktu.
  • Obiecujesz?
  • Tak. - odparł przytulając przyjaciółkę.

    Czerwiec, 2011

    Wakacje się skończył, nadszedł nowy rok szkolny i kolejne miesiące zakuwania. Bycie dziennikarką nie jest łatwe, tym bardziej sportową. Bo uważa się, że na sporcie faceci znają się najlepiej. Ich głupie pytania ' jaki kolor ma trawa?' ' ile jest bramek?' ' który piłkarz jest najprzystojniejszy?' nadszedł ostatni semestr i zadanie. Należy przeprowadzić wywiad z jakimś sportowcem, nie koniecznie znanym. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wywiad z piłkarzem, nie byle jakim, bo Królewskim. Już wyobrażała sobie miny tych co ją krytykowali. Wywiad z jej najlepszym przyjacielem, (o czym nie każdy musi wiedzieć) sprawił, że dostała najwyższą ocenę w grupie i została zwolniona z ostatniego egzaminu.
  • DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘĘĘĘĘĘKUUUUJĘĘĘĘ!!! - krzyczała do słuchawki
  • Ogłuchłem przez ciebie! Wariatko! - zaśmiał się – czyli mogę do ciebie zwracać się pani dziennikarko?
  • Możesz. - powiedziała dumnie – kiedy odwiedziesz mnie w Madrycie?
  • Zależy kiedy mnie zaprosisz.
  • Ciebie zapraszać nie muszę. Zresztą nie byłaś u nas od.....no właśnie od kiedy?
  • Przyjadę na ślub. - zaśmiała się
  • ale tak tydzień przed?
  • Nawet dwa.
  • To widzimy się za...
  • widzimy się za trzy dni. - dokończyła
  • a twój ten....zapomniałem imienia.
  • Paulo – odparła
  • a pamiętasz jak go nie lubiłaś?
  • To było w dzieciństwie. Potem spotkałam go w piekarni rodziców, zmienił się – chłopak tylko głośno westchnął – nie lubisz go?
  • Najważniejsze byś ty była z nim szczęśliwa.
  • Pogadamy w Madrycie. Czekaj na mnie na lotnisku, wyląduje o 10. pogadamy na miejscu i już cię uprzedzę, bo mam małą niespodziankę. - powiedziała i rozłączyła się. Minęły trzy dni, które dłużyły jej się niemiłosiernie. Miała mieszane uczucia, bo cieszyła się spotkaniem z przyjacielem, z drugiej strony była smutna bo Paulo się z nią nie pożegnał i powiedział że zobaczą się dopiero na ślubie. Trzy godziny lotu spędziła na słuchaniu muzyki, mimo że preferowała rap z przyjemnością słuchała koncertu Rity Ory. Kapitan okładu poprosił by zapiąć pasy, za chwilę wyląduje na hiszpańskiej ziemi. Odprawę przeszła biegiem, by po chwili wylądować w ramionach przyjaciela.
  • To co to za mała niespodzianka? - spytał gdy siedzieli w domu Brazylijczyka
  • tadam! - pokazała dłoń
  • no widzę, twoja ręka.
  • Nie, nie. Tu – wskazała na serdeczny palec – iiii??
  • widzę pierścionek. CO? ZARĘCZYŁAŚ SIĘ?? Z NIM? Z POLO? Przecież go nie cierpiałaś
  • Z Paulo. Mówiłam ci, że się zmienił, jest wspaniały. Szkoda, że przyjedzie dopiero na ślub. Pomógłby mi wybrać sukienkę.
  • Nie masz jeszcze sukienki?
  • Jeszcze nie. Nic mi się nie podobało. - odparła smutno – ale ty mi pomożesz.
  • Pewnie. Masz jakieś plany na jutro? - zaprzeczyła głową – świetnie, pójdziesz ze mną na trening?
  • Na Valdebebas?
  • Tak. To ja się zbieram. - powiedział wstając z kanapy
  • dlaczego?
  • Clarice chce z tobą porozmawiać. Nie pytaj o czym, ja wiem, ale Clarice ci to wyjaśni. - Marcelo wyszedł, siedziała chwile sama. Gdy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi, wychyliła się by zobaczyć kto wchodzi do domu. Była to Clarice.
  • Cześć – przywitała się
  • Witaj – odparła i przytuliła dziewczynę – nie będę owijać w bawełnę, zostaniesz moją druhną?
  • Co? ja? A-a-a-a dlaczego ja? - wydukała
  • booo.... chcemy byś była ważną częścią tej uroczystości.
  • A kto będzie świadkiem Marcelo?
  • Jego przyjaciel David – uśmiechnęła się – będziecie ładnie wyglądać, jako nasi świadkowie.

    Tydzień później

  • Marcelo? A ta? - spytała pokazując się w kolejnej, tym razem niebieskiej sukience, usłyszała chrapanie – no świetnie – mruknęła.
  • Ta jest ładna, ale w tamtej zielonej wyglądałaś ładniej – odparł męski głos – przepraszam, że cię wystraszyłem.
  • Nic...nic... ni..ne...nie szkodzi. - wydukała
  • ty zapewne jesteś Editta – uśmiechnął się
  • tak, ale mów po prostu Ed. - delikatnie się zarumieniła
  • jestem Da....
  • wiem kim jesteś. Pisałam na studiach felieton o Brazylijskiej reprezentacji piłki nożnej – zaczęła nieśmiało
  • to co studiujesz?
  • Właśnie skończyłam dziennikarstwo sportowe.
  • Słyszałem o wywiadzie z Marcelo – zaśmiał się
  • papla – mruknęła
  • pewnie ciężko ci było wyrwać się z pracy.
  • Dopiero szukam pracy. Chciałam zrobić sobie małą przerwę.
  • Jak będę mógł pomóc, to śmiało.
  • Dzięki, Marcelo też się oferował – odparła – czyli mówisz, że mam wziąć tamtą... miętową.
  • Zdecydowanie – uśmiechnął się – ja obudzę Marcelo, a ty się przebierz, bo widzę że zakupy średnio cię kręcą.

    Wieczorem

  • Paulo! Cześć. - ucieszyła się rozmową z narzeczonym
  • Słuchaj, sprawy się skomplikowały.
  • Co? o czym mówisz? Co się skomplikowało
  • Nie przyjadę tak jak się umawialiśmy.
  • Przyjedziesz w dzień wesela.
  • Nie, nie rozumiesz. Wcale nie przyjadę.
  • Co? - spytała zdziwiona
  • to koniec tego związku, prześlij mi pierścionek na adres, który wyślę ci SMS-em. Cześć – rozłączył się, a po jej policzkach spłynęły łzy. Szybko wstała, otarła łzy, w łazience przemyła twarz zimną wodą i wyszła na podwórko, było już ciemno, usiadła na trawie i obracała w palcach pierścionek, zamachnęła się i wyrzuciła błyskotkę.
  • Au! - usłyszała w dali – Ed wiem, że nie pomogłem ci w wyborze sukienki, ale czy to jest powód do rzucanie we mnie pierścionkami.... ty płaczesz? Mała co się stało?
  • Zerwał ze mną, ma inną, wysłał mi SMS-em adres na który mam mu odesłać ten pierścionek, który trzymasz w dłoni. - wyjaśniła
  • a to skurwiel – syknął
  • no śmiało powiedz, że miałeś rację, że mówiłeś że tak to się skończy.
  • Szkoda słów na takich jak on. Chodź, przytul się – dziewczyna bez słowa wtuliła się w przyjaciela – chcesz wysłać mu ten pierścionek?
  • A co innego mam zrobić? - wychlipała
  • mam lepszy pomysł – mruknął i wyrzucił daleko przed siebie pierścionek – i po kłopocie
  • a co mu wyślemy? - spytała
  • plastikowy pierścionek z automatu – zarechotał. Następnego dnia obudził ją ból głowy, w końcu przepłakała większość nocy. Podreptała do kuchni w koszulce reprezentacji swojego kraju. Słońce dopiero wstawało, niebo miało kolor błękitu.
  • Już nie śpisz? - usłyszała za sobą
  • co? nie. Boli mnie głowa. - wytłumaczyła
  • siadaj zrobię ci kawę. Chcesz jakieś tabletki? - spytał – mogę wiedzieć z jakiego powodu boli cię głowa? Mnie zawsze dzień po locie samolotem. Wiesz, ciśnie...
  • zerwał ze mną – przerwała mu – najnormalniej w świecie zostawił mnie dla innej i jeszcze wysłał mi SMS-em adres na który mam odesłać pierścionek, ale Marcelo go wyrzucił i wyślemy jakiś plastikowy.
  • I prawidłowo. Znaczy, nie że z tobą zerwał, tylko ten pomysł Marcelo. - wyjaśnił – proszę twoja kawa – podał dziewczynie kubek i delikatnie się uśmiechnął.
  • Dziękuję – wyszeptała

    Dzień ślubu

  • Nie chcesz za mnie wziąć tego ślubu? - spytał przyjaciela odwracając się do niego przodem.
  • O nie, nie. - szybko zaprzeczył – mam dość bab na co najmniej kilka miesięcy, jak nie lat.
  • Myślałem, że lubisz Eda.
  • Bo lubię – potwierdził – a jakie ma to znaczenie? Jest miłą dziewczyną, znam ją tydzień, to wszystko. - wzruszył ramionami
  • dobra, nie wnikam. Trzymaj obrączki, zaraz musimy być w kościele. - ceremonia odbyła się w małym kościele, obecna była najbliższa rodzina i przyjaciele ci których znali zza czasów dzieciństwa spędzonego w Brazylii i prócz Davida pojawili się Pepe, Kaka i Angel Di Maria. Siedziała przy jednym stole z Nowożeńcami, ich rodzicami i świadkiem jej przyjaciela, Davidem.
  • Dlaczego nie tańczysz? - spytała kiwając głową w rytm muzyki ulubionej wokalistki
  • A. nie mam z kim, B. Nie potrafię, C. Jedyną rzeczą z którą umiem tańczyć to piłka.
  • Ze mnie też marna tancerka. - zarumieniła się
  • toooo...moooże w dwójkę nam lepiej pójdzie? - zaproponował, zgodziła się

    Pół roku później, Londyn

  • o 12, w La Roche masz wywiad z piłkarzem Chealse, weź dyktafon i rób to co potrafisz najlepiej. - powiedział starszy mężczyzna
  • dobrze szefie, już jadę. - odparła – a kto to.... - nie dokończyła, bo mężczyzny już nie było.
    Siedziała w małej kawiarni, obracała w dłoniach dyktafon, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, podniosła głowę i ujrzała nikogo innego jak Davida Luiza, uśmiechnął się i zajął miejsce naprzeciw dziewczyny.
  • Cześć. Nie wiedziałem, że cię tu spotkam. Mieszkasz w Londynie?
  • Tak, od studiów – odparła
  • kurcze, przyszedłem tu na wywiad, a spotkałem ciebie – zaśmiał się
  • coś mi się wydaje, że ten wywiad ...to ze mną
  • serio? - spytał zaskoczony
  • tak, tu mam dyktafon, a tu mam leg....
  • nie musisz mi nic pokazywać, przecież ci wierzę – zamówił wodę, a dziewczyna włączyła dyktafon, rozmawiali ponad godzinę, dopiła kawę i wyłączyła dyktafon.
  • Dziękuję – powiedziała – bardzo miło mi się z tobą rozmawiało
  • mogę szczerze powiedzieć wzajemnie. - uśmiechnął się
  • przepraszam – powiedziała i wyciągnęła telefon, odczytała SMS-a i cicho westchnęła
  • coś się stało? - spytał
  • nie, chciałam iść na koncert, ale nie ma już biletów.
  • Kogo?
  • Rita Ora – mruknęła
  • tooo, może pójdziemy razem? - spytał i pokazał dziewczynie dwa bilety.


Pierwszy oneshot za mną :)) myślę, że niektórzy domyślają się kto jest bohaterką....