grudzień
- Cześć Vera, jak minął weekend?
- Świetnie, wczoraj wróciliśmy z Lyonu – odparła – chyba nie powinnam latać samolotami.
- Coś się stało?
- Nie, po prostu jakoś...dziwnie się czuję – wzruszyła ramionami
- może to przez grypę?
- Co? przestań, Karim...
- co Karim? - spytał piłkarz wchodząc do gabinetu
- co tu robisz?
- Też się cieszę, że cię widzę, kochanie – odparł siadając na miejscu Very.
- Jakbyś mógł, to miejsce dla ciebie jest po drugiej stronie biurka, kochanie.
- Mała wyluzuj, ja na badanie.
- Zdejmij spodnie – powiedziała przeglądając dokumenty
- teraz?
- A kiedy? Zdejmij spodnie.
- Nie możemy poczekać, aż wrócimy do domu? Seks na biurku jest z pewnością ekscytujący, ale nie chciałbym, żeby ktoś oglądał tyłek mojej żony.
- Muszę zrobić ci badanie, a przez spodnie nie jest to możliwe. Więc z łaski swojej ściągnij spodnie i się połóż, w tamtym miejscu.
- Wedle życzenie – szepnął – będzie boleć?
- Od razu zadzwoń do mamy i się pożegnaj....i testament też możesz spisać.
- Bardzo śmieszne – mruknąłTego samego dnia, wieczór
- Vera! Otwieraj drzwi! - krzyknął waląc w drzwi od łazienki – Vera, do cholery!
- Daj mi spo....
- VERA!
- O co ci chodzi? - spytała wychodząc z pomieszczenia
- wczoraj wieczorem też wymiotowałaś.
- Zatrułam się czymś.
- Jesteś pewna, że nic ci nie jest?
- Tak – szepnęła
- połóż się, przyniosę ci coś do picia.
- Nie musisz.
- Odwodnisz się maluszku. - uśmiechnął się, gdy piłkarz zszedł na dół ponownie pobiegła do łazienki, zanim wrócił, zdążyła położyć się jakby od jego wyjścia nie wyszła z łóżka.
- Znów wymiotowałaś? - spytał stawiając kubek na szafkę nocną
- nie, skąd.
- Vera, słyszę szum wody.
- Karim, proszę cię. Przestań, nie mam sił się z tobą kłócić. To pewnie grypa, byłeś w gabinecie, gdy Marco opowiadał, że...
- słyszałem – przerwał jej – kochanie, martwię się o ciebie.
- Dziękuję – wyszeptała
- za co?
- Za to, że się mną opiekujesz. - mruknęła układając głowę na kolanach mężczyzny
- ty cały czas się mną opiekujesz. W domu i w klubie. - odparł
- jesteś moim mężem, to się opiekuję tobą w domu, a w klubie to opiekowanie się tobą i resztą drużyny jest moim obowiązkiem – wyjaśniła – myślałeś nad tym, co mówiła twoja mama? O nas? I tym co się dzieje.
- Masz na myśli dziecko? - zapytał
- dokładnie – szepnęła
- wiesz....mamy czas na dziecko, a nawet dzieci – odparł - ale jeśli będziesz czuła, że nadeszła odpowiednia pora...znaczy będziesz chciała...no bo...no wiesz...poczujesz instynkt macierzyński...nie to źle brzmi...po prostu przyjdź i powiedz.
- Chcę dziecko tu i teraz? - spytała śmiejąc się
- może powiedz, że myślisz, że to odpowiednia pora, żeby powiększyć naszą rodzinę – odpowiedział – tamto zdanie, jest bardziej w moim stylu.
- Prosto z mostu...zrozumiałbyś bez owijania...
- okey rozumiem – przerwał.
- A na święta coś planujesz? - zmieniła temat
- myślałem, żebyśmy spędzili je we dwoje. Wolisz wygrzać pupcie słońcem, czy żeby były grzane na śniegu moimi dłoniami?
- Boże, Benzema jesteś niemożliwy...jeśli możesz to podaj mi...
- herbatę – dokończył
- dziękuję – szepnęłaNastępnego dnia
- Jak się czujesz? - spytał gdy zobaczył blondynkę wchodzącą do kuchni
- koszmarnie. - mruknęła kładąc głowę na stole – ciągle mi nie dobrze.
- Na co masz ochotę?
- Żartujesz sobie? Tak mnie mdli, że mam ochotę chodzić z workiem albo wiadrem. A ty się pytasz na co mam ochotę?
- Nie o to mi chodziło. - odparł – byłem w sklepie. Kupiłem cytryny, imbir, migdały, melisę, rumianek i świeżą miętę pieprzowa. Pogrzebałem w internecie i czytałem, że powinno ci pomóc. Więc na co masz chęć?
- Miętę z cytryną.
- Z miodem?
- Poproszę. - wyszeptała – spać mi się chce
- nie dziwię się, w końcu nie spałaś całą noc. - odparł – mogłaś mnie wcześniej obudzić.
- Nie chciałam cię budzić...Karim to krępujące rzygać przy kimś.
- Nie przy kimś, jestem twoim mężem.
- No i co? To krępujące...mogłam zamknąć drzwi, wtedy byś nie wszedł.
- Wtedy bym je wyważył. - odparł – proszę, napij się – postawił kubek przed dziewczyną – może weź sobie wolne? Odpoczniesz.
- Nie, nie mogę – mruknęła
- wiesz, że bardzo się cieszę, że pracujesz blisko mnie i wiem, że lubisz być nie zależna
- i tak przelewasz mi pieniądze – przerwała mu
- skąd wiesz?
- Karim, nie rozmieszaj mnie. 10 tysięcy od tak nie pojawia się na koncie.
- No dobrze, ale wiesz że nie musisz pracować. Widzę jaka jesteś zmęczona – wyszeptał
- to chwilowe, niedługo mi przej... - przerwał jej telefon piłkarza
- tak mamo?.....co robimy w święta? - spojrzał na żonę, która łyżeczką mieszała herbatę – mieliśmy pewne plany...tak i nadal je mamy...chcecie przyjechać? - ponownie spojrzał na żonę, która kręciła przecząco głową – no wiesz mamo....chcę zrobić Verci niespodziankę...okey, zobaczymy się po świętach.
- Co z tą niespodzianką? - zapytała, gdy zakończył rozmowę
- słońce czy moje dłonie?
- Sam zdecyduj...misiaczku?
- Co?
- dobra, ta herbatka.
- To pij, a ja ci zrobię jeszcze jedną.
- A zawieziesz mnie do pracy?
- Oczywiście, za dwie godziny mam trening.
- Jaki trening? - zdziwiła się – żadnego treningu nie będzie, musisz zregenerować mięśnie i ewentualnie na siłowni, żadnego treningu wysiłkowego.
- Jesteś pewna?
- Tak – szepnęła – niedługo będę gotowa.
- nie musisz się śpieszyć – powiedział. Pół godziny później zeszła, owinęła się szalem, piłkarz pomógł ubrać jej płaszcz i razem wyszli – jak się będziesz źle czuła, od razu do mnie zadzwoń.
- Karim, nie mam pięciu lat.
- Albo sama zadzwonisz, albo powiem każdemu pracownikowi...
- nie zaczynaj...błagam... - przerwała mu
- no dobrze, a jak się czujesz?
- Twoja mięta mnie uleczyła. - odparła
- to dobrze, dlatego zapakowałem ci do torebki miętę, melisę i rumianek, wrzuciłem ci też dwie cytryny i paczkę migdałów.
- Karim, jadę do pracy, a nie na piknik.
- Żadnego ale. Jak będzie trzeba, przyjdę i sam ci zrobię herbatę. Potem dopilnuję, żebyś wszystko wypiła. - powiedział, gdy wysiedli z samochodu
- jesteś nadopiekuńczy...
- KARIM! KARIM!
- O, twoja wierna fanka – mruknęła
- jesteś zazdrosna? - zaśmiał się
- Nie no co ty...jej cycki są większe od mojego tyłka.
- Zrobisz sobie ze mną zdjęcie? - spytała
- pewnie, które to nasze wspólne zdjęcie? - zagadał
- nie pierwsze i nie ostatnie. - zachichotała
- Mała, mogłabyś zrobić zdjęcie?
- Daj ten aparat – odparła. Kilka minut później, po 'sesji' wchodzili do budynku – w gabinecie mam nawilżone chusteczki, jak chcesz, to zmyję ci tą szminkę.
- A jesteś zazdrosna? - zapytał
- zawsze jestem o ciebie zazdrosna...tylko one mogą patrzeć, a ja patrzeć i dotykać. - w gabinecie pomogła piłkarzowi zmyć ślady szminki – nie czekaj na mnie, muszę załatwić kilka spraw w biurze. Wrócę pewnie wieczorem.
- Przyjadę po ciebie – szepnął – do zobaczenia kochanie.
- A buzi? - spytała, gdy był przy drzwiach
- moja żonka chce buziaka? - mruknął podchodząc do dziewczyny – dostaniesz nawet dwa.Wieczorem
- wróciłam – krzyknęła, gdy zamknęła drzwi
- nie mogłaś zadzwonić?
- Rozładował mi się telefon – odparła – jest coś do jedzenia?
- A na co masz ochotę?
- Cokolwiek zrobisz...idę pod prysznic. - gdy wróciła ubrana w piżamę – tygrysa, piłkarz wybuchł śmiechem – z czego się śmiejesz?
- Ale z ciebie tygrysica.
- Zamknij się,daj mi coś do jedzenia, jestem cholernie gło... - przerwał jej dzwonek do drzwi – zapraszałeś kogoś?
- Nie skąd, ciekawe kto to – udał się w stronę drzwi, gdy usłyszała "niespodzianka" zamarła
- Vera mizernie wyglądasz, źle się czujesz? Mówiłam ci, jakbyś była w ciąży, to zdrowo byś się odżywiała i nic by ci nie było. A tak? Jesz byle co i ani ty nie jesteś zdrowa, a ni dziecka nie macie. Jakbyście mieszkali w Lyonie, to bym was pilnowała
- mamo, spokojnie. Vera jest chora, ale to minie, na dodatek dopiero wróciła z pracy.
- Nie musisz mnie tłumaczyć – powiedziała – napije się mama herbaty?
- Ja zrobię – powiedział piłkarz
- niedługo wracam – bąknęła dziewczyna
- idę z tobą
- idę siusiu – szepnęła – nie potrzebuję twojej pomocy. - dwie godziny później, Vera siedziała na łóżku po turecku i przeglądała gazetę.
- Proszę, zrobiłem ci herbatę.
- Dziękuję kochanie – mruknęła – twoja mama trochę pokrzyżowała mi plany.
- Tak? - zdziwił się
- yhm, prócz herbaty miałam ochotę na coś innego, a właściwie to na kogoś.
- Na kogo?
- Francuz, napastnik Realu Madryt, gra z 9 i jest moim mężem.
- Farciarz z niego – mruknął, odłożył gazetę i przybliżył się do blondynki. Objęła dłońmi jego szyję i delikatnie pocałowała w usta – jesteś pewna?
- Nawet bardzo – szepnęła – kocham cię – odwzajemniała delikatne pocałunki Francuza – tylko nie szalej. Twoja mama jest...ach...
Drogie Panie :))
Mogę Wam zdradzić, że to nie koniec przygód tych dwójki :)
Niedługo zacznę pisać You Give Love a Bad Name, mam nadzieje, że wena wróci w 100%
do napisania :)
Od dziś to mój ulubiony rozdział o tej dwójce ;)
OdpowiedzUsuńMam przeczucia że Vera nie jest tylko chora...ale wyjdzie w 'praniu' ;)
Karim jest opiekuńczy i słodki co dodaje uroku rozdziałowi. :))))
Cóż pozostaje tylko czekać =))
Pozdrawiam Julka.
Ps dziękuje za informacje o rozdziale :>
Julka.
No od tej weny jest niestety każdy autor zależny.. Oby szybko wróciła, Gwiazdo ;-)
OdpowiedzUsuń