poniedziałek, 29 lipca 2013

Crazy in love

 




    Lyon, maj 2009

  • życie jest piękne – cicho mruknęła gładząc tors ukochanego na którym leżała
  • ty jesteś piękna – odparł, uniosła głowę patrząc w jego stronę
  • już nie śpisz? - spytała
  • nie kochanie.
  • I wcale nie jestem piękna. Nie chcę wiedzieć jak teraz wyglądam.
  • Masz włosy w bardzo rozwalonym koku, rozmazany tusz pod oczami i czerwoną szminkę, ale ta rozmazana szminka to raczej moja sprawka.
  • O boże – mruknęła i schowała twarz w dłoniach
  • przestań – wziął ją za rękę i delikatnie pocałował
  • wiesz, że niedługo musimy się zbierać.
  • Chcesz wracać na imprezę? - zdziwił się
  • nie, nie pamiętasz, że idziemy do twoich rodziców na kolację?
  • Ciekawe jakim pytaniem dziś nas przywitają. - mruknął
  • na pierwszym spotkaniu zapytali czy masz zamiar mi się oświadczyć, później kiedy bierzemy ślub, ostatnio czy ze sobą sypiamy, więc dziś pewnie o dzieci.
  • O dzieci nie pytali – zaśmiał się całując głowę dziewczyny
  • puść mnie, chcę się wykąpać.
  • Hmm... w wannie się jeszcze nie kochaliśmy.
  • SAMA! S-A-M-A! SAMA!
  • Kochanie, chcesz sobie sama....no...yyy...ten...wiesz...o co mi chodzi...skoro masz mnie. - podniósł się z łóżka drapiąc w głowę
  • nie, chcę się wykąpać, wiesz woda, mydełko kokosowe, peeling kawowo – czekoladowy – wymieniała
  • robisz to specjalnie?
  • Nie, dlaczego? Potem wysmaruję się balsamem, tym co tak bardzo lubisz.
  • I będziesz pachnieć tak, że będę chciał cię zjeść. - wychrypiał
  • mniam – odparła i weszła do łazienki
  • na pewno ci nie pomóc? - spytał przez drzwi
  • dam sobie radę – krzyknęła
  • dlaczego zamknęłaś drzwi?
  • Kochanie, w domu mnie uczono by zamykać drzwi.
  • Ale nie na klucz! - krzyknął
  • Właśnie, że na klucz.
  • Kochanie ale jeśli coś ci się stanie?
  • Jedyne co mi się może stać, to ładujący się do wanny zboczeniec!
  • Co? o kim mówisz?
  • O tobie! - zaśmiała się
  • ja jestem zboczony?
  • Tak.
  • Ale to ty się na mnie w nocy rzuciłaś!
  • Której nocy? - spytała zaskoczona
  • Wczorajszej!
  • Nie rzuciłam się na ciebie bez powodu!
  • Właśnie! Miałaś na mnie ochotę! - zarechotał
  • aha i z tego powodu krzyczałam 'pająk! Zabij!'
  • różne rzeczy krzyczysz.
  • Przecież wiesz, że boję się pająków. - odpowiedziała gdy wyszła z łazienki owinięta ręcznikiem. Przytuliła się do jego klatki, odwzajemnił uścisk – a teraz idź się umyć, bo niemiłosiernie śmierdzisz alkoholem.
  • Byliśmy na imprezie, to jak mam śmierdzieć?
  • Po prosu idź. - zaśmiała się i poklepała chłopaka po tyłku
  • i to niby ja jestem zboczony? - wyszedł z łazienki z nisko przepasanym ręcznikiem wokół bioder, wiedziała że to nie przypadek, że ręcznik znajduje się na nim tak nisko.
  • Niżej się nie dało?
  • Nie wiem o czym mówisz – mruknął i podszedł do szafy – widziałaś moją czarną koszulę? - odwrócił się w stronę dziewczyny – robisz to celowo.
  • Co robię celowo? A koszulę kochanie zostawiłeś w salonie.
  • Specjalnie chodzisz po pokoju w samej bieliźnie.
  • Nie, jestem posmarowana balsamem, musi się wchłonąć. Mógłbyś powiedzieć, że specjalnie zrobiłam tak – odwróciła się tyłem upuściła ręcznik i na wyprostowanych nogach go podniosła – chcesz ubrać koszulę?
  • Ubiorę tą – pokazał – może być?
  • Jesteś dorosły, ubieraj się tak jak chcesz. - zaśmiała się
  • a ty co ubierzesz?
  • Tą pudrową sukienkę, na którą patrzysz.
  • Zamieszkajmy razem
  • znowu zaczynasz? - spytała bezsilnie
  • ale, dlaczego nie? Nie musielibyśmy kursować pomiędzy dwoma mieszkaniami. - wyjaśnił - A już mieszkamy razem tydzień – zauważył
  • mieszkamy na razie razem, bo przyjechała do moich rodziców jakaś ciotka. I mój brat mieszka u mnie, a ja tutaj. A poza tym to moje małe 'm'.
  • miniaturowe 'm' – mruknął
  • dla mnie jest idealne. Wiem, że twoja kuchnia jest wielkości mojego mieszkania, ale to moje własne mieszkanie.
  • Nie przesadzaj. A ta koszula? - zmienił temat
  • Misiu, ubierz co chcesz.
  • To ubiorę tą – mruknął i ponownie wszedł do łazienki, podeszła do miejsca, w którym stał i wzięła do ręki parę bokserek w pingwiny i parsknęła śmiechem – mogę dostać moją własność?
  • Proszę pingwinku, znaczy kochanie.
  • Bardzo śmieszne, przypominam ci że to ty jesteś właścicielką gaci w żaby.
  • Które to ty mi kupiłeś. - pogłaskała chłopaka po policzku
  • nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo cię kocham – wymruczał
  • your love's got me looking so crazy right now.
  • Uwielbiasz tą piosenkę?
  • oui monsieur – wyszeptała – a jak twoje plecy?
  • Dobrze, a co miałoby być?
  • Ostatnio mówiłeś, że cię bolą.
  • Kochanie jesteś moją narzeczoną, a nie...
  • jestem twoim rehabilitantem. Więc powiedzmy, że lekarzem też, a ja dbam o swoich pacjentów.
  • Dbasz o swoich pacjentów? - spytał chytrze się uśmiechając
  • tak – skinęła twierdząco głową
  • aaaa.... o mnie też? - spytał, na co głośno westchnęła
  • Co ci wyprasować?
  • Bardzo śmieszne – mruknął i wszedł do łazienki. Zaśmiała się i wyciągnęła z szafki zaproszenie – od szóstego września Vera Carter, nie będzie już Verą Carter, tylko Verą Benzema, dopiero za dwa lata, ale będzie panią Benzema – wymruczał jej do ucha
  • nie wiem, czy chcę zmienić nazwisko.
  • Co? dlaczego?
  • Nie chcę by ludzie pomyśleli, że zrobiłam karierę przez twoje łóżko – odparła smutno
  • kochanie, nikt tak nie pomyśli.
  • Dobrze wiesz jacy są ludzie - westchnęła
  • wiem, ale od kiedy przejmujesz się opinią innych? - zapytał sadzając dziewczynę sobie na kolanach
  • od kiedy dotyka ona ciebie i nasze rodziny
  • wiesz, że po mnie to spływa?
  • Możesz mówić co chcesz, ja swoje wiem. - odparła krzyżując ręce na piersi – nawet twoja babcia myśli, że jestem głupia.
  • Zdałaś wszystkie egzaminy śpiewająco, nie byłem twoim pierwszym pacjentem.
  • Niby, tak. Ale wiesz jacy są ludzie. Ogólnie miałabym to gdzieś, gdyby nie dotyczyłaby ciebie. - wyjaśniła na co przewrócił oczami.
  • Pamiętasz tego młodego chłopaka co nie dawali mu szans na chodzenie?
  • Toma? - uśmiechnęła się na wspomnienie o chłopaku – zadzwonię do niego
  • poczekaj – chwycił ją za nadgarstek
  • Karim, to tylko chwila – wyjaśniła. Wyjęła telefon, porozmawiała ze swoim młodym pacjentem wyjaśniając nurtujące go pytania. Gdy zakończyła rozmowę odwróciła się do chłopaka i posłała mu uśmiech.
  • Vera?
  • Hmm? - podszedł do niej i objął ją w pasie. Delikatnie pocałował w obojczyk – co robisz?
  • Chcę sprawić, byś czuła się najważniejszą kobietą na ziemi. - mruknął
  • jakby twoje fanki to widziały, już bym była martwa. - zaśmiała się
  • ale nie widzą.
  • Dobrze, ale mnie puść. Chcę się ubrać bo zaczyna mi się robić zimno.
  • Nie rozgrzewam cię? - spytał
  • O taaak! W tych bokserkach w pingwiny. Nawet nie wiesz jak bardzo.
  • To była...
  • tak ironia – dokończyła. Kilka godzin później siedzieli w samochodzie piłkarza i jechali w stronę jego rodzinnego domu – czemu się nie odzywasz?
  • Vera, powiedz mi tak...szczerze – zaczął
  • Karim co się dzieje?
  • Czy ty jesteś.... w stu procentach pewna, że chcesz wziąć ze mną ślub?
  • Nie. Nie jestem pewna w stu, jestem pewna w dwustu.
  • To dobrze – odparł
  • a dlaczego pytasz?
  • Chcę byś była szczęśliwa. - spojrzał na nią i się uśmiechnął. Zaparkował przed domem. Nim zdążył zapukać, drzwi się otworzyły – cześć babciu – powitał starszą kobietę
  • Karimek! Karimuś babci, witaj chłopcze – wyciągnęła ręce w stronę piłkarza i spojrzała na dziewczynę
  • dobry wieczór – uśmiechnęła się
  • jesteś w ciąży?
  • Nie.
  • Spaliście ze sobą?
  • Nie.
  • Planujecie dzieci?
  • Jeszcze nie – odparł Francuz
  • a wiecie, że dzieci nie biorą się, ot tak?
  • Wiemy – powiedział – pozwolisz nam wejść?
  • Wchodźcie – zrobiła przejście – ale ja chcę dożyć prawnuka.
  • Oj babciu, babciu – mruknął pod nosem i weszli do kuchni
  • cześć dzieciaki – powitała ich niska kobieta
  • gdzie tata? - spytał
  • udaje Llorisa albo Carlosa.
  • Co robi? - spytała chłopaka
  • albo broni bramki, albo pokazuje wykonywać karne Flo. - wyjaśnił - Cóż, bynajmniej próbuje – dodał – pójdę pograć z nimi
  • Pomóc pani?
  • Nie, wszystko jest gotowe. Możesz iść po chłopaków. - godzinę później przy stole siedzieli tylko Vera, Karim i jego rodzice.
  • To opowiadajcie, bo siedzicie tak jakby coś się stało – zaśmiał się ojciec chłopaka
  • właściwie to coś dla was mamy – mruknął piłkarz
  • no to mówcie! - ponagliła kobieta
  • proszę – chłopak wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki białą kopertę
  • co to? - spytała
  • otwórz mamo – kobieta powoli otworzyła kopertę i wyciągnęła z niej zaproszenie
  • o boże – szepnęła i zakryła usta dłonią – przeczytaj – podała kartkę mężowi
  • bierzecie ślub? - zdziwił się
  • dopiero za dwa lata – wyjaśniła
  • to po co zaproszenie?
  • Czy ja wiem, chcieliśmy was poinformować – oznajmił
  • tak po prostu – dodała
  • nie jesteście za młodzi? - spytali
  • skąd, oboje kończymy w tym roku 22 lata. Za dwa lata będziemy mieć po 24. - wyjaśnił – zresztą wy w naszym wieku byliście po ślubie i mieliście już dziecko.
  • Ale twój tata nie był piłkarzem i nie miał przed sobą takiej kariery jaką masz ty.
  • Nie wiem, o czym mówicie. Co za różnica czy będziemy małżeństwem czy nie. Nadal będę piłkarzem.
  • A dziecko? - spytała kobieta – bo rozumiem, że będziecie chcieli je posiadać?
  • Co dziecko może zmienić? - spytał trzymając dziewczynę za rękę – nic, nic nie zmieni, jedynie umocni naszą więź.
  • Przemyślcie to, a co z Madrytem? - spytał mężczyzna
  • tato, prosiłem cię. Zresztą to nie koniec świata tylko niespełna półtorej godziny lotu.
  • Ale...
  • na nas już czas – powiedział – mamy plany na wieczór.
  • Do widzenia – powiedziała
  • cześć – mruknął, otworzył drzwi pierwsza wyszła Vera, a po niej Karim, odpalił silnik i odjechali spod domu piłkarza
  • Karim – zaczęła – nie zrozum mnie źle, ale.... mówiłam ci że to nie będzie dobry pomysł by dawać im teraz zaproszenie, wiesz że twoi rodzice mnie.... nie chcą...
  • przecież wiesz, że cię lubią – przerwał
  • tak, ale nie chcą byśmy byli małżeństwem – wyjaśniła
  • a czy ty chcesz, byśmy byli małżeństwem
  • pewnie.
  • To w czym problem?
  • Nie chcę by....
  • nimi się nie przejmuj.
  • Karim ale...
  • kocham cię – przerwał jej
  • ale Karim!
  • Wystarczy odpowiedzieć ' ja ciebie też'
  • ja ciebie też

    Miesiąc później

  • Vera! Vera, gdzie jesteś? - wszedł do domu dziewczyny
  • w kuchni! - wszedł do kuchni, spojrzał na nią, ale nie uśmiechnął się tak jak zawsze, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji – coś się stało?
  • Nie możemy być razem – oznajmił po chwili ciszy
  • dlaczego?
  • Po prostu nie możemy. To się nie uda.
  • Karim, o czym mówisz?
  • Kocham cię, ale nie możemy być razem. Podpisałem kontrakt z Realem Madryt, od następnego sezonu będę grał w Hiszpanii.
  • Aha czyli jak grałeś w Lyonie, to mogliśmy być parą, a jak będziesz grać w Madrycie, to już nie? - zdziwiła się – po prostu powiedz, że poznałeś kogoś. Nie jestem dla ciebie ważna, masz w dupie trzy lata które byliśmy razem.
  • Vera, proszę daj mi wytłumaczyć! - krzyknął
  • Nie podnoś na mnie głosu!
  • Dobrze – odparł spokojnie i położył dłonie na ramionach dziewczyny
  • nie dotykaj mnie – syknęła
  • Vera, ja...ja nadal cię kocham!
  • To dlaczego chcesz się rozstać?
  • Nie mogę być z tobą i nie mieć cię przy sobie. Nie zniósłbym myśli o tym, że ja jestem w Madrycie, a ty tutaj w Lyonie, że nie będziemy spędzać razem rocznicy czy innych
  • dosyć – przerwała – wyjdź
  • Vera, proszę
  • wyjdź z mojego mieszkania i życia. - nie odpowiedział, usłyszała zamykanie się drzwi i rozpłakała się, przez okno zauważyła jak chłopak wsiada do samochodu i z piskiem opon odjeżdża. Odjechała jej miłość.

    Z perspektywy Very

    Moje życie runęło, może nie byłoby tak źle, gdyby Karim nie powiedział, że nigdy nikogo tak nie kochał i nigdy nie pokocha. Nienawidziłam go i jednocześnie kochałam. On wyjechał, a ja szalałam z tęsknoty. Byłam bezsilna. Mijał dzień za dniem, Karim nie dzwonił, czasami słyszałam, że nie wiedzie mu się w Madrycie, co chwila w internecie pojawiał się artykuł o jego imprezowym trybie życia, o olewaniu treningów, o którymś z kolei rozbitym samochodzie. Nie był tym samym Karimem, którego znałam. Po jakimś czasie oswoiłam się z tym, że jego już w moim życiu nie ma. Po kilku miesiącach zaczęłam spotykać się z rok starszym Leo, którego poznałam na warsztatach dla terapeutów. Sympatyczny, czarujący, męski, przystojny, opiekuńczy. Zaczęliśmy spędzać ze sobą co raz więcej czasu. Po jakimś czasie oficjalnie zostaliśmy parą. Czasami myślałam o Karimie, ale więcej czasu poświęcałam mojemu przyszłemu mężowi, przynajmniej tak myślałam.

    Pewnego dnia Leo zaprosił mnie do restauracji, gdzie byliśmy na naszej pierwszej jako oficjalnej pary randce. Usiedliśmy przy stole, kelner podał nam menu, po chwili przyjął zamówienie, a Leo nerwowo bawił się serwetką.
  • Coś się stało? - spytałam
  • nie, nic. - mruknął
  • okey, to zanim kelner przyniesie nam zamówienie, pójdę do łazienki – wróciłam po chwili
  • zamówiłem nam wino – uśmiechnął się – te co lubisz
  • świetnie – posłałam mu uśmiech. Kiedy zjedliśmy dania główne, kelner podał nam desery. W kielichu znajdował się mój ulubiony sorbet porzeczkowy.
  • Vera, jesteś piękną, mądrą, wspaniałą kobietą – powiedział.
  • Dziękuję – mruknęłam nieśmiało
  • Vera?
  • Tak?
  • To dla ciebie – podał mi długą czerwoną różę
  • dziękuję, jest piękna – powąchałam kwiat – ale, Leo – spojrzałam zaskoczona na chłopaka i ponownie na kwiat. Wydawało mi się, że coś się w nim błyszczy. Nie mogłam uwierzyć. Ukryty był w nim pierścionek.
  • wyjdziesz za mnie?
  • O boże – szepnęłam – tak. - założyłam pierścionek na palec. Kiedy wyszliśmy z restauracji, postanowiliśmy przejść się uliczkami Lyonu.
  • Mogę cię o coś zapytać?
  • Pewnie – odpowiedziałam
  • dlaczego szepnęłaś ' o boże'?
  • Bo mnie zaskoczyłeś – szybko odpowiedziałam, gdzieś tam myślałam o Karimie, choć wiedziałam, że to nie właściwe, bo miałam u boku cudownego mężczyznę, który mnie kochał i na dodatek mi się oświadczył. Nie musiałam dowiadywać się od naszych wspólnych znajomych, by wiedzieć, że Karim nie jest za szczęśliwy w Madrycie, dowiedziałam się również o jego kontuzji. Zmarnował przez to cały sezon. Wyglądał tak, jakby mu nie zależało. Nie byłam już Karimem, ale nie miało to znaczenia i zaprosiłam naszych wspólnych znajomych na mój ślub z Leo. Moje serce bolało, bo tęskniłam, ale przygotowywałam się do najważniejszego dnia mojego życia. Jeszcze dwa lata temu szóstego września miałam zostać żoną Karima. Teraz 20 sierpnia mam zostać żoną Leo. Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że to Olivier, powiedział Karimowi o moim ślubie. Dzień przed ślubem, kiedy wszystko było zapięte na ostatni guzik, w drzwiach mojego mieszkania pojawił się Karim. Leo nie znał historii naszej znajomości, nie wiedział, co nas wcześniej łączyło, dlatego był zaskoczony kiedy go zobaczył. A co było ze mną? Myślałam, że padnę trupem. Z jednej strony cieszyłam się jak głupia, kiedy go zobaczyłam, ciemne oczy przeszywające mnie na wylot, trzydniowy zarost, czarna bluza z kapturem, ciemne jeansy. Wyglądał tak idealnie kiedy opierał się o futrynę i prawą dłonią gładził brodę. Lecz z drugiej strony chciałam go zamordować. On i jego idealne wyczucie czasu. Doskonale wiedziałam, że jutro wychodzę za mąż i jutro o tej porze będę żoną Leo.
  • Możemy porozmawiać? - w końcu się odezwał
  • dlaczego on musi mieć taki seksowny głos? - pomyślałam
  • Vera?
  • Tak, pewnie – mruknęłam – wchodź
  • nie obraź się, ale wolałbym w cztery oczy.
  • To chodź na zewnątrz. - zaproponowałam, Karim przepuścił mnie w drzwiach, zostawiając Leo zaskoczonego tą całą sytuacją. W windzie się do siebie nie odzywaliśmy. Kiedy wyszliśmy usiedliśmy na ławce, na której zawsze spędzaliśmy czas, tylko wtedy siedziałam Karimowi na kolanach, wtulona w jego szyję, albo delikatnie całującą jego usta. Teraz siedzę obok po turecku. Z ogromnym mętlikiem w głowie.
  • Po co tu przyjechałeś?
  • Miałem bardzo ważny powód – odparł
  • i przyszedłeś tu, by mi o tym powiedzieć?
  • Przyszedłem powiedzieć ci co innego – wyjaśnił
  • to mów
  • kocham cię – szepnął – nie mogłem wtedy postąpić inaczej. Kocham cię i nigdy nie przestałem. Codziennie o tobie myślę. To ty sprawiałaś, że jakoś się trzymałem. Pierwsze miesiące nie umiałem sobie znaleźć miejsca, codziennie imprezowałem, codziennie żałowałem swojej decyzji, kiedy chciałem do ciebie zadzwonić, przyjechać i porwać w ramiona.
  • Nie! Przestań! Nie chcę tego słuchać! - krzyczałam przez łzy – rujnujesz mi życie! Słyszysz?! Jutro wychodzę za mąż! A ty co?! Myślisz, że przyjedziesz, powiesz, że mnie kochasz to wszystko zmieni?!
  • Vera, proszę daj mi dokończyć.
  • Nie!
  • Żałuję, że doprowadziłem do tego, że wychodzisz za kogoś innego.
  • NIE! Zamknij się! - krzyknęłam i pobiegłam w stronę klatki, dogonił mnie, chwycił za nadgarstki
  • kocham cię – powiedział i odjechał jak kilka lat temu. Dotarło do mnie, że jutro wychodzę za Leo, ale kochałam innego, kochałam Karima. Wróciłam do mieszkania i nie wiedziałam co zrobić. Leo wyszedł, nie tłumaczyłam mu co Karim tu robił, zostałam sama w mieszkaniu. Przepłakałam pół nocy, wyczerpana płaczem zasnęłam. Wstałam zdeterminowana i pewna swojej decyzji. Wychodzę za Leo i żaden Karim Benzema mnie nie powstrzyma. Leo mnie kocha i mnie nie zostawi. Równo o 17 stałam w białej sukni przed ołtarzem w miejscowym kościele. Ja, Leo, nasze rodziny, znajomi. Rozpoczęła się msza. Starałam maksymalnie skupić się na tym co mówił ksiądz. Mówi się, że nie powinno odwracać się do tyłu w czasie ślubu, żeby nie patrzeć w przeszłość. W czasie kazania, coś mnie tknęło. Spojrzałam za siebie. Z tyłu kościoła stał Karim. W czarnej koszuli z bukietem białych tulipanów w ręku. Dotarło do mnie, że ja siedzę tu z facetem, którego nie kocham, a z tyłu stoi mężczyzna mojego życia. Facet, za którym szaleję z miłości. Ksiądz coś czytał o prawdziwym uczuciu, Leo na mnie patrzył, a ja wstałam. Złapałam za suknię i pobiegłam. W głowie miałam jedną melodię. Nie, nie marsz weselny. Crazy in Love
    Nie odwracałam się, biegłam w stronę zaskoczonego Karima. Wybiegłam z kościoła, a Karim za mną. Po chwili odwróciłam się na przeciw piłkarza.
  • Co ty ze mną robisz? - spytałam
  • o co ci chodzi? Wybiegłaś z własnego ślubu! Po co to zrobiłaś?
  • Czy ty się słyszysz?
  • No, tak – mruknął
  • wczoraj mówiłeś, że mnie kochasz, a teraz sugerujesz bym wróciła do kościoła?!
  • To, że cię kocham, nie oznacza że masz sobie marnować życie!
  • Czy ty tego nie rozumiesz? - krzyknęłam
  • czego?
  • Szaleję za tobą! Ty i twoja miłość jest tym czego chcę, jeśli mówisz, że właśnie teraz marnuję sobie życie. To tego chcę! Chcę zmarnować sobie życie, z tobą. Kocham cię. - w jego oczach znów widziałam blask, który znikł kilka lat temu
  • Wariatka – szepnął i objął z całej siły
  • to ty mnie do tego doprowadzasz. - cztery godziny później siedzieliśmy na wzgórzu podziwiając panoramę miasta. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że lekarskimi nożyczkami z apteczki obcięłam suknię, siedziałam z Karimem na masce jego samochodu i jadłam kurczaki z KFC
  • fajna kolacja – zaśmiał się i podał mi pepsi
  • noo, na wesele były zamówione kraby i jakaś zupa z raków
  • przecież ty nie cierpisz, żadnego pełzającego jedzenia – zaśmiał się
  • właśnie. Dlatego wolę zmutowanego kurczaka z KFC. - między nami zapanowała cisza, Karim włączył radio. Kończyła się jakaś stara piosenka, zabrzmiały pierwsze dźwięki Crazy in Love – uważnie się wsłuchaj – powiedziałam
  • dlaczego?
  • Bo tam jest dokładnie opisane to, co ze mną robisz. - westchnął
  • myślisz, że nasze zaproszenia ślubne są jeszcze aktualne? - spytał
  • myślisz, że zdążymy je rozesłać?
  • Już to zrobiłem – mruknął
  • co? rozesłałeś zaproszenia na nasz ślub? - zdziwiłam się
  • tak. - potwierdził kiwnięciem głowy
  • boże, mam nadzieję, że Leo mi to jakoś wybaczy. Ale sam mówił, że mam robić wszystko bym była szczęśliwa. Jestem szczęśliwa z tobą, na masce samochodu z kubełkiem classic w ręku.
  • To dobrze – uśmiechnął się
  • A zdążymy wszystko zorganizować?
  • Po prostu jeszcze raz powiedz, że mnie kochasz. - szepnął
  • nie wystarczy, że cię pocałuję?
  • Możemy spróbować.
    Got me looking so crazy right now, your love's
    Got me looking so crazy right now (in love)
    Got me looking so crazy right now, your touch
    Got me looking so crazy right now (your touch)
    Got me hoping you'll page me right now, your kiss
    Got me hoping you'll save me right now
    Looking so crazy in love's,
    Got me looking, got me looking so crazy in love.




    Miałam inny plan na drugiego oneshota, ale wyszło jak wyszło i mamy Karima.
    to na tyle:))

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. u mnie się ostatnio dużo pozmieniało, zapraszam Cię na notkę organizacyjną na :
      marii-realmadridstory.blogspot.com

      Usuń
  2. Mówiąc szczeże to te oneschoty to trochę kiepski pomysł bo wszystko dzieje się szybko bez żadnego napięcia i tej potrzeby czekania tydzień na kolejny rozdział ale to tylko moje zdanie.masz talent do pisania ale malinowa mamba nie wypali jeśli będą te oneschoty bo wtedy wychodzą historie takie gdzie w necie jest pełno

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no przyznam koledze/koleżance troche racji ale i tak jesteś świetna !

      Usuń
  3. Najpierw życzę wytrwałości w dalszym blogowaniu i kurde normalnie kocham Cię i mam nadzieję, że będziesz pisać tych opowiadań masę ! :D Chciałabym za kilka lat dostać taką książkę w empiku napisaną przez Ciebie :D Dziękujemy za ten cały rok i tysiące wylanych łez, które pojawiły się podczas czytania rozdziałów, bo potrafisz trafić człowiekowi do serca♥

    ale powiem Ci, że bardzo dobry :D Karim jest taki seksi w tych bokserkach i KOCIEJ FRYZURZE :D

    OdpowiedzUsuń
  4. A moim zdaniem to świetny pomysł pisać historyjki które chce się czytać bo są pełne miłość tęsknoty i czasem śmiechu.Cieszę się że na pisałaś o Karimie i gacie w pingwiny xD kocham to <3
    Szkoda że na drugim blogu trzeba czekać na rozdział jeszcze tydzień(chyba tydzień)ale trzeba przyznać że oba blogi są zajebiste i wciągają lecz na dobrą notkę poczekam nawet z. miesięc. :))))))))))
    Pozdrawiam Juluś <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej, hej ;) Nominowałam cię do The Versatile Blogger. Więcej informacji znajdziesz na moim blogu ;)

    http://footballdream9.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń