poniedziałek, 29 lipca 2013

Crazy in love

 




    Lyon, maj 2009

  • życie jest piękne – cicho mruknęła gładząc tors ukochanego na którym leżała
  • ty jesteś piękna – odparł, uniosła głowę patrząc w jego stronę
  • już nie śpisz? - spytała
  • nie kochanie.
  • I wcale nie jestem piękna. Nie chcę wiedzieć jak teraz wyglądam.
  • Masz włosy w bardzo rozwalonym koku, rozmazany tusz pod oczami i czerwoną szminkę, ale ta rozmazana szminka to raczej moja sprawka.
  • O boże – mruknęła i schowała twarz w dłoniach
  • przestań – wziął ją za rękę i delikatnie pocałował
  • wiesz, że niedługo musimy się zbierać.
  • Chcesz wracać na imprezę? - zdziwił się
  • nie, nie pamiętasz, że idziemy do twoich rodziców na kolację?
  • Ciekawe jakim pytaniem dziś nas przywitają. - mruknął
  • na pierwszym spotkaniu zapytali czy masz zamiar mi się oświadczyć, później kiedy bierzemy ślub, ostatnio czy ze sobą sypiamy, więc dziś pewnie o dzieci.
  • O dzieci nie pytali – zaśmiał się całując głowę dziewczyny
  • puść mnie, chcę się wykąpać.
  • Hmm... w wannie się jeszcze nie kochaliśmy.
  • SAMA! S-A-M-A! SAMA!
  • Kochanie, chcesz sobie sama....no...yyy...ten...wiesz...o co mi chodzi...skoro masz mnie. - podniósł się z łóżka drapiąc w głowę
  • nie, chcę się wykąpać, wiesz woda, mydełko kokosowe, peeling kawowo – czekoladowy – wymieniała
  • robisz to specjalnie?
  • Nie, dlaczego? Potem wysmaruję się balsamem, tym co tak bardzo lubisz.
  • I będziesz pachnieć tak, że będę chciał cię zjeść. - wychrypiał
  • mniam – odparła i weszła do łazienki
  • na pewno ci nie pomóc? - spytał przez drzwi
  • dam sobie radę – krzyknęła
  • dlaczego zamknęłaś drzwi?
  • Kochanie, w domu mnie uczono by zamykać drzwi.
  • Ale nie na klucz! - krzyknął
  • Właśnie, że na klucz.
  • Kochanie ale jeśli coś ci się stanie?
  • Jedyne co mi się może stać, to ładujący się do wanny zboczeniec!
  • Co? o kim mówisz?
  • O tobie! - zaśmiała się
  • ja jestem zboczony?
  • Tak.
  • Ale to ty się na mnie w nocy rzuciłaś!
  • Której nocy? - spytała zaskoczona
  • Wczorajszej!
  • Nie rzuciłam się na ciebie bez powodu!
  • Właśnie! Miałaś na mnie ochotę! - zarechotał
  • aha i z tego powodu krzyczałam 'pająk! Zabij!'
  • różne rzeczy krzyczysz.
  • Przecież wiesz, że boję się pająków. - odpowiedziała gdy wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem. Przytuliła się do jego klatki, odwzajemnił uścisk – a teraz idź się umyć, bo niemiłosiernie śmierdzisz alkoholem.
  • Byliśmy na imprezie, to jak mam śmierdzieć?
  • Po prosu idź. - zaśmiała się i poklepała chłopaka po tyłku
  • i to niby ja jestem zboczony? - wyszedł z łazienki z nisko przepasanym ręcznikiem wokół bioder, wiedziała że to nie przypadek, że ręcznik znajduje się na nim tak nisko.
  • Niżej się nie dało?
  • Nie wiem o czym mówisz – mruknął i podszedł do szafy – widziałaś moją czarną koszulę? - odwrócił się w stronę dziewczyny – robisz to celowo.
  • Co robię celowo? A koszulę kochanie zostawiłeś w salonie.
  • Specjalnie chodzisz po pokoju w samej bieliźnie.
  • Nie, jestem posmarowana balsamem, musi się wchłonąć. Mógłbyś powiedzieć, że specjalnie zrobiłam tak – odwróciła się tyłem upuściła ręcznik i na wyprostowanych nogach go podniosła – chcesz ubrać koszulę?
  • Ubiorę tą – pokazał – może być?
  • Jesteś dorosły, ubieraj się tak jak chcesz. - zaśmiała się
  • a ty co ubierzesz?
  • Tą pudrową sukienkę, na którą patrzysz.
  • Zamieszkajmy razem
  • znowu zaczynasz? - spytała bezsilnie
  • ale, dlaczego nie? Nie musielibyśmy kursować pomiędzy dwoma mieszkaniami. - wyjaśnił - A już mieszkamy razem tydzień – zauważył
  • mieszkamy na razie razem, bo przyjechała do moich rodziców jakaś ciotka. I mój brat mieszka u mnie, a ja tutaj. A poza tym to moje małe 'm'.
  • miniaturowe 'm' – mruknął
  • dla mnie jest idealne. Wiem, że twoja kuchnia jest wielkości mojego mieszkania, ale to moje własne mieszkanie.
  • Nie przesadzaj. A ta koszula? - zmienił temat
  • Misiu, ubierz co chcesz.
  • To ubiorę tą – mruknął i ponownie wszedł do łazienki, podeszła do miejsca, w którym stał i wzięła do ręki parę bokserek w pingwiny i parsknęła śmiechem – mogę dostać moją własność?
  • Proszę pingwinku, znaczy kochanie.
  • Bardzo śmieszne, przypominam ci że to ty jesteś właścicielką gaci w żaby.
  • Które to ty mi kupiłeś. - pogłaskała chłopaka po policzku
  • nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię kocham – wymruczał
  • your love's got me looking so crazy right now.
  • Uwielbiasz tą piosenkę?
  • oui monsieur – wyszeptała – a jak twoje plecy?
  • Dobrze, a co miałoby być?
  • Ostatnio mówiłeś, że cię bolą.
  • Kochanie jesteś moją narzeczoną, a nie...
  • jestem twoim rehabilitantem. Więc powiedzmy, że lekarzem też, a ja dbam o swoich pacjentów.
  • Dbasz o swoich pacjentów? - spytał chytrze się uśmiechając
  • tak – skinęła twierdząco głową
  • aaaa.... o mnie też? - spytał, na co głośno westchnęła
  • Co ci wyprasować?
  • Bardzo śmieszne – mruknął i wszedł do łazienki. Zaśmiała się i wyciągnęła z szafki zaproszenie – od szóstego września Vera Carter, nie będzie już Verą Carter, tylko Verą Benzema, dopiero za dwa lata, ale będzie panią Benzema – wymruczał jej do ucha
  • nie wiem, czy chcę zmienić nazwisko.
  • Co? dlaczego?
  • Nie chcę by ludzie pomyśleli, że zrobiłam karierę przez twoje łóżko – odparła smutno
  • kochanie, nikt tak nie pomyśli.
  • Dobrze wiesz jacy są ludzie - westchnęła
  • wiem, ale od kiedy przejmujesz się opinią innych? - zapytał sadzając dziewczynę sobie na kolanach
  • od kiedy dotyka ona ciebie i nasze rodziny
  • wiesz, że po mnie to spływa?
  • Możesz mówić co chcesz, ja swoje wiem. - odparła krzyżując ręce na piersi – nawet twoja babcia myśli, że jestem głupia.
  • Zdałaś wszystkie egzaminy śpiewająco, nie byłem twoim pierwszym pacjentem.
  • Niby, tak. Ale wiesz jacy są ludzie. Ogólnie miałabym to gdzieś, gdyby nie dotyczyłaby ciebie. - wyjaśniła na co przewrócił oczami.
  • Pamiętasz tego młodego chłopaka co nie dawali mu szans na chodzenie?
  • Toma? - uśmiechnęła się na wspomnienie o chłopaku – zadzwonię do niego
  • poczekaj – chwycił ją za nadgarstek
  • Karim, to tylko chwila – wyjaśniła. Wyjęła telefon, porozmawiała ze swoim młodym pacjentem wyjaśniając nurtujące go pytania. Gdy zakończyła rozmowę odwróciła się do chłopaka i posłała mu uśmiech.
  • Vera?
  • Hmm? - podszedł do niej i objął ją w pasie. Delikatnie pocałował w obojczyk – co robisz?
  • Chcę sprawić, byś czuła się najważniejszą kobietą na ziemi. - mruknął
  • jakby twoje fanki to widziały, już bym była martwa. - zaśmiała się
  • ale nie widzą.
  • Dobrze, ale mnie puść. Chcę się ubrać bo zaczyna mi się robić zimno.
  • Nie rozgrzewam cię? - spytał
  • O taaak! W tych bokserkach w pingwiny. Nawet nie wiesz jak bardzo.
  • To była...
  • tak ironia – dokończyła. Kilka godzin później siedzieli w samochodzie piłkarza i jechali w stronę jego rodzinnego domu – czemu się nie odzywasz?
  • Vera, powiedz mi tak...szczerze – zaczął
  • Karim co się dzieje?
  • Czy ty jesteś.... w stu procentach pewna, że chcesz wziąć ze mną ślub?
  • Nie. Nie jestem pewna w stu, jestem pewna w dwustu.
  • To dobrze – odparł
  • a dlaczego pytasz?
  • Chcę byś była szczęśliwa. - spojrzał na nią i się uśmiechnął. Zaparkował przed domem. Nim zdążył zapukać, drzwi się otworzyły – cześć babciu – powitał starszą kobietę
  • Karimek! Karimuś babci, witaj chłopcze – wyciągnęła ręce w stronę piłkarza i spojrzała na dziewczynę
  • dobry wieczór – uśmiechnęła się
  • jesteś w ciąży?
  • Nie.
  • Spaliście ze sobą?
  • Nie.
  • Planujecie dzieci?
  • Jeszcze nie – odparł Francuz
  • a wiecie, że dzieci nie biorą się, ot tak?
  • Wiemy – powiedział – pozwolisz nam wejść?
  • Wchodźcie – zrobiła przejście – ale ja chcę dożyć prawnuka.
  • Oj babciu, babciu – mruknął pod nosem i weszli do kuchni
  • cześć dzieciaki – powitała ich niska kobieta
  • gdzie tata? - spytał
  • udaje Llorisa albo Carlosa.
  • Co robi? - spytała chłopaka
  • albo broni bramki, albo pokazuje wykonywać karne Flo. - wyjaśnił - Cóż, bynajmniej próbuje – dodał – pójdę pograć z nimi
  • Pomóc pani?
  • Nie, wszystko jest gotowe. Możesz iść po chłopaków. - godzinę później przy stole siedzieli tylko Vera, Karim i jego rodzice.
  • To opowiadajcie, bo siedzicie tak jakby coś się stało – zaśmiał się ojciec chłopaka
  • właściwie to coś dla was mamy – mruknął piłkarz
  • no to mówcie! - ponagliła kobieta
  • proszę – chłopak wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki białą kopertę
  • co to? - spytała
  • otwórz mamo – kobieta powoli otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej zaproszenie
  • o boże – szepnęła i zakryła usta dłonią – przeczytaj – podała kartkę mężowi
  • bierzecie ślub? - zdziwił się
  • dopiero za dwa lata – wyjaśniła
  • to po co zaproszenie?
  • Czy ja wiem, chcieliśmy was poinformować – oznajmił
  • tak po prostu – dodała
  • nie jesteście za młodzi? - spytali
  • skąd, oboje kończymy w tym roku 22 lata. Za dwa lata będziemy mieć po 24. - wyjaśnił – zresztą wy w naszym wieku byliście po ślubie i mieliście już dziecko.
  • Ale twój tata nie był piłkarzem i nie miał przed sobą takiej kariery jaką masz ty.
  • Nie wiem, o czym mówicie. Co za różnica czy będziemy małżeństwem czy nie. Nadal będę piłkarzem.
  • A dziecko? - spytała kobieta – bo rozumiem, że będziecie chcieli je posiadać?
  • Co dziecko może zmienić? - spytał trzymając dziewczynę za rękę – nic, nic nie zmieni, jedynie umocni naszą więź.
  • Przemyślcie to, a co z Madrytem? - spytał mężczyzna
  • tato, prosiłem cię. Zresztą to nie koniec świata tylko niespełna półtorej godziny lotu.
  • Ale...
  • na nas już czas – powiedział – mamy plany na wieczór.
  • Do widzenia – powiedziała
  • cześć – mruknął, otworzył drzwi pierwsza wyszła Vera, a po niej Karim, odpalił silnik i odjechali spod domu piłkarza
  • Karim – zaczęła – nie zrozum mnie źle, ale.... mówiłam ci że to nie będzie dobry pomysł by dawać im teraz zaproszenie, wiesz że twoi rodzice mnie.... nie chcą...
  • przecież wiesz, że cię lubią – przerwał
  • tak, ale nie chcą byśmy byli małżeństwem – wyjaśniła
  • a czy ty chcesz, byśmy byli małżeństwem
  • pewnie.
  • To w czym problem?
  • Nie chcę by....
  • nimi się nie przejmuj.
  • Karim ale...
  • kocham cię – przerwał jej
  • ale Karim!
  • Wystarczy odpowiedzieć ' ja ciebie też'
  • ja ciebie też

    Miesiąc później

  • Vera! Vera, gdzie jesteś? - wszedł do domu dziewczyny
  • w kuchni! - wszedł do kuchni, spojrzał na nią, ale nie uśmiechnął się tak jak zawsze, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – coś się stało?
  • Nie możemy być razem – oznajmił po chwili ciszy
  • dlaczego?
  • Po prostu nie możemy. To się nie uda.
  • Karim, o czym mówisz?
  • Kocham cię, ale nie możemy być razem. Podpisałem kontrakt z Realem Madryt, od następnego sezonu będę grał w Hiszpanii.
  • Aha czyli jak grałeś w Lyonie, to mogliśmy być parą, a jak będziesz grać w Madrycie, to już nie? - zdziwiła się – po prostu powiedz, że poznałeś kogoś. Nie jestem dla ciebie ważna, masz w dupie trzy lata które byliśmy razem.
  • Vera, proszę daj mi wytłumaczyć! - krzyknął
  • Nie podnoś na mnie głosu!
  • Dobrze – odparł spokojnie i położył dłonie na ramionach dziewczyny
  • nie dotykaj mnie – syknęła
  • Vera, ja...ja nadal cię kocham!
  • To dlaczego chcesz się rozstać?
  • Nie mogę być z tobą i nie mieć cię przy sobie. Nie zniósłbym myśli o tym, że ja jestem w Madrycie, a ty tutaj w Lyonie, że nie będziemy spędzać razem rocznicy czy innych
  • dosyć – przerwała – wyjdź
  • Vera, proszę
  • wyjdź z mojego mieszkania i życia. - nie odpowiedział, usłyszała zamykanie się drzwi i rozpłakała się, przez okno zauważyła jak chłopak wsiada do samochodu i z piskiem opon odjeżdża. Odjechała jej miłość.

    Z perspektywy Very

    Moje życie runęło, może nie byłoby tak źle, gdyby Karim nie powiedział, że nigdy nikogo tak nie kochał i nigdy nie pokocha. Nienawidziłam go i jednocześnie kochałam. On wyjechał, a ja szalałam z tęsknoty. Byłam bezsilna. Mijał dzień za dniem, Karim nie dzwonił, czasami słyszałam, że nie wiedzie mu się w Madrycie, co chwila w internecie pojawiał się artykuł o jego imprezowym trybie życia, o olewaniu treningów, o którymś z kolei rozbitym samochodzie. Nie był tym samym Karimem, którego znałam. Po jakimś czasie oswoiłam się z tym, że jego już w moim życiu nie ma. Po kilku miesiącach zaczęłam spotykać się z rok starszym Leo, którego poznałam na warsztatach dla terapeutów. Sympatyczny, czarujący, męski, przystojny, opiekuńczy. Zaczęliśmy spędzać ze sobą co raz więcej czasu. Po jakimś czasie oficjalnie zostaliśmy parą. Czasami myślałam o Karimie, ale więcej czasu poświęcałam mojemu przyszłemu mężowi, przynajmniej tak myślałam.

    Pewnego dnia Leo zaprosił mnie do restauracji, gdzie byliśmy na naszej pierwszej jako oficjalnej pary randce. Usiedliśmy przy stole, kelner podał nam menu, po chwili przyjął zamówienie, a Leo nerwowo bawił się serwetką.
  • Coś się stało? - spytałam
  • nie, nic. - mruknął
  • okey, to zanim kelner przyniesie nam zamówienie, pójdę do łazienki – wróciłam po chwili
  • zamówiłem nam wino – uśmiechnął się – te co lubisz
  • świetnie – posłałam mu uśmiech. Kiedy zjedliśmy dania główne, kelner podał nam desery. W kielichu znajdował się mój ulubiony sorbet porzeczkowy.
  • Vera, jesteś piękną, mądrą, wspaniałą kobietą – powiedział.
  • Dziękuję – mruknęłam nieśmiało
  • Vera?
  • Tak?
  • To dla ciebie – podał mi długą czerwoną różę
  • dziękuję, jest piękna – powąchałam kwiat – ale, Leo – spojrzałam zaskoczona na chłopaka i ponownie na kwiat. Wydawało mi się, że coś się w nim błyszczy. Nie mogłam uwierzyć. Ukryty był w nim pierścionek.
  • wyjdziesz za mnie?
  • O boże – szepnęłam – tak. - założyłam pierścionek na palec. Kiedy wyszliśmy z restauracji, postanowiliśmy przejść się uliczkami Lyonu.
  • Mogę cię o coś zapytać?
  • Pewnie – odpowiedziałam
  • dlaczego szepnęłaś ' o boże'?
  • Bo mnie zaskoczyłeś – szybko odpowiedziałam, gdzieś tam myślałam o Karimie, choć wiedziałam, że to nie właściwe, bo miałam u boku cudownego mężczyznę, który mnie kochał i na dodatek mi się oświadczył. Nie musiałam dowiadywać się od naszych wspólnych znajomych, by wiedzieć, że Karim nie jest za szczęśliwy w Madrycie, dowiedziałam się również o jego kontuzji. Zmarnował przez to cały sezon. Wyglądał tak, jakby mu nie zależało. Nie byłam już Karimem, ale nie miało to znaczenia i zaprosiłam naszych wspólnych znajomych na mój ślub z Leo. Moje serce bolało, bo tęskniłam, ale przygotowywałam się do najważniejszego dnia mojego życia. Jeszcze dwa lata temu szóstego września miałam zostać żoną Karima. Teraz 20 sierpnia mam zostać żoną Leo. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to Olivier, powiedział Karimowi o moim ślubie. Dzień przed ślubem, kiedy wszystko było zapięte na ostatni guzik, w drzwiach mojego mieszkania pojawił się Karim. Leo nie znał historii naszej znajomości, nie wiedział, co nas wcześniej łączyło, dlatego był zaskoczony kiedy go zobaczył. A co było ze mną? Myślałam, że padnę trupem. Z jednej strony cieszyłam się jak głupia, kiedy go zobaczyłam, ciemne oczy przeszywające mnie na wylot, trzydniowy zarost, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy. Wyglądał tak idealnie kiedy opierał się o futrynę i prawą dłonią gładził brodę. Lecz z drugiej strony chciałam go zamordować. On i jego idealne wyczucie czasu. Doskonale wiedziałam, że jutro wychodzę za mąż i jutro o tej porze będę żoną Leo.
  • Możemy porozmawiać? - w końcu się odezwał
  • dlaczego on musi mieć taki seksowny głos? - pomyślałam
  • Vera?
  • Tak, pewnie – mruknęłam – wchodź
  • nie obraź się, ale wolałbym w cztery oczy.
  • To chodź na zewnątrz. - zaproponowałam, Karim przepuścił mnie w drzwiach, zostawiając Leo zaskoczonego tą całą sytuacją. W windzie się do siebie nie odzywaliśmy. Kiedy wyszliśmy usiedliśmy na ławce, na której zawsze spędzaliśmy czas, tylko wtedy siedziałam Karimowi na kolanach, wtulona w jego szyję, albo delikatnie całującą jego usta. Teraz siedzę obok po turecku. Z ogromnym mętlikiem w głowie.
  • Po co tu przyjechałeś?
  • Miałem bardzo ważny powód – odparł
  • i przyszedłeś tu, by mi o tym powiedzieć?
  • Przyszedłem powiedzieć ci co innego – wyjaśnił
  • to mów
  • kocham cię – szepnął – nie mogłem wtedy postąpić inaczej. Kocham cię i nigdy nie przestałem. Codziennie o tobie myślę. To ty sprawiałaś, że jakoś się trzymałem. Pierwsze miesiące nie umiałem sobie znaleźć miejsca, codziennie imprezowałem, codziennie żałowałem swojej decyzji, kiedy chciałem do ciebie zadzwonić, przyjechać i porwać w ramiona.
  • Nie! Przestań! Nie chcę tego słuchać! - krzyczałam przez łzy – rujnujesz mi życie! Słyszysz?! Jutro wychodzę za mąż! A ty co?! Myślisz, że przyjedziesz, powiesz, że mnie kochasz to wszystko zmieni?!
  • Vera, proszę daj mi dokończyć.
  • Nie!
  • Żałuję, że doprowadziłem do tego, że wychodzisz za kogoś innego.
  • NIE! Zamknij się! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę klatki, dogonił mnie, chwycił za nadgarstki
  • kocham cię – powiedział i odjechał jak kilka lat temu. Dotarło do mnie, że jutro wychodzę za Leo, ale kochałam innego, kochałam Karima. Wróciłam do mieszkania i nie wiedziałam co zrobić. Leo wyszedł, nie tłumaczyłam mu co Karim tu robił, zostałam sama w mieszkaniu. Przepłakałam pół nocy, wyczerpana płaczem zasnęłam. Wstałam zdeterminowana i pewna swojej decyzji. Wychodzę za Leo i żaden Karim Benzema mnie nie powstrzyma. Leo mnie kocha i mnie nie zostawi. Równo o 17 stałam w białej sukni przed ołtarzem w miejscowym kościele. Ja, Leo, nasze rodziny, znajomi. Rozpoczęła się msza. Starałam maksymalnie skupić się na tym co mówił ksiądz. Mówi się, że nie powinno odwracać się do tyłu w czasie ślubu, żeby nie patrzeć w przeszłość. W czasie kazania, coś mnie tknęło. Spojrzałam za siebie. Z tyłu kościoła stał Karim. W czarnej koszuli z bukietem białych tulipanów w ręku. Dotarło do mnie, że ja siedzę tu z facetem, którego nie kocham, a z tyłu stoi mężczyzna mojego życia. Facet, za którym szaleję z miłości. Ksiądz coś czytał o prawdziwym uczuciu, Leo na mnie patrzył, a ja wstałam. Złapałam za suknię i pobiegłam. W głowie miałam jedną melodię. Nie, nie marsz weselny. Crazy in Love
    Nie odwracałam się, biegłam w stronę zaskoczonego Karima. Wybiegłam z kościoła, a Karim za mną. Po chwili odwróciłam się na przeciw piłkarza.
  • Co ty ze mną robisz? - spytałam
  • o co ci chodzi? Wybiegłaś z własnego ślubu! Po co to zrobiłaś?
  • Czy ty się słyszysz?
  • No, tak – mruknął
  • wczoraj mówiłeś, że mnie kochasz, a teraz sugerujesz bym wróciła do kościoła?!
  • To, że cię kocham, nie oznacza że masz sobie marnować życie!
  • Czy ty tego nie rozumiesz? - krzyknęłam
  • czego?
  • Szaleję za tobą! Ty i twoja miłość jest tym czego chcę, jeśli mówisz, że właśnie teraz marnuję sobie życie. To tego chcę! Chcę zmarnować sobie życie, z tobą. Kocham cię. - w jego oczach znów widziałam blask, który znikł kilka lat temu
  • Wariatka – szepnął i objął z całej siły
  • to ty mnie do tego doprowadzasz. - cztery godziny później siedzieliśmy na wzgórzu podziwiając panoramę miasta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że lekarskimi nożyczkami z apteczki obcięłam suknię, siedziałam z Karimem na masce jego samochodu i jadłam kurczaki z KFC
  • fajna kolacja – zaśmiał się i podał mi pepsi
  • noo, na wesele były zamówione kraby i jakaś zupa z raków
  • przecież ty nie cierpisz, żadnego pełzającego jedzenia – zaśmiał się
  • właśnie. Dlatego wolę zmutowanego kurczaka z KFC. - między nami zapanowała cisza, Karim włączył radio. Kończyła się jakaś stara piosenka, zabrzmiały pierwsze dźwięki Crazy in Love – uważnie się wsłuchaj – powiedziałam
  • dlaczego?
  • Bo tam jest dokładnie opisane to, co ze mną robisz. - westchnął
  • myślisz, że nasze zaproszenia ślubne są jeszcze aktualne? - spytał
  • myślisz, że zdążymy je rozesłać?
  • Już to zrobiłem – mruknął
  • co? rozesłałeś zaproszenia na nasz ślub? - zdziwiłam się
  • tak. - potwierdził kiwnięciem głowy
  • boże, mam nadzieję, że Leo mi to jakoś wybaczy. Ale sam mówił, że mam robić wszystko bym była szczęśliwa. Jestem szczęśliwa z tobą, na masce samochodu z kubełkiem classic w ręku.
  • To dobrze – uśmiechnął się
  • A zdążymy wszystko zorganizować?
  • Po prostu jeszcze raz powiedz, że mnie kochasz. - szepnął
  • nie wystarczy, że cię pocałuję?
  • Możemy spróbować.
    Got me looking so crazy right now, your love's
    Got me looking so crazy right now (in love)
    Got me looking so crazy right now, your touch
    Got me looking so crazy right now (your touch)
    Got me hoping you'll page me right now, your kiss
    Got me hoping you'll save me right now
    Looking so crazy in love's,
    Got me looking, got me looking so crazy in love.




    Miałam inny plan na drugiego oneshota, ale wyszło jak wyszło i mamy Karima.
    to na tyle:))

wtorek, 2 lipca 2013

If I were a boy

BOHATEROWIE


Rio de Janerio, lipiec 1993

  • Hej Ed! Pokopiemy? - spytał pięcioletni chłopiec
  • Pewnie! Ale teraz ty stoisz na bramce!
  • Co? przecież, ostatnio też stałem!
  • O nie, nie, nie! - pokiwała palcem – ostatnio na bramce stał Luis, pamiętasz?
  • To co robimy? Zagramy w marynarza? - spytał
  • mam lepszy pomysł.
  • Jaki?
  • Kto ostatni na boisku ten broni! - krzyknęła i zaczęła biec
  • Ej! - krzyknął i zaczął gonić równolatkę
  • Pierwsza! - krzyknęła
  • to nie fair!
  • Jak nie fair?
  • Ja musiałem jeszcze wziąć piłkę. - powiedział siadając na trawie
  • ale jesteś chłopakiem – odpowiedziała siadając obok.
  • A ty niby nie jesteś?
  • Nie, jestem dziewczyną.
  • Fee... jak to dziewczyną?
  • Normalnie. - wzruszyła ramionami
  • to czym ty sikasz?
  • Tak jak każdy. Siadam i już.
  • Ja sikam na stojąco.
  • A ja na siedząco – powiedziała naśladując przyjaciela.
  • To kto będzie bronić? - spytał skubiąc trawę
  • To może na zmianę?
  • Czyli?
  • Pierw ja strzelam ci załóżmy pięć razy, potem zmiana.
  • Pasuje! - klasnął w dłonie. - będę jak Pele!
  • Tak, jest świetny. - mruknęła
  • wiesz, jak będę starszy chciałbym grać w Realu Madryt.
  • Też bym chciała, ale to niemożliwe. - mruknęła smutno
  • dlaczego? Jesteś świetna, na pewno będą chcieli cię w składzie!
  • Pamiętasz, że jestem dziewczyną?
  • Fee... pamiętam, ale skoro ja nie zauważyłem, że jesteś dziewczyną to może oni też nie zauważą?
  • Nie bądź śmieszny. Chodź, im szybciej zaczniemy, tym dłużej będziemy grać.
  • To idę na bramkę.
  • Uwaga strzelam! - krzyknęła, wzięła rozbieg i uderzyła w piłkę.

    10 lat później

    Rio de Janerio, lipiec 2003
  • Hej Ed! Pójdziesz ze mną? - usłyszała przyjaciela
  • Na boisko? - spytała wyglądając zza książki
  • a gdzie indziej?
  • Nie wiem, myślałam, że coś wymyślisz. - zaśmiała się
  • nie tym razem.
  • Pójdę, pod warunkiem że...
  • co tylko chcesz. - odparł
  • dlaczego?
  • Dla przyjaciół wszystko.
  • Oooch, kochany jesteś – podeszła i przytuliła przyjaciela – dobra, Ed koniec tych czułości, ludzie patrzą.
  • Wstydzisz się mnie?
  • Nie, ale... - mruknął spuszczając głowę.
  • Clarice. - odparła
  • tak.
  • Co z nią nie tak?
  • Wszystko w porządku, ale jest ostatnio...jakaś....nie wiem....dziwna?
  • A co dokładniej robi?
  • Wiesz, niby się spotkaliśmy kilka razy, ale nie wiem.
  • Pamiętaj, że masz piętnaście lat, przecież ślubu jutro brać nie będziesz.
  • Wiem, wiem. Zmieńmy temat, chodź na stadion.
  • Zrobisz coś dla mnie?
  • Co?
  • później udzielisz mi wywia...
  • nadal to dziennikarstwo?
  • Zdecydowanie tak. I nie licz, że stanę na bramce.
  • Jakiej bramce? Mamy mały mecz.
  • To chodź, nie możemy się spóźnić – pociągnęła przyjaciela za rękę i udała się w stronę stadionu. - zajęła miejsce na widowni już wybiegli, wiadomo że była na stadionie, jak zawsze dziewczyna kibicowała najgłośniej. Mecz zakończył się zwycięstwem drużyny jej przyjaciela.
  • mówiłem ci już, że słychać cię w każdym kącie boiska?
  • Mówiłeś. Nie raz, nie dwa. - zaśmiała się – to co?
  • Co, co?
  • Wywiad? -spytała podnosząc brwi
  • nie odpuścisz? - spytał
  • niee.
  • Dobrze, poczekaj tu kwadrans i zaraz wracam.
  • Będę tu siedzieć. - mruknęła, usiadła na ławce i wyciągnęła dyktafon bez którego nie wychodzi z domu.
  • Ciao bella – usłyszała i zobaczyła na ławce Paulo leżącego na boku podpierającego głowę.
  • Znowu ty?
  • Bella, zrozum to przeznaczenie.
  • Co? - zdziwiła się – przecież przyjechałeś tu na wakacje. Do kuzyna.
  • Bella, ty jesteś Włoszką i ja jestem Włochem! To przeznaczenie!
  • Mała poprawka. Jestem Brazylijką, mój tata jest Włochem, co o niczym nie świadczy.
  • Bella, to przeznaczenie! - powtórzył
  • twoim przeznaczeniem jest zabranie stąd swojego Włoskiego tyłka i umieszczenie go w innym miejscu. - odparł Brazylijczyk krzyżując ręce na piersi.
  • Ja się stąd nie ruszę! - zaprotestował siadając
  • w takim razie my zmienimy lokum, chodź Ed! - wziął dziewczynę za rękę i wyszli z trybun. Poszli w stronę boiska gdzie oboje stawiali pierwsze piłkarskie kroki. Usiedli w cieniu na trawie.
  • Mogę włączyć?
  • Tak, pewnie. - odparł
  • Szczęśliwy?
  • Nie rozumiem – mruknął
  • szczęśliwy z wygranej?
  • Bardzo szczęśliwy. Mimo, że był to mecz towarzyski, wygrana zawsze cieszy. - uśmiechnął się.
  • Chciałbyś grać w jakimś europejskim klubie?
  • To moje marzenie, chciałbym by nadszedł taki dzień gdy dowiem się, że zaoferują mi transfer do europejskiego klubu. Gra w lidze takiej jak hiszpańska, angielska czy francuska to wielkie wyróżnienie.
  • W jakim klubie chciałbyś zagrać? I dlaczego w Realu Madryt? - zaśmiał się
  • Real Madryt to klub marzeń, wiesz grają tam najlepsi, atmosfera na stadionie... - rozmarzył się, wyłączyła dyktafon i w strzęsła przyjacielem. - co?
  • Nico. - odparła śmiejąc się. - chodź wracamy. - wstała i podała przyjacielowi dłoń. Wstał dzięki jej pomocy. Szli w stronę domu dziewczyny popychając się co chwila. - kochasz ją?
  • O czym ty mówisz, Ed nie rób sobie jaj.
  • Pytam się czy kochasz Clarice. - powtórzyła
  • noooo.....aaaaa.....czeeeeeemuuuu pyyyytaaaaasz? - przeciągnął
  • bo się przyjaźnimy.
  • Kumplowi bym powiedział.
  • W ramach przypomnienia, to ty do siódmego roku życia uważałeś mnie za chłopaka.
  • Tak. - mruknął
  • co?
  • tak, chyba kocham.
  • To dobrze – mruknęła – chodź zrobimy pizze.
  • Umiesz robić pizze?
  • Przypominam ci, że mój tata jest Włochem. Chodź – pociągnęła przyjaciela za rękę i zaprowadziła do kuchni. Ubrudzeni mąką i sosem pomidorowym siedzieli na trawniku i zajadali się domowym obiadem.

    Następnego dnia

    Jak każdego dnia wstała wcześnie rano, ubrana w krótkie spodenki i koszulkę piłkarską zeszła do kuchni i zaczęła przygotowywać śniadanie dla młodszych bliźniaczek i rodziców. Gotowe naleśniki polała syropem klonowym i odstawiła obok dzbanka świeżo wyciśniętej lemoniady i pokrojonych owoców.
  • Hmmm.... co tak smakowicie pachnie? - spytała jej rodzicielka
  • Bongiorno! Pachnie naleśnikami
  • bo to są naleśniki, tato. - rodzice usiedli przy stole, nalewając lemoniadę do szklanki w międzyczasie poszła zrobić rodzicom kawę.
  • Mam nadzieję, że we Włoszech też będziesz robić tak pyszne śniadania – posłał córce uśmiech.
  • Jedziemy na wakacje do Włoch? - ucieszyła się
  • wracamy do Włoch – poprawił córkę
  • dlaczego? - spytał smutno
  • Mówiliśmy ci, że wrócimy do Włoszech.
  • Tak, ale urodziłam się tu, wychowałam.
  • Nie powiedzieliśmy, że wracamy na zawsze. - przytuliła ją matka
  • serio?
  • Znaczy się, jak będziesz pełnoletnia, będziesz mogła wrócić. - uśmiechnęła się mama
  • ale to aż trzy lata.
  • Szybko zleci. - pocieszył ją tata – pomyśl o tym z innej strony. Europejski football, AC Milan, AS Roma, Juve...
  • ale to nie Real Madryt. - mruknęła siadając
  • ale z Włoch jest bliżej do Madrytu, niż z Rio.
  • W sumie, a co ze szkołą?
  • Myśleliśmy, że będziesz chciała studiować w Europie. - oparła kobieta.
  • Czy wy się słyszycie? Teraz idę do liceum, później studia, tak? To kiedy wrócę do Brazylii? Jak będę mieć osiemdziesiąt lat?
  • Córcia, nie chcesz więcej czasu spędzać ze swoim chłopakiem? A przy okazji, mogłaś nam powiedzieć, że jesteś zakochana, nie musielibyśmy dowiad...
  • nie mam chłopaka – wydukała
  • Nie musisz ukrywać, wiemy że ty i Paulo jesteście razem.
  • Nie jesteśmy, to że ten bęcwał myśli, że jestem jego dziewczyną, nie oznacza, że jesteśmy parą. - odparła wstając – wychodzę. Ubrała buty i wyszła z domu, szła dobrze jej znaną drogą, do domu przyjaciela, mijając małe sklepiki. Dotarła w upragnione miejsce. Zapukała, drzwi otworzyła jej niska uśmiechnięta kobieta.
  • Dzień dobry – przywitała się.
  • Dzień dobry,dziecko. Możesz obudzić mi przyszłą gwiazdę piłki, bo mi to jakoś nie wychodzi. - zaśmiała się
  • dobrze, postaram się.
  • I zejdźcie na śniadanie - zawołała za nią. Poszła do pokoju swojego przyjaciela
  • wstawaj – wyszeptała mu do ucha – hej, podudka.
  • Yyuuumm – mruknął
  • Wstawaj! Roberto Carlos przyszedł i czeka w kuchni! - na co zerwał się z łóżka
  • Mamo nie rób mi siary! - krzyknął i zaczął szukać spodni. Usłyszał za plecami śmiech – dlaczego się śmiejesz?
  • Z niczego. Twoja mama kazała mi cię obudzić.
  • CO?
  • nie ma tu Carlosa.
  • Jak to nie ma?
  • Normalnie, twoja mama nie mogła cię dobudzić, ale mi się udało. Czekam na ciebie w kuchni.
  • Okey. - wyszła z pokoju przyjaciela, zeszła na dół, pożegnała się z kobietą i zrobiła sobie i przyjacielowi owocową herbatę.
  • To gdzie to śniadanie Ed?
  • Na stole – odparł smutno
  • co jest? Coś się stało? - podszedł bliżej – Hej, nie płacz – objął ją ramieniem – co się stało?
  • Katastrofa.
  • O czym mówisz? - spytał ściszając głos
  • moi rodzice chcą wrócić do Włoch. - wydukała
  • ale jak to? Przecież tu się urodziłaś wychowałaś.
  • Tak, ale tylko ja jestem tak związana z Brazylią. Bo wiesz, Mona urodziła się i wychowała we Włoszech i tam wróciła studiować. Bliźniaczki też tam się urodziły i mimo, że łącznie były tam może pół roku, chcą tam wrócić, tata jest Włochem, a mi powiedzieli że jak będę pełnoletnia będę mogła wrócić.
  • Ale wtedy skończysz szkołę i jak dobrze pamiętam to chciałaś studiować w Madrycie.
  • Widzisz! I co ja mam zrobić?
  • Zacisnąć zęby, pojechać do Włoch, pokazać im co potrafisz, na wakacje przyjeżdżać tu. A jak ja będę piłkarzem Los Blancos, ty będziesz studiować dziennikarstwo, będziemy mieszkać w Madrycie i cieszyć się życiem.
  • Jako jedyny mnie rozumiesz – przytuliła przyjaciela.
  • Wiem Ed, a teraz mnie puść, bo żeby być dobrym piłkarzem muszę być żywym piłkarzem. - oboje parsknęli śmiechem. Otarł łzę z policzka dziewczyny.

    czerwiec, 2004

  • Jak było w szkole? - spytała kobieta, gdy dziewczyna weszła do domu, odstawiła torbę i weszła do kuchni.
  • Beznadziejnie. - mruknęła, siadając przy stole.
  • Co się stało? Nie możesz raz wrócić do domu i powiedzieć 'super'
  • Ale oni wszyscy są tacy dziwni. - jęknęła – dziewczyny patrzą na mnie jak na wariatkę, bo lubię piłkę nożną i wiem o co tam chodzi, a nie gapię się na piłkarzy jak na ciastko z czekoladą. Zresztą co ja ci będę opowiadać.
  • Niedługo koniec roku...
  • nareszcie, jeszcze tylko 16 dni i wakacje.
  • Kiedy wystawiają oceny? - spytała
  • już są wystawione.
  • To dobrze. Wyjeżdżam do bab...
  • jedziemy do Brazylii? - spytała z entuzjazmem
  • nie, nie. Ja wyjeżdżam, na dwa tygodnie. - odparła, dziewczynie zrzedła mina – w tym czasie nie będziesz musiała iść do szkoły
  • łuhu! - mruknęła
  • tylko zastąpisz mnie w piekarni.
  • Ale czad. Mogę iść do siebie?
  • Tak. Ja wychodzę. Daj siostrom obiad i sama coś zjedz. - to były najdziwniejsze dwa tygodnie jej życia, cieszyła się że może pracować w piekarni, ale jednocześnie smuciła, bo jej mama poleciała do Brazylii. Jedyne co ją cieszyło to myśl, że za miesiąc będzie spędzać czas z najlepszym przyjacielem. Nie słuchając wywodów matki, że to nie dziewczęce i biegając za piłką nie znajdzie męża. A po co jej mąż? W końcu ma 16 lat.
  • Jeszcze dwa dni – mruknęła wiążąc buty
  • koszmar – odparły siostry
  • dlaczego?
  • Bo opuścimy Włochy i pojedziemy do Brazylii.
  • To chyba dobrze.
  • No właśnie nie.
  • Ja się cieszę – odparła – ubierajcie buty, odprowadzę was i pójdę do piekarni. - odprowadziła siostry, jak zawsze słuchając dlaczego Włochy są lepsze od Brazylii. Wchodząc do piekarni zderzyła się z kimś w progu – auć!
  • O przepraszam, nie chciałem zrobić ci krzywdy.
  • Nic się nie stało. Bardziej się wystraszyłam.
  • Nie chciałem cię wystraszyć.
  • Powiedziałam, że nic się nie stało. - uśmiechnął się i wyszedł – cześć tato.
  • Cześć. Oglądamy dzisiaj mecz?
  • Pewnie tato. Jak skończę pójdę kupić jakieś chrupki i paluszki.
  • Dobrze. Bądź grzeczna.
  • pa. - pożegnała ojca, włączyła komputer, ruch nie był duży, równo o 18 zamknęła piekarnię. Zrobiła w sklepie zakupy, zadowolona poszła do domu. Gdy weszła w drzwiach przywitał ją zapach pizzy. - wróciłam!
  • W kuchni jest pizza! - krzyknęła matka
  • Gdzie tata?
  • Poszedł do baru z wujkiem.
  • Dlaczego?
  • Poszli obejrzeć jakiś mecz. - uśmiechnęła się
  • ale mieliśmy oglądać mecz tutaj.
  • Dziewczynki zaprosiły koleżanki i mają jakieś pidżama party. Widzę, że kupiłaś chrupki.
  • Tak, dla siebie.
  • Nie podzielisz się?
  • Weź wszystko – mruknęła, zabrała kawałek pizzy i poszła do swojego pokoju.

    7 stycznia 2007

  • Tato! Szybciej! Zaczyna się! - krzyknęła
  • już! Niosę popcorn! - krzyknął, rozsiedli się przed telewizorem i wtedy ją zamurowało.
  • O boże – szepnęła – udało mu się! - krzyknęła – tato! Słyszysz! Udało mu się!
  • Co się stało? - zapytał gdy widział łzę spływającą po jej policzku.
  • Udało mu się, jest w Realu.
  • Kto?
  • Marcelo – wyszeptała. Ich kontakt urwał się dwa lata temu, po wakacjach w Rio. Wysłała mu dwa listy na święta, na żaden nie odpowiedział. Po ukończeniu szkoły chciała wrócić do Brazylii, ale to już nie miało sensu. Postanowiła studiować w Londynie. Pierwszy rok studiów zleciał jej na zakuwaniu i ciężkich sesjach, żaden profesor nie odpuszczał twierdząc, że jego przedmiot to ten najważniejszy. Po wyczerpującym roku nadszedł czas na wakacje. Cały rok odkładała pieniądze na wakacje w Madrycie. Opłacało się pracować po zajęciach, by teraz kroczyć z aparatem przez Bernabeu. Największą frajdą była możliwość wyjścia na boisko. - gdybym mogła być chłopakiem – powiedziała do siebie, pod jej nogi przywędrowała piłka.
  • Hej! Podasz?! - usłyszała znajomy krzyk – chyba, że się boisz o fryzurę. - odłożyła plecak, zrobiła dwa kroki do tyłu i kopnęła piłkę, która powędrowała w górę wprost w ręce chłopaka – Wow! Znałem tylko jedną osobę, która tak potrafi.
  • I mówiłeś na nią Ed? - uśmiechnęła się
  • Nie możliwe! ED?!
  • We własnej osobie – piłkarz szybko do niej podbiegł i wziął dziewczynę w objęcia
  • czemu nie odpisałaś na moje listy?
  • Mogłabym zapytać cię o to samo. - powiedziała krzyżując ręce na piersi
  • Pisałem, raz w miesiącu. Próbowałem się z tobą skontaktować w każdy możliwy sposób. Nawet przez internet. Próbowałem wszystkiego, uwierz mi. Nawet gdy twoja mama przyjechała do Brazylii, powiedziała że nie chcesz utrzymywać ze mną kontaktu.
  • Co? - zdziwiła się – Marcelo, wierzę ci, bo też chciałam skontaktować się z tobą w każdy możliwy sposób. Nie wierzę, że chcieli nas rozdzielić.
  • Prawdziwej przyjaźni nie da się rozdzielić. - powiedział – co robisz w Madrycie?
  • Przyjechałam na wakacje.
  • z...
  • sama. Teraz uczę się w Londynie, rodzice z siostrami są we Włoszech. Babcia w Brazylii, chciałabym ją odwiedzić, ale dopiero we wrześniu.
  • A gdzie mieszkasz.
  • W małym hotelu. Czemu pytasz?
  • Bo zaraz jedziemy cię wymeldować i zameldować u mnie w domu.
  • CO? a moja wycieczka po Bernebeu? - spytała zaskoczona
  • przypominam ci, że jestem piłkarzem i nie ma problemu bym tu przyszedł i cię oprowadził.
  • Od zawsze wiedziałam, że jesteś cudownym facetem. - powiedziała mu do ucha przytulając Brazylijczyka
  • powiedz to Clarice. - mruknął
  • jesteście razem? - pisnęła
  • tak, ale ostatnio ma jakieś humory, nie wiem co się stało i wyprzedzam twoje pytanie, Clarice nie jest w ciąży. - tylko przytaknęła głową. - chodź zbieramy się.

    Wieczorem

    Oboje zmęczeni siedzieli na trawie i ciężko dyszeli
  • mówiłem ci, że potrafisz zmęczyć człowieka?
  • Nooo, ale częściej mówiłeś że dużo gadam.
  • Po kim tak nawijasz?
  • Nie wiem. Chodź pogramy jeszcze.
  • Czy ty masz jakąś granicę zmęczenia
  • nic mi o niej nie wiadomo. - po kilku dniach spędzonych 'jak za starych czasów' przyszła chwila rozstania. Stojąc na lotnisku, nie odzywali się do siebie. Dziewczyna ukradkiem wytarła łzę z policzka.
  • Widziałem – mruknął – nie płacz, teraz na pewno nie utracimy kontaktu.
  • Obiecujesz?
  • Tak. - odparł przytulając przyjaciółkę.

    Czerwiec, 2011

    Wakacje się skończył, nadszedł nowy rok szkolny i kolejne miesiące zakuwania. Bycie dziennikarką nie jest łatwe, tym bardziej sportową. Bo uważa się, że na sporcie faceci znają się najlepiej. Ich głupie pytania ' jaki kolor ma trawa?' ' ile jest bramek?' ' który piłkarz jest najprzystojniejszy?' nadszedł ostatni semestr i zadanie. Należy przeprowadzić wywiad z jakimś sportowcem, nie koniecznie znanym. Uśmiechnęła się sama do siebie. Wywiad z piłkarzem, nie byle jakim, bo Królewskim. Już wyobrażała sobie miny tych co ją krytykowali. Wywiad z jej najlepszym przyjacielem, (o czym nie każdy musi wiedzieć) sprawił, że dostała najwyższą ocenę w grupie i została zwolniona z ostatniego egzaminu.
  • DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, DZIĘĘĘĘĘĘKUUUUJĘĘĘĘ!!! - krzyczała do słuchawki
  • Ogłuchłem przez ciebie! Wariatko! - zaśmiał się – czyli mogę do ciebie zwracać się pani dziennikarko?
  • Możesz. - powiedziała dumnie – kiedy odwiedziesz mnie w Madrycie?
  • Zależy kiedy mnie zaprosisz.
  • Ciebie zapraszać nie muszę. Zresztą nie byłaś u nas od.....no właśnie od kiedy?
  • Przyjadę na ślub. - zaśmiała się
  • ale tak tydzień przed?
  • Nawet dwa.
  • To widzimy się za...
  • widzimy się za trzy dni. - dokończyła
  • a twój ten....zapomniałem imienia.
  • Paulo – odparła
  • a pamiętasz jak go nie lubiłaś?
  • To było w dzieciństwie. Potem spotkałam go w piekarni rodziców, zmienił się – chłopak tylko głośno westchnął – nie lubisz go?
  • Najważniejsze byś ty była z nim szczęśliwa.
  • Pogadamy w Madrycie. Czekaj na mnie na lotnisku, wyląduje o 10. pogadamy na miejscu i już cię uprzedzę, bo mam małą niespodziankę. - powiedziała i rozłączyła się. Minęły trzy dni, które dłużyły jej się niemiłosiernie. Miała mieszane uczucia, bo cieszyła się spotkaniem z przyjacielem, z drugiej strony była smutna bo Paulo się z nią nie pożegnał i powiedział że zobaczą się dopiero na ślubie. Trzy godziny lotu spędziła na słuchaniu muzyki, mimo że preferowała rap z przyjemnością słuchała koncertu Rity Ory. Kapitan okładu poprosił by zapiąć pasy, za chwilę wyląduje na hiszpańskiej ziemi. Odprawę przeszła biegiem, by po chwili wylądować w ramionach przyjaciela.
  • To co to za mała niespodzianka? - spytał gdy siedzieli w domu Brazylijczyka
  • tadam! - pokazała dłoń
  • no widzę, twoja ręka.
  • Nie, nie. Tu – wskazała na serdeczny palec – iiii??
  • widzę pierścionek. CO? ZARĘCZYŁAŚ SIĘ?? Z NIM? Z POLO? Przecież go nie cierpiałaś
  • Z Paulo. Mówiłam ci, że się zmienił, jest wspaniały. Szkoda, że przyjedzie dopiero na ślub. Pomógłby mi wybrać sukienkę.
  • Nie masz jeszcze sukienki?
  • Jeszcze nie. Nic mi się nie podobało. - odparła smutno – ale ty mi pomożesz.
  • Pewnie. Masz jakieś plany na jutro? - zaprzeczyła głową – świetnie, pójdziesz ze mną na trening?
  • Na Valdebebas?
  • Tak. To ja się zbieram. - powiedział wstając z kanapy
  • dlaczego?
  • Clarice chce z tobą porozmawiać. Nie pytaj o czym, ja wiem, ale Clarice ci to wyjaśni. - Marcelo wyszedł, siedziała chwile sama. Gdy usłyszała dźwięk otwierających się drzwi, wychyliła się by zobaczyć kto wchodzi do domu. Była to Clarice.
  • Cześć – przywitała się
  • Witaj – odparła i przytuliła dziewczynę – nie będę owijać w bawełnę, zostaniesz moją druhną?
  • Co? ja? A-a-a-a dlaczego ja? - wydukała
  • booo.... chcemy byś była ważną częścią tej uroczystości.
  • A kto będzie świadkiem Marcelo?
  • Jego przyjaciel David – uśmiechnęła się – będziecie ładnie wyglądać, jako nasi świadkowie.

    Tydzień później

  • Marcelo? A ta? - spytała pokazując się w kolejnej, tym razem niebieskiej sukience, usłyszała chrapanie – no świetnie – mruknęła.
  • Ta jest ładna, ale w tamtej zielonej wyglądałaś ładniej – odparł męski głos – przepraszam, że cię wystraszyłem.
  • Nic...nic... ni..ne...nie szkodzi. - wydukała
  • ty zapewne jesteś Editta – uśmiechnął się
  • tak, ale mów po prostu Ed. - delikatnie się zarumieniła
  • jestem Da....
  • wiem kim jesteś. Pisałam na studiach felieton o Brazylijskiej reprezentacji piłki nożnej – zaczęła nieśmiało
  • to co studiujesz?
  • Właśnie skończyłam dziennikarstwo sportowe.
  • Słyszałem o wywiadzie z Marcelo – zaśmiał się
  • papla – mruknęła
  • pewnie ciężko ci było wyrwać się z pracy.
  • Dopiero szukam pracy. Chciałam zrobić sobie małą przerwę.
  • Jak będę mógł pomóc, to śmiało.
  • Dzięki, Marcelo też się oferował – odparła – czyli mówisz, że mam wziąć tamtą... miętową.
  • Zdecydowanie – uśmiechnął się – ja obudzę Marcelo, a ty się przebierz, bo widzę że zakupy średnio cię kręcą.

    Wieczorem

  • Paulo! Cześć. - ucieszyła się rozmową z narzeczonym
  • Słuchaj, sprawy się skomplikowały.
  • Co? o czym mówisz? Co się skomplikowało
  • Nie przyjadę tak jak się umawialiśmy.
  • Przyjedziesz w dzień wesela.
  • Nie, nie rozumiesz. Wcale nie przyjadę.
  • Co? - spytała zdziwiona
  • to koniec tego związku, prześlij mi pierścionek na adres, który wyślę ci SMS-em. Cześć – rozłączył się, a po jej policzkach spłynęły łzy. Szybko wstała, otarła łzy, w łazience przemyła twarz zimną wodą i wyszła na podwórko, było już ciemno, usiadła na trawie i obracała w palcach pierścionek, zamachnęła się i wyrzuciła błyskotkę.
  • Au! - usłyszała w dali – Ed wiem, że nie pomogłem ci w wyborze sukienki, ale czy to jest powód do rzucanie we mnie pierścionkami.... ty płaczesz? Mała co się stało?
  • Zerwał ze mną, ma inną, wysłał mi SMS-em adres na który mam mu odesłać ten pierścionek, który trzymasz w dłoni. - wyjaśniła
  • a to skurwiel – syknął
  • no śmiało powiedz, że miałeś rację, że mówiłeś że tak to się skończy.
  • Szkoda słów na takich jak on. Chodź, przytul się – dziewczyna bez słowa wtuliła się w przyjaciela – chcesz wysłać mu ten pierścionek?
  • A co innego mam zrobić? - wychlipała
  • mam lepszy pomysł – mruknął i wyrzucił daleko przed siebie pierścionek – i po kłopocie
  • a co mu wyślemy? - spytała
  • plastikowy pierścionek z automatu – zarechotał. Następnego dnia obudził ją ból głowy, w końcu przepłakała większość nocy. Podreptała do kuchni w koszulce reprezentacji swojego kraju. Słońce dopiero wstawało, niebo miało kolor błękitu.
  • Już nie śpisz? - usłyszała za sobą
  • co? nie. Boli mnie głowa. - wytłumaczyła
  • siadaj zrobię ci kawę. Chcesz jakieś tabletki? - spytał – mogę wiedzieć z jakiego powodu boli cię głowa? Mnie zawsze dzień po locie samolotem. Wiesz, ciśnie...
  • zerwał ze mną – przerwała mu – najnormalniej w świecie zostawił mnie dla innej i jeszcze wysłał mi SMS-em adres na który mam odesłać pierścionek, ale Marcelo go wyrzucił i wyślemy jakiś plastikowy.
  • I prawidłowo. Znaczy, nie że z tobą zerwał, tylko ten pomysł Marcelo. - wyjaśnił – proszę twoja kawa – podał dziewczynie kubek i delikatnie się uśmiechnął.
  • Dziękuję – wyszeptała

    Dzień ślubu

  • Nie chcesz za mnie wziąć tego ślubu? - spytał przyjaciela odwracając się do niego przodem.
  • O nie, nie. - szybko zaprzeczył – mam dość bab na co najmniej kilka miesięcy, jak nie lat.
  • Myślałem, że lubisz Eda.
  • Bo lubię – potwierdził – a jakie ma to znaczenie? Jest miłą dziewczyną, znam ją tydzień, to wszystko. - wzruszył ramionami
  • dobra, nie wnikam. Trzymaj obrączki, zaraz musimy być w kościele. - ceremonia odbyła się w małym kościele, obecna była najbliższa rodzina i przyjaciele ci których znali zza czasów dzieciństwa spędzonego w Brazylii i prócz Davida pojawili się Pepe, Kaka i Angel Di Maria. Siedziała przy jednym stole z Nowożeńcami, ich rodzicami i świadkiem jej przyjaciela, Davidem.
  • Dlaczego nie tańczysz? - spytała kiwając głową w rytm muzyki ulubionej wokalistki
  • A. nie mam z kim, B. Nie potrafię, C. Jedyną rzeczą z którą umiem tańczyć to piłka.
  • Ze mnie też marna tancerka. - zarumieniła się
  • toooo...moooże w dwójkę nam lepiej pójdzie? - zaproponował, zgodziła się

    Pół roku później, Londyn

  • o 12, w La Roche masz wywiad z piłkarzem Chealse, weź dyktafon i rób to co potrafisz najlepiej. - powiedział starszy mężczyzna
  • dobrze szefie, już jadę. - odparła – a kto to.... - nie dokończyła, bo mężczyzny już nie było.
    Siedziała w małej kawiarni, obracała w dłoniach dyktafon, gdy usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, podniosła głowę i ujrzała nikogo innego jak Davida Luiza, uśmiechnął się i zajął miejsce naprzeciw dziewczyny.
  • Cześć. Nie wiedziałem, że cię tu spotkam. Mieszkasz w Londynie?
  • Tak, od studiów – odparła
  • kurcze, przyszedłem tu na wywiad, a spotkałem ciebie – zaśmiał się
  • coś mi się wydaje, że ten wywiad ...to ze mną
  • serio? - spytał zaskoczony
  • tak, tu mam dyktafon, a tu mam leg....
  • nie musisz mi nic pokazywać, przecież ci wierzę – zamówił wodę, a dziewczyna włączyła dyktafon, rozmawiali ponad godzinę, dopiła kawę i wyłączyła dyktafon.
  • Dziękuję – powiedziała – bardzo miło mi się z tobą rozmawiało
  • mogę szczerze powiedzieć wzajemnie. - uśmiechnął się
  • przepraszam – powiedziała i wyciągnęła telefon, odczytała SMS-a i cicho westchnęła
  • coś się stało? - spytał
  • nie, chciałam iść na koncert, ale nie ma już biletów.
  • Kogo?
  • Rita Ora – mruknęła
  • tooo, może pójdziemy razem? - spytał i pokazał dziewczynie dwa bilety.


Pierwszy oneshot za mną :)) myślę, że niektórzy domyślają się kto jest bohaterką....