Crazy in Love i Crazy in Love part II.
- Vera...maleńka...Vera...wstawaj
- mam wolne...chcę spać – mruknęła
- Vera nie żartuję, wstawaj – powiedział ściągając z niej pościel
- Karim...przestań, przykryj mnie, zimno mi – szepnęła. Wyciągnęła ręce w stronę męża odsłaniając nagie ciało. Piłkarz przybliżył się do niej, mając wciąż zamknięte oczy objęła jego szyję, chciała ponownie wciągnąć go do łóżka, lecz on wziął ją na ręce i całkowicie wyciągnął ją spod ciepłej pościeli – oszalałeś? - wzdrygnęła się
- ubieraj się – odparł. Usiadła na łóżku, piłkarz podał jej bieliznę, ciemnoszare spodnie, biały top i bluzę.
- Zmarznę w stópki.
- Nie zmarzniesz – odparł, schylił się i ubrał jej różowe skarpetki z żółtymi kaczuszkami
- od kiedy mam takie skarpetki?
- Od dziś. Chodź – wyciągnął rękę w jej stronę
- muszę? Tak bardzo chce mi się spać.
- Co ja z tobą mam? - westchnął biorąc ją na ręce
- wszystko – odparła wtulając się w jego szyję, będąc na dole ubrała buty i wyszli na zewnątrz, było jeszcze ciemno, co zdziwiło dziewczynę.
- Karim? Która godzina?
- Przed piątą.
- Co? oszalałeś?
- Będziesz mogła pospać w samochodzie.
- A gdzie jedziemy?
- Niespodzianka – uśmiechnął się. Wsiedli do samochodu, dziewczyna momentalnie zasnęła, droga była pusta, zanim dojechał na miejsce kupił po drodze kawę i ciepłe babeczki
- daleko jeszcze? - spytała przecierając oczy
- jesteśmy na miejscu – odparł parkując samochód
- a co to za miejsce? - rozejrzała się wkoło – Karim...zaczynam się ciebie bać. Wywiozłeś mnie nie wiadomo gdzie, jest ciemno...
- spokojnie – zaśmiał się – nie wyciągnę noża i nie zadźgam cię na śmierć
- skąd mam mieć pewność?
- Bo to nowy samochód, a po drugie ciężko będzie usunąć krew z tapicerki.
- Wypuść mnie – szepnęła
- Vera spokojnie, nic ci nie zrobię.
- Nie wiem.
- Słuchaj, gdybym chciał cię zabić zrobiłbym to gdybyś spała – dziewczyna maksymalnie odsunęła sie od niego – nie wygłupiaj się...nie wyspałaś się majaczysz, proszę wysiądźmy z samochodu.
- Nie jestem pewna – wyszeptała
- kochasz mnie?
- Bardzo.
- Ufasz mi?
- Bezgranicznie – powiedziała
- to chodź. Obiecuję, że się nie zawiedziesz – wysiedli z samochodu. Piłkarz na dach odstawił dwie gorące kawy i papierowy pakunek – chcesz koc?
- Wolę ciebie – uśmiechnęła się
- możesz powtórzyć?
- Przecież słyszałeś.
- Niedosłyszałem
- jest ciepło, bluza mi wystarczy – powiedziała
- słyszałem co innego – odparł
- widzisz, miałam rację. Słyszałeś.
- Maleńka – zamruczał
- wolę ciebie – powtórzyła. Podszedł do niej, odgarnął niesforny kosmyk z twarzy. Uniósł ją i posadził na masce – za chwilę do ciebie dołączę – wyszeptał – nie odwracaj się, a najlepiej zamknij oczy
- niech będzie – szepnęła i zakryła dłońmi oczy. Piłkarz schował coś do kieszeni, z bagażnika wyciągnął ogromny bukiet czerwonych róż i jasnoróżową kopertę.
- Otwórz oczy – poprosił, odsłoniła twarz. Niebo przybierało kolor czerwieni i pomarańczy. Stał przed nią z kwiatami
- boże – szepnęła – Karim..ile..
- 731 róż...od tylu dni sprawiasz, że jestem najszczęśliwszym facetem na świecie, twój uśmiech gości w moim sercu, przy tobie każdy problem wydaje się błahy, od tylu dni jesteś moją żoną, siłą, nadzieją, miłością, rozkoszą... jesteś dla mnie wszystkim...kocham cię
- ja ciebie też – wyszeptała wzruszona
- nie płacz – mruknął ocierając łzę z jej policzka
- możesz coś zrobić?
- Dla ciebie, wszystko.
- przytul mnie – odłożył kwiaty obok dziewczyny, a ją czule objął. Oplotła go nogami wtulając się w jego szyję – musisz to robić?
- Co konkretnie?
- Za każdym razem nie wiem co mam powiedzieć.
- Wystarczą dwa słowa.
- Chyba wiem jakie – powiedziała
- zamieniam się w słuch.
- Kocham cię – uśmiechnął się i pocałował ją w czubek nosa.
- Masz ochotę na kawę...przed szóstą rano?
- z tobą? Zawsze – zaśmiała się, usiadł obok, wcześniej odkładając kwiaty na dach – przypomniała mi się pewna sytuacja. Ale wtedy zamiast kawy...dziękuję – podał jej papierowy kubek – miałam colę i..
- kubełek classic, niestety KFC było zamknięte, ale za to mam twoje ulubione babeczki, jeszcze ciepłe – pokręciła z niedowierzaniem głową – na jaką masz ochotę?
- Ciemną z białą czekoladą – spojrzała na róże – są piękne
- nie tak jak ty...
- romantyk...wariat...ile jeszcze twarzy skrywasz?
- Nic nie skrywam, dlaczego wariat?
- Większość facetów w rocznicę ślubu, albo po prostu, żeby sprawić swojej kobiecie przyjemność, to obudziłby ją... po takiej nocy śniadaniem do łóżka, a ty...ty wyciągnąłeś mnie z łóżka, ubrałeś na nogi jakieś śmieszne skarpetki i przywiozłeś tu.
- Nie przyjechaliśmy tu bez powodu – powiedział – spójrz tam – wskazał
- nie wierzę – wyszeptała – Karim...jesteś...najcudowniejszym facetem na ziemi.
- Wschód słońca, a ja tylko przywiozłem cię tutaj, żeby ci go pokazać.
- Wystarczyło.
- Poczekaj na trzecią, czwartą...dziesiątą rocznicę.
- Już nie mogę się doczekać...tobie też szybko minęły te dwa lata?
- Za szybko, wciąż wydaje mi się, że dopiero wczoraj stałaś obok mnie w białej sukni.
- Myślałam, że powiesz coś innego.
- Masz namyśli naszą pierwszą noc, jako małżeństwo?
- Dokładnie – zaśmiała się"Weszli do apartamentu znajdującego się na samej górze, oparła się o jego klatkę, a on czule ją objął. Powoli całował szyję, obojczyk, ramię.
- Pięknie wyglądasz w tej sukience.
- To suknia... ślubna – poprawiła go
- nareszcie jesteś tylko moja
- zawsze byłam.
- nareszcie sami – dodał – zostaje nam tylko zabranie resztę twoich rzeczy do Madrytu, wydostanie cię z tej sukni i cieszyć się sobą.
- Wiesz, że nadal ciężko mi w to uwierzyć. - szepnęła
- dlaczego?
- To mój mąż Karim
- mężuś brzmi lepiej
- czy mężulek? - zapytała słodko
- bez znaczenia pani Benzema – westchnął przerzucił ją przez ramię i udał się w stronę sypialni
- jak jaskiniowiec, który wnosi zdobycz na ramieniu.
- Prawdę mówiąc, to jesteś taką zdobyczą.
- Bardzo ci dziękuję, to jest to co każda kobieta chciałaby usłyszeć od męża w dniu ich ślubu.
- Widzisz jaki jestem romantyczny – zaśmiał się
- wychodzisz poza skalę.
- Zaraz ci pokażę jaki jestem romantyczny – mruknął jej do ucha, skierował ręce do tyłu, chcąc odpiąć zamek, wtedy przerwało im natarczywe pukanie do drzwi – zabiję – syknął wściekle, poszedł do drzwi i otworzył
- ile można czekać? - spytała kobieta wchodząc do pomieszczenia
- mamo, co tu robisz? - zapytał – powinnaś spać, a nie chodzić po hotelu
- już wiem co tu robię – odparła – gdzie jest Vera?
- Tutaj – odparła dziewczyna wychylając się zza drzwi
- chodź tu drogie dziecko – dziewczyna bez słowa dołączyła do nich – tu jest synku twoja kamizelka od smokingu, a wiesz gdzie była? Nie odpowiadaj, była na krześle, a nie na tobie, tak samo muszka, ale nie martw się mamusia wszystko zabrała i już powiesiła. Gdzie marynarka?
- Tutaj – wskazał głową na krzesło – mamo, przyszłaś...
- dlaczego nie miałeś na sobie całego stroju przez całe wesele? - zapytała – jako pan młody powinieneś wyglądać elegancko, a nie jak reszta twoich kolegów, którzy po północy pościągali krawaty.
- Dla wygody – wzruszył ramionami – wybacz mamo, ale coś jeszcze? Bo jesteśmy zmęczeni i chcielibyśmy położyć się spać.
- Spać? ha... to dobre, już ja wiem, jak będziecie spać. Sznurek w dupie zamiast porządnych ocieplanych majtek, bicze jak dla konia, kajdanki...oczywiście będziecie spać, a suknia ślubna będzie leżeć na podłodze, albo jeszcze ją rozerwiecie, bo tak będzie chciało wam się spać, że nie będziecie mogli normalnie rozpiąć zamka. Odwróć się, pomogę ci z suknią – dziewczyna bez słowa odwróciła się tyłem, patrząc z rozbawieniem na piłkarza, kiedy stała w samych stringach – dziecko, zakryj piersi! Jak tak można. Piersi pokazywać, jestem kobietą, też je mam, ale Karim. Wiem, że jesteście małżeństwem, ale tak...wiedziałam, miałam racje.
- Z czym? - spytał piłkarz
- sznurek w tyłku i potem nerki będziesz mieć chore - kobieta wyciągnęła coś z torby – Karim, proszę, mam dla was piżamki, ta jest dla ciebie – podała ją chłopakowi – a to dla ciebie. Ubrać się i do spania. Rano przyjdę sprawdzić czy zjedliście śniadanie. Dobranoc dzieci – uśmiechnęła się i wyszła
- zaraz się wścieknę – syknął piłkarz
- nie słyszałeś? Ubieraj się i do spania – zaśmiała się"
- tego nigdy nie zapomnę – odparł – tego co było potem również.
- Dobrze, że grasz w Madrycie.
- Tak? Przez Madryt się rozstaliśmy.
- Niby tak, ale jakbyś grał w Lyonie, to takie niezapowiedziane wizyty moglibyśmy mieć dosyć często, a tak ktoś musi zarezerwować jej bilet na samolot i ty musisz odebrać ją z lotniska.
- Pewnie... a musimy w naszą rocznicę rozmawiać o mamie?
- Oczywiście, że nie. Pogadajmy o sporcie.
- Myślałem, że porozmawiamy o tym jak spędzimy razem dzień.
- Liczysz na rewanż? - zapytała, tylko przytaknął – zrobię ci coś dobrego na kolację.
- Pomyślałem, że zamówimy, żeby nie marnować czasu.
- Jak wolisz. - uśmiechnęła się
- mam coś jeszcze – podał jej jasnoróżową kopertę – proszę, otwórz – wyciągnęła z koperty kartkę.
- "Jesteś każdą moją myślą, każdą nadzieją, każdym moim marzeniem, i nieważne, co przyniesie nam przyszłość: każdy wspólnie spędzony dzień to najwspanialszy dzień mego życia. Zawsze będę należał wyłącznie do Ciebie" – przeczytała – Karim...to... musisz mi to robić?
- Co takiego?
- Nie mam słów, żeby to nazwać – odparła
- widzisz, co miłość robi z człowiekiem. - uśmiechnął się – a to dla ciebie – wyjął pudełko z kieszeni bluzy i podał dziewczynie
- przecież dostałam od ciebie kwiaty, tą kartkę.
- To tylko dodatek, do tego co jest w środku – wyjaśnił – otwórz, chcę wiedzieć, czy ci się spodoba.
- Obrączka? - zdziwiła się – przecież mam obrączkę.
- Tą co nosisz kupiłem godzinę przed ślubem, a chciałem żebyś miała coś wyjątkowego
- i cholernie drogiego – dodała
- dla mnie jesteś bezcenna i każde pieniądze przy tobie nic nie znaczą. - powiedział
- ubierzesz? - zapytała, bez słowa wyjął obrączkę i założył ją na jej palec – jest piękna, dziękuję – delikatnie go pocałowała – wiesz, że właśnie odpowiedziałeś na moje pytanie.
- Konkretnie jakie?
- wolę wariata, który wyciągnie mnie z łóżka i pokaże wschód słońca, niż romantyka, co obudzi mnie śniadaniem do łóżka.
- To chyba dobrze?
- Idealnie – odparła – i nawet przygotowałeś śniadanie.
- Na masce samochodu – dodał – zbieramy się?
- A nie możemy tu zostać?
- Możemy, ale mam dla nas plany.
- Jakie? Bo przydałoby się jeszcze gdzieś pojechać.
- Gdzie?
- Na zakupy.
- Mówiłem ci, że zamówimy coś do domu
- no dobrze, ale w lodówce prócz piwa i masła nic nie mamy...nie, kłamię, mamy truskawki.
- Okey – westchnął – ale teraz będziesz musiała się bardzo postarać, żeby mi to wynagrodzić.
- Chodźmy, jestem śpiąca. Zrobimy zakupy, a potem położymy się, bo zasnę na stojąco.
- Chciałbym zobaczyć jak śpisz na stojąco. - zaśmiał się
- to przez ciebie – powiedziała
- aha...to ja sobie jęczałem do ucha "yhmm...Karim... ouu...jesz – zatkała mu dłonią usta
- przestań – syknęła – wracamy – zrobili zakupy i wrócili do domu. Po wypakowaniu rzeczy, Vera weszła na górę i skierowała się do garderoby, z szuflady wyjęła pudrowe pudełko, w którym znajdowała się czarna bielizna – powinno mu się spodobać – powiedziała do siebie
- Vera! - zawołał idąc po schodach, pośpiesznie schowała pudełko i zabrała ze sobą krótkie jeansowe spodenki i luźną koszulkę – Vera!
- Nie strasz – szepnęła – co się stało?
- Chcesz iść na spacer?
- Pewnie, tylko się przebiorę – uśmiechnął się do niej i przyglądał jak się ubierała – możemy iść – powiedziała, wybrała do tego czerwone trampki i razem zeszli na dół, szli trzymając się za ręce – czy to nie jest dziwne?
- Co takiego?
- Że przy tobie nawet cisza nie jest krępująca.
- Nie jest dziwne, wiesz co jest dziwne?
- Co?
- że każdy facet się na ciebie gapi, a ty jesteś moją żoną i to mi się nie podoba.
- Przesadzasz, a najważniejsze dla ciebie powinno być to, że ja gapię się tylko na ciebie.
- I to mi się podoba, masz ochotę na coś zimnego?
- Mrożoną lemoniadę – powiedziała, piłkarz kupił dwa mrożone napoje i poszli dalej – jaki masz smak?
- Truskawka, chcesz?
- Pewnie – uśmiechnęła się
- smakuje ci?
- Tak, a tobie?
- Jest coś lepszego. - odparł
- co takiego?
- Usta mojej żonyWieczór
- Karim? - zapytała schodząc ze schodów – kochanie, gdzie jesteś?
- Tutaj – uśmiechnął się na widok żony ubranej w sukienkę, którą kupił – pięknie wyglądasz.
- Dziękuję kochanie – weszli do salonu, rozejrzała się, nigdzie nie było zastawionego stolika
- Masz ochotę na wino? - zapytał
- poproszę...ale gdzie będziemy jeść?
- Pomyślałem, że zjemy na zewnątrz. Jest ciepło, ale jeśli nie chcesz, to zaraz wszystko...
- nie, nie. Chodźmy – wzięła z blatu kieliszki i wyszli na zewnątrz. Wokół było zapalone mnóstwo świeczek, płatków róż. Na stole również znajdowały się świeczki, odsunął jej krzesło i usiadł na przeciw
- smacznego – powiedzieli jednocześnie - dziękuję
- smacznie zamawiasz
- a ty smakowicie wyglądasz – odparł
- słyszysz?
- "Whatever happens" – powiedział biorąc ją za rękę – nasz pierwszy taniec, jedna wielka improwizacja.
- było romantycznie, bez zbędnych przygotowań, tylko ty i ja.
- A na koniec...
- obrót w stylu tańca z gwiazdami
- miałem na myśli inny koniec, ten po wizycie mojej mamy.
- Guns n' Roses – szepnęła
- to była noc...a raczej poranek – powiedział, gdy zabrali naczynia do domu
- dziś tak nie będzie – rzekła
- na prawdę? Masz jakiś plan?
- Oczywiście, na pewno ci się spodoba – powiedziała chowając talerze do zmywarki
- ja to zrobię.
- Niech będzie – przytaknęła - za 15 minut w sypialni – szepnęła zabierając ze sobą truskawki...
i sukienka
Mam nadzieje, że wam się podoba, na następny zapraszam za tydzień, weźcie truskawki, coś na uspokojenie i co tam chcecie :)
Jeju czego tak cudownie piszesz ?
OdpowiedzUsuńRozdział taki magiczny,cudowny,tak bardzo romantyczny <3
Oni są tacy jdjdjdiwnsidbdifnsicakzidjsxiekd słodcy yghm czekam na następny ;)
Julka :-)
Cudeńko
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz ♥
Kocham twoje opowiadania ^^
JulkaRamosowa
Cudowny, chodź mam nadzieję, ze z Ozilem jakiś rozdział jeszcze się pojawi :)
OdpowiedzUsuńawwwww, ale piękny rozdział! ♥
OdpowiedzUsuń