- Karim....Karim...wstawaj...
- jeszcze 5 minut – mruknął
- kochanie, obudź się. - powiedziała wprost do jego ucha – twoja mama była tu już trzy razy.
- To co? Chcę spać – odparł
- nie zejdziesz na śniadanie?
- A no chyba, że na śniadanie – odparł i wstał z łóżka
- ubierz coś na siebie.
- A po co?
- Twoja mama się wystraszy – zaśmiała się – masz spodnie – podała mu ubranie i wyszła z sypialni, z której po chwili wyszedł piłkarz – z gołą klatą?
- Gorąco mi, maleńka. - powiedział – to co z tym śniadaniem?
- Chodź – splótł ich palce razem i zeszli do jadalni.
- A gdzie mama?
- Pierw ja – powiedziała stając na przeciw męża
- już mi się to podoba – uśmiechnął się
- wiesz, że dziś jest wyjątkowy dzień i z tej okazji chciałabym ci coś powiedzieć...i dać...proszę – podała mu starannie owinięty białym papierem karton, który przewiązany był granatową kokardą – wszystkiego najlepszego kochanie.
- Rocznicę ślubu mamy we wrześniu.
- Masz dziś urodziny głuptasie – zaśmiała się
- zapomniałem – klepnął się w głowę
- mój mąż jest już stary – zaśpiewała – ale i tak cię kocham.
- Czekaj, za tydzień powiem ci to samo. Dziękuję...mogę otworzyć?
- Oczywiście, że możesz, już nie mogę się doczekać.
- A co to takiego?
- Zestaw noży, ten który oglądaliśmy w sklepie – powiedziała poważnie
- żartujesz?
- I toster, który ostatnio spaliłeś.
- Cudowny prezent kochanie – mruknął
- noooo otwórz, bo nie wiem czy ci się spodoba.
- Ten toster z pewnością jest cudowny.
- Nie chcę cię obrażać, ale z roku na rok jesteś głupszy....przecież nie kupiłam ci tostera...chociaż przydałby się...i nie jestem tak pomysłowa jak ty, żeby na urodziny kupić mikser.
- Do końca życia będziesz wypominać mi ten mikser?
- Nie, skąd. Myślałam, że na Walentynki kupisz mi odkurzacz, oczywiście czerwony...taki romantyczny – przewrócił oczami i rozwiązał wstążkę, rozerwał papier i momentalnie podniósł żonę – nie tak gwałtownie.
- Jesteś cudowna.
- Podoba ci się?
- Żartujesz? Kurde, myślałam, że jak sobie go kupię, to mnie z nim z domu wyrzucisz.
- Cieszę się, że ci się podoba – szepnęła i pocałowała go w czoło
- to idziemy grać...ale pierw śniadanie, tak?
- Karimek, chodź do mamusi – przerwała starsza kobieta – postaw Verę i daj mamusi słodkiego buziaczka....a co to takiego?
- To PS4 – powiedział – najlepszy prezent urodzinowy, jaki mogłem dostać.
- Ja na urodziny chciałabym wnuka – mruknęła – no...to wszystkiego najlepszego synku, dużo zdrowia, szczęścia, miłości, czego tam sobie zapragniesz, dziecka i...i wystarczy.
- Dziękuję mamo – rodzicielka wróciła do kuchni, a piłkarz usiadł na krześle obok żony, gdy spojrzał na Verę, miała opuszczoną głowę i patrzyła na swoje paznokcie – kochanie, co się dzieje?
- Nic – szepnęła – nic mi nie jest. Kochanie przestań się mną zamartwiać, masz urodziny, a ja dam sobie radę....zaraz wracam – odparła i szybko opuściła pokój, zamknęła za sobą drzwi od łazienki, puściła wodę i zwymiotowała, spuściła wodę, opłukała twarz
- Vera? Otwórz.
- Zaraz wyjdę – odpowiedziała. Zakręciła kurki, wytarła buzię w ręcznik i wyszła
- co się dzieje? - zapytał
- nic, musiałam się załatwić – spojrzał na nią podejrzliwie – sikałam
- sikałam czy wymiotowałam? - zapytał – ubierz się jedziemy do lekarza.
- Ale jestem głodna – zaprotestowała – w brzuchu mi burczy.
- Zjesz i jedziemy – odparł
- a zaniesiesz mnie na dół? - zapytała słodko
- w moje urodziny, to mnie powinnaś nosić – odparł i jedną ręką uniósł dziewczynę
- ale jesteś silny – powiedziała – jestem pod wrażeniem.
- Przestań się ze mnie nabijać. Wieczorem chciałem iść, do restauracji, ale zostaniemy w domu, musisz odpoczywać.
- Ale już mam plany na wieczór.
- Jakie? - zdziwił się
- masz urodziny, zaprosiłam kilka osób, ale jeśli nie chcesz, to...
- z pewnością będzie miło – przerwał jej – ale nie pozwolę ci pracować.
- Co masz na myśli?
- Zamówimy jedzenie żebyś się nie przemęczała. Nikt nie zauważy.
- Karim, ale...
- żadnego ale.... a wiesz czego dziś jeszcze nie słyszałem? - zaprzeczyła głową – "kocham cię najwspanialszy mężu na świecie" – spojrzała na niego unosząc jedną brew – wystarczy, że powiesz "kocham cię"
- przecież wiesz, że cię kocham – szepnęła
- wiem, ale lubię gdy to powtarzasz – uśmiechnął się
- Karim, ale na prawdę nic mi nie jest. Możemy jechać do domu i odpuścić badania – szepnęła ściskając rękę piłkarza
- chcę mieć pewność.
- Pani Benzema, zapraszam – powiedziała młoda kobieta, weszła do gabinetu zamykając za sobą drzwi. Lekarz wykonał jej badania
- odczuwa pani zmęczenie?
- Tak, ale to przez pracę. - odparła
- dobrze. - zadał jeszcze kilka pytań, następnie wypisał receptę na witaminy.
- Tak szybko? - zapytał, gdy pomagał ubrać żonie płaszcz
- tak, nic mi nie jest.
- Ale masz receptę – odparł
- to na witaminy, lekarz powiedział, że to przemęczenie.
- Mówił coś jeszcze?
- Nie mogę dźwigać ciężkich rzeczy.
- Od ciężarów masz mnie..Daj tą receptę...chcę zobaczyć, co będzie brać moja żona. - odparł, gdy byli już w samochodzie.zrobili zakupy, w restauracji złożyli zamówienie i wykupili leki.
- Podjedziemy jeszcze w jedno miejsce.
- Gdzie konkretniej?
- A coś słodkiego? - spytała
- dobrze skarbie – szepnął
- poczekasz w samochodzie, a ja szybko wyskoczę i...
- nie wydaje mi się. Jeszcze zemdlejesz mi po drodze. - odparł – idę z tobą
- ale Karim...kochanie proszę, tort jest niespodzianką. - szepnęła
- to wejdę z tobą, ale się odwrócę i nie zobaczę tortu, a potem wrócimy do auta. Sama powiedziałaś, że nie możesz dźwigać.
- No dobrze, chodź. - westchnęła, weszli do środka, zgodnie z obietnicą, odwrócił się tyłem i oglądał wystawę rodzinnej cukierni. - dzień dobry, chciałabym odebrać zamówienie.
- Na jakie nazwisko?
- Benzema – odparła
- Vera Benzema, zgadza się?
- Tak – przytaknęła
- proszę tu podpisać – wskazała starsza kobieta – a to dla...
- dla mnie – powiedział nagle piłkarz – moja żona nie może dźwigać.
- Gratuluję – uśmiechnęła się kobieta
- Przemęczenia?
- Przepraszam, zareagował pan tak, jakby pani była...
- w ciąży – dokończyła – nic się nie stało, dziękujemy i do widzenia.
- Vera...kochanie...posłuchaj....Verka
- czemu wszyscy wokół mówią o dzieciach? - spytała łamiącym się głosem
- wydaje ci się – odparł pakując tort do samochodu
- a jeśli nie będziemy mogli mieć dziecka?
- Nawet tak nie mów.
- Karim, ale nie rozumiesz...chcę mieć dziecko, nawet bardzo...jak widzę, pary z dzieckiem, albo gdy taki maluch mówi mamo... - mówiła płacząc, podszedł do niej i objął ramionami
- jeszcze nam się uda...zobaczysz...niedługo będziemy rodzicami...proszę cię, nie płacz...
- przepraszam – wyszeptała – już mnie to przerasta.
- Kochanie pamiętaj, zawsze będę cię wspierać. Jesteśmy razem i wszystkie problemy dzielimy na dwoje. Damy sobie rade. Już nie płacz – otarł łzy z jej policzków i pocałował w czoło – wracajmy, prześpisz się, zrobię ci kąpiel z różową pianą i będziemy się dobrze bawić. O nic się nie martw, wszystkim się zajmę i żadnego 'ale'.
- Jesteś cudowny, nie wiem jak ze mną wytrzymujesz.
- Jeśli ja jestem cudowny, to ty...
- nie słodź – mruknęła – nie przy twojej mamie. Ostatnio dziwnie się na nas patrzyła.
- Mogłaś głośniej zakomunikować, że.....
- wystarczy – powiedziała rumieniąc się
- i taką cię uwielbiam. W dzień grzeczna i niewinna, a nocą zamienia się w nimfomankę.
- Karim, proszę. Na prawdę już wystarczy. - mruknęła chowając twarz w dłonie.
- Kochanie, jesteśmy małżeństwem od dwóch lat, a ty wciąż się rumienisz.
- Zatrzymaj się. Wysiadam.
- O nie. Już siedzę cicho – odparł, jechali przez chwilę w ciszy – yhmm...och....och....Karim
- przeginasz
- Karim...ouu...Ka...ałaaaa, to bolało – potarł ramię, w które uderzyła go blondynka.
- Nareszcie jesteśmy – szepnęła, zaparkował na podjeździe,wysiedli z samochodu, Karim otworzył bagażnik i gdy dziewczyna brała torbę, złapał ją za rękę – co?
- Lekarz zabronił ci nosić ciężkie rzeczy
- ale to...
- żadnego ale. Ja wszystko przyniosę, a potem kąpiel.
- No dobrze, na początek zabierz tort, tylko ostrożnie. A potem reszta.
- Oczywiście. - gdy wszystkie zakupy były rozpakowane, weszli na górę
- Karim – wystraszona złapała rękę chłopaka – słyszałeś? Co to było? - spytał szeptem – o cholera, myślisz, że to niedźwiedź?
- U nas w domu? - zaśmiał się
- to w takim razie, co wydaje takie dźwięki?
- Chyba moja mama...chrapie
- ooo...to już wiem po kim to odziedziczyłeś. - zaśmiała się – też jestem śpiąca.
- Pierw kąpiel, sen czy se...rnik?
- Nie ma sernika – odparła – mam ochotę na kąpiel i jogurt truskawkowy.
- Jogurt truskawkowy? - zdziwił się
- no tak. Co w tym dziwnego? - spytała
- nie mamy truskawkowego jogurtu. Nigdy nie kupowaliśmy truskawkowego, zawsze brałaś naturalny, albo waniliowy. Ale jak chcesz, to kupiliśmy truskawki, więc...
- nie, to nie chcę. - odparła – wykąpię się, idziesz ze mną?
- Wspólna kąpiel?
- Nie, ja będę się kąpać, ty możesz patrzeć....bez dotykania.
- W takim razie wolę zająć się konsolą. - mruknął – cześć – wyszedł z sypialni, a dziewczyna weszła do łazienki, napuściła ciepłej wody do wanny i wlała aromatyczny płyn. Zdjęła z siebie ubranie i zanurzyła w wodzie. Kilka minut później usłyszała ciche otwieranie drzwi, uśmiechnęła się pod nosem.
- Znudziło ci się granie?
- Kochanie, jakbyś miała wybierać pomiędzy grą, a tobą w wannie, to chyba logiczne, że wybierzesz siebie w wannie. - rozejrzał się po łazience i spojrzał na kupkę ubrań – jesteś nago? - spytał z łobuzerskim uśmiechem
- nie, Karim. Należę do organizacji cnotliwych w kąpieli, więc kąpię się w śpiworze.
- Bardzo śmieszne – odparł ściągając koszulkę
- po co się rozbierasz?
- Bo nasza wanna jest czteroosobowa i brakuje trzech osób, więc
- więc idź jeszcze po mamę i sąsiada...ale tego przystojnego.
- Vercia, nie chcesz żebym dołączył?
- Nie – odparła – Karim, nie mam nastroju, jestem strasznie zmęczona. Przepraszam skarbie.
- Rozumiem – uśmiechnął się i chwycił ją za rękę – chyba już, jesteś pomarszczona jak...
- wystarczy, że podasz mi ręcznik – przerwała mu, wstał i rozwinął ręcznik – co?
- Możesz wstać, owinę cię...chyba się mnie nie wstydzisz? Od dwóch lat oglądam cię nagą, nie licząc wcześniejszych, gdy byliśmy parą. Więc dupcia w górę maleńka – westchnęła i podniosła się, chwyciła się piłkarza i złapała za głowę – co jest? - objął ją, wyciągnął z wanny i zaniósł do łóżka – Vera co się dzieje?
- Zakręciło mi się w głowie – odparła – chyba woda była za gorąca.
- Nie ruszaj się, a ja zaraz przyniosę ci wodę.
- Nie musisz, ubiorę się i sama zejdę na dół.
- Nawet się stąd nie ruszaj. Masz leżeć.
- Dobrze tato – mruknęła i położyła głowę na poduszce, wrócił ze szklanką wody i małym talerzykiem – co to?
- Tabletki, które przepisał ci lekarz i wodę. - wzięła leki, popiła je wodą – nie patrz tak na mnie. Czuję się jak... - przerwał jej pocałunkiem
- musisz odpocząć – uśmiechnął się – słuchaj się starszego.
- Jesteś starszy tylko o tydzień – odparła
- to co? Starszy – odparł
- a nie możemy zejść na dół? Ubiorę się w twój dres, przytulę, a ty pograsz.
- Nauczę cię grać.
- Dzieci? - weszła kobieta do ich sypialni – co robicie?
- Odpoczywamy – odparł piłkarz
- zamiast odpoczywać, powinnaś zabrać się za gotowanie. Wystarczy, że ty marnie wyglądasz, Karim jest wybitnym sportowcem i powinien dobrze się odżywiać.
- Mamo, wystarczy – odparł
- i ty się dziwisz, że nie możesz zajść w ciążę. - powiedziała i wyszła
- przepraszam – wyszeptał
- nie masz za co – odpowiedziała wycierając łzę z policzka.
- Porozmawiam z nią – powiedział przyciągając dziewczynę do siebie, wtuliła się w jego klatkę i zaczęła płakać – nie płacz maleńka – pocałował ją w głowę – proszę.
- Nie rozumiem tego. Pierw zrobiłaby wszystko, żebyśmy nie zostali małżeństwem i nie mieli dzieci, a teraz nic innego nie słyszę, tylko dziecko.
- Wiem, że ci ciężko – odparł – ale nie przejmuj się, zajmę się tym, porozmawiam z nią. Jeśli nie zrozumie, to będzie musiała wrócić do Lyonu. Nie pozwolę, żeby ktoś obrażał moją żonę, pod moim dachem, nawet jeśli jest to moja matka.
- Nie mów tak. - odparła – pójdę ją przeprosić.
- Za co? - spytał – to ona powinna, nie ty – spojrzał na zegarek
- która godzina?
- Przed 14 – odpowiedział – o 17.30 przywiozą jedzenie?
- Dokładnie. Chcesz zrobić ten sernik?
- A może te ciasto czekoladowe? - spytał – takie jak robi moja teściowa.
- Wiem, że uwielbiasz wszystko co zawiera czekoladę, ale już mamy ciasto czekoladowe.
- Serio? - spytał
- serio, serio.
- Niech będzie sernik, ale z...
- tak wiem, z czekoladowym spodem. Daj mi chwilę tylko się ubiorę. - odparła
- Vera?
- Co jest?
- Ale będzie tylko dla mnie? Tak? - spytał robiąc słodką minę.
- Ciekawe jak to później spalisz – mruknęła wychodząc ubrana z garderoby.
- Możesz pomóc i doskonale wiesz w jaki sposób.
- Kupimy psa i będziesz z nim biegać – uśmiechnęła się. Zeszli na dół, dziewczyna wyjęła potrzebne produkty i odwróciła się w stronę piłkarza – ściągniesz rzecz, która będzie mi potrzebna, a o której nie lubisz gdy mówię?
- A możesz konkretniej?
- Miałam na myśli mikser – wyszeptała, zaśmiał się i z górnej szafki wyciągnął sprzęt.
- Coś jeszcze kochanie?
- Nie, dziękuję – uśmiechnęła się...Godzinę później przelewała masę do okrągłej blaszki – Karim, przestań...daj mi skończyć...nie wkładaj tam palców
- chcę spróbować – odparł – co jeszcze mogę zrobić?
- Otwórz piekarnik – powiedziała – i ręce przy sobie.
- Długo będę czekać?
- Tyle co zawsze – uśmiechnęła się – posprzątam, a ty idź do mamy i powiedz jej, żeby również zeszła gdy przyjadą go... - przerwał jej dzwonek – otworze – wytarła ręce w papierowy ręcznik i skierowała się w stronę drzwi – Karim, do ciebie – uśmiechnęła się
- tata? - zdziwił się
- ojca nie poznajesz? - zaśmiał się – wszystkiego najlepszego synu.
- Dzięki tato – uśmiechnął się
- i dla ciebie też Vera najlepszego, mimo że urodziny masz za tydzień.
- Bardzo dziękuję
- mam coś dla was – uśmiechnął się starszy mężczyzna
- nam wystarczy święty spokój w Boże Narodzenie. - mruknął
- proszę
- dzięki tato...mama jest na górze, jeśli chciałbyś coś od niej
- jeszcze odpocznę, tak zrzędzi, że głowa boli.
- To może zrobię coś do picia? - zapytała
- nie trzeba – uśmiechnął się – mam ci w czymś pomóc?
- Nie, dziękuję – odpowiedziała - wszystko gotowe, tylko wytrę blaty.
- Spodziewacie się gości?
- Tak, przyjdzie kilka osób.
- A konkretnie kto? - zapytał piłkarz
- Sergio z Pilar, Iker z Sarą, Zizu z Ann i Rapha z Em.
- Dużo osób – powiedział starszy mężczyzna
- wcale nie – zaprzeczyła – bywało tu około 50 osób
- macie taki ogromny dom, piękny ogród i basen...
- jak wszyscy przyjadą, to się pomieszczą – powiedział piłkarz
- dobrze....pójdę do twojej matki, jeszcze się obrazi, że tu jestem i nie przyszedłem do niej.
- Zejdźcie gdy przyjdą goście – powiedział
- przebiorę się – wyszeptała
- nawet w moim dresie wyglądasz pięknie
- dziękuję – uśmiechnęła się słodko
- czekaj idę z tobą – odparł – powiesz mi w co mam się ubrać
- kochanie, jesteś dorosły – zaśmiała się w garderobie wyszukała małą czarną, do niej dobrała czarne szpilki, proste włosy spięła w wysokiego kucyka, delikatnie wytuszowała rzęsy, usta musnęła różową szminką i wyszła z garderoby
- jesteś taka piękna – odparł piłkarz widząc dziewczynę – dostanę słodko – różowego całusa?
- Dostaniesz skarbie – zaśmiała się – może być?
- Wyglądasz obłędnie – szepnął – a ta koszula?
- Wyglądasz cudownie syneczku – pochwaliła kobieta, która weszła do sypialni
- mogłabyś pukać? - spytał – wiem, że jesteś moją matką, ale każdy ma prawo do prywatności
- zastanowię się – burknęła – chyba się przebierzesz, wyglądasz jak spod latarni, za krótka jest ta sukienka, ty jesteś za chuda i jeszcze te straszne kolorowe usta.
- A mi się podoba – odparł napastnik – reszcie nie musi, Vera jest moją żoną i tylko moją.
- Mi również się podoba – poparł syna – może trochę schudła, ale zawsze może przytyć.
- Możemy zostać sami? - zapytał obejmując żonę, gdy wyszli spojrzał jej w oczy
- Zmyję te usta – szepnęła
- nie daj za wygraną – odparł – pięknie wyglądasz, nie przejmuj się...kochanie...nic nie zmieniaj....dla mnie
- dobrze – uśmiechnęła się – jesteś cudowny...i taki przystojny – gdy ich usta dzieliły milimetry przerwał im dzwonek do drzwi – to pewnie jedzenie – zeszli po schodach trzymając się za ręce. Rozłożyli jedzenie na stole i ponownie usłyszeli dzwonek – do ciebie.23.15
- Vera, pomóc ci? - zapytał widząc blondynkę myjącą naczynia
- Nie – szepnęła – dam sobie radę..idź się położyć
- dlaczego płaczesz? - podszedł do niej i objął od tyłu
- Nic mi nie jest – odparła ocierając łzy
- kochanie, wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć – pocałował ją w szyję
- na prawdę, jest okey
- tylko co?
- Obiecaj, że nie będziesz wściekły.
- Obiecuję – wyszeptał, zakręciła wodę i odwróciła się do niego przodem
- Karim...bo...bo ja...niedawno policzyłam....i...i....nie bądź zły...sama tego nie zauważyłam....nie wiem czemu...po prostu...nie zauważyłam...dopiero dziś policzyłam...
- Kochanie nie płacz, tylko powiedz co się dzieje.
- Okres mi się spóźnia...przeszło miesiąc.
- Miesiąc? - powtórzył
- tak – przytaknęła, spojrzał na nią, z blatu wziął kluczyki od auta – Karim, Karim....gdzie idziesz? Karim, czekaj...Karim – nie reagował, wyszedł z domu, usłyszała jak odjeżdża z podjazdu, zostawiając ją samą w domu...
Dwie godziny
później
coś udało mi się naskrobać:) niedługo zacznę pisać You Give Love a Bad Neme, bo jakiś pomysł pojawił się w mojej głowie.na pewno powstanie jeszcze kilka rozdziałów tej historii.
Gwiazdo, pamiętaj o sesji...bo mój zestaw małego artysty czeka :D
ahhh Edział where are you?
Rozdział perfekcyjny ;))
OdpowiedzUsuńTylko szkoda że końcówka taka smutna :(
Czekam na następny tutaj i na You Give Love a Bad Name. Julka ;)
Nieeeeeeeeeeeee zostawiaj jeeeeeeeeeeeej !! ;_;
OdpowiedzUsuńLubie Karima, ale jaja mu urwę.
~ Nevada